piątek, 7 lutego 2014

Wyzwanie trzydziestodniowe (9)

A book you thought you wouldn't lite but ended up loving

I znowu wielkie słowo – pokochałeś. Nie przypominam sobie aż tak skrajnego przypadku. Czyżbym był letnim czytelnikiem? A przecież powinniśmy być zimni albo gorący. Gdybym jednak miał podać tytuł jakiejś książki, której obiór zmienił mi się na plus, byłaby to Trojka zmarłego przed dwoma tygodniami Stepana Chapmana.
A skąd uprzedzenia? Tak wygląda opis z tyłu okładki:

W oślepiającym blasku trzech fioletowych słońc troje wędrowców – stara Meksykanka, zautomatyzowany samochód terenowy i brontozaur – od setek lat brnie przez pustynię. Nie wiedzą, czy pustynia gdzieś się kończy, a jeśli nawet tak, to co znajdą na jej krańcu. Czasem napotykają idealnie zachowane, ale całkiem bezludne miasta. Nigdy nie spada ani kropla deszczu. Najgorsze jednak jest to, że nie pamiętają nic ze swojego życia przed pustynią – tylko nocą, w snach, przypominając sobie strzępy dawnych przeżyć.
Noc sprowadza jednak szaleństwo burz piaskowych, które zamieniają ich ciałami, w jakiejś metafizycznej odmianie zabawy w komórki do wynajęcia. Dysfunkcyjni i zdezorientowani, wielokrotnie zabijają się nawzajem, nigdy jednak nie udaje im się umrzeć. Gdzie są? I jak mogą stamtąd uciec?
Straszne, prawda? Ale ku mojemu zdumieniu (i mojej radości) Trojka okazała się precyzyjną powieścią opartą na zgrabnym pomyśle. W sumie podobną do Wiecznego Grunwaldu Twardocha (postosobliwościowy metaświat i pączkujące zeń kieszonkowe światy, w których bohaterowie doświadczają rozmaitych mąk). Rozczarowani muszą być za to miłośnicy M. Johna Harrisona, którzy, jak się zdaje, oczekiwali, że w Chapmanie znajdą tę samo podniecające nic, co u miszcza. Może dlatego Trojka jest jedną z najrzadziej czytanych i najmniej komentowanych książek z Uczty Wyobraźni?

2 komentarze:

  1. Ha! A ja tej książki nawet nie kupiłem, ponieważ gdy ją zapowiadano byłem zbyt świeżo po zmaganiach z "Akwafortą" - dość podobną, z okładkowego streszczenia. A "Akwaforta" była dla mnie dużym rozczarowaniem, taką powieścią, w której forma przerosła treść a atrakcyjny pomysł stał się pretekstem do do upajania się własną zajebistością, za którą prawie nic nie stało. Zniechęcony nawet nie dałem szans "Trojce".

    OdpowiedzUsuń
  2. "Akwaforta" to książka debiutantki, która musiała wykrzyczeć się ze wszystkiego, co jej leżało na sercu. Chapman bardziej się pilnował.

    OdpowiedzUsuń