sobota, 1 lutego 2014

Wyzwanie trzydziestodniowe (3)

Your favourite series

Żeby było to takie proste. Serii oraz cykli unikam jak diabeł wody święconej – przynajmniej póki nie ukaże się ostatni tom. A i potem mam opory. Nie ruszyłem Malazańskiej księgi poległych, od Pieśni lodu i ognia odpadłem w połowie Starcia królów (i ciągle powtarzam, że to jednak powinna być trylogia, jak to pierwotnie planował Martin). Do tego coś niedobrego stało się z cyklami. Zbiorcze wydanie Amberu Zelaznego (to z przepaskudną okładką) objętością dorównuje pojedynczemu tomowi Eriksona. To samo dotyczy literatury dziecięcej/młodzieżowej – Narnia to takie cieniusieńskie książeczki, a już Harry Potter puchł z tomu na tom. No i jak taki cykl zmieścić na półce? Na szczęście wymyślono czytniki, więc przynajmniej ten problem z głowy.
Gdyby mi się jednak odkręciło i postanowiłbym wziąć się za jakiś popularny cykl, przeczytać go od początku do końca w jednym ciągu, to byłby Świat dysku Pratchetta.
Czytałem go intensywnie, kiedy jeszcze nie odrzucało mnie od cykli, czyli dość dawno temu: Bogowie, honor i Ankh-Morpork byli wtedy najnowszą częścią. Od tego czasu wyszło w Polsce drugie tyle dyskowych książek, a nawet dogoniliśmy autora. Pamiętam więc Pratchetta buffo, Pratchetta slapstickowego oraz Pratchetta parodiującego wszystko, co mu się nawinie pod klawiaturę. Czy to prawda, że od tego czasu wiele się zmieniło? Z tego, co mówią mi znajomi (i można wydedukować z okładek), Dysk zrobił się mocno steampunkowy, a parodię zastąpiła gorzka satyra społeczna. Kto wie, może to byłby świat dla mnie. Czas chyba przeprosić się z cyklami.

2 komentarze:

  1. Doniosły argument przeciwko czytnikom: można na czas nie zauważyć, że książka jest za długa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Koniecznie. Spróbuj od "Piekła pocztowego".

    OdpowiedzUsuń