Favourite book turned into a movie
W piątek rano padł mi internet. Konkretnie – dostawcy. Włączył go z powrotem dopiero dziś koło czternastej. W ten sposób wcięło mi dwa dni Wyzwania. Postaram się je jakoś nadrobić. Pewnie jako suplementy do jakichś innych dni, albo jako promocyjne dnie 31 i 32. Zobaczymy.
O dziwo brak sieci nie uczynił mnie ćpunem na głodzie. Za to zorientowałem się, ile rzeczy robię wyłącznie zza komputera. Autorzy socjologicznej i technikosceptycznej SF mieli rację.
Ale wróćmy do Wyzwania. Ulubioną sfilmowaną książką będzie Na srebrnym globie Żuławskiego (Jerzego), a filmem na jej podstawie – Na srebrnym globie Żuławskiego (Andrzeja).
Będę się upierał, że Jerzy Żuławski napisał wielką powieść (w ramach równie wielkiej trylogii) nie tylko dlatego, iż przeczytałem ją pacholęciem będąc, przez co kształtowała moja podstawowe literackie gusta. Po prostu jest dla mnie koronnym dowodem tezy, którą kiedyś wygłoszę na jakiejś konwentowej prelekcji – że fantastyka jest naszą literaturą narodową. Bo popatrzcie: praktycznie znikąd powstała książka będąca w ścisłej czołówce gatunku i od tego czasu polscy pisarze nie obniżają narzuconego na początku dwudziestego wieku tempa.
Film zaś... to coś dziwnego. Dla jednych kalekie arcydzieło, inni argumentują, że gdyby go wiceminister Wilhelmi nie okaleczył, nie szybko popadłby w zapomnienie. W każdym razie nie produkcja dla wszystkich. Andrzej Żuławski, jakim go kochamy nienawidzić. Fragmenty są na youtubie, więc każdy może się przekonać, jak wygląda awangardowe SF made in Poland.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz