Po pierwsze: Łukasz Kucharczyk napisał powieść przede wszystkim postmodernistyczną.
Po drugie: Wszystkie drogi prowadzą jest również powieścią humorystyczną, wypada więc wytłumaczyć się z żartu w pierwszym zdaniu. Otóż kiedy Andrzej Sapkowski zaczął zawojowywać rynek Wiedźminem, czytelnicy czuli niejaką konsternację, dostając w tej znakomitej prozie masę rzeczy dziwnych często i do siebie niepasujących. Parafrazy popularnych baśni, mniej lub bardziej ukryte cytaty z innych dzieł kultury, kilka stylizacji językowych na raz, (pozorne) anachronizmu, skakanie od liryczności po rubaszność, czy kwestionowanie tradycyjnych narracji, osobliwie heroicznych, połączone z mało dyskretnym wprowadzaniem heroizmów własnych. Maciek Parowski, próbując ogarnąć to wszystko i wyjaśnić ludziom przyzwyczajonym, że fantastyka to klasyczna SF, znalazł słowo „postmodernizm.” Odtąd na długie lata przyjęło nazywać się AS-a postmodernistą. Z drugiej strony — zauważył to w jakimś artykule Dukaj — w oczach przeciętnego fantasty „postmodernizm” zaczął po prostu oznaczać dużo nawiązań do książek i filmów, zwłaszcza humorystycznych. I właśnie w tej dukajowskiej optyce Wszystkie drogi prowadzą jest postmodernistyczne.Ale jest też inna technika diagnostyczna. Rysownik Grant Snider stworzył kiedyś jednostronicowy komiks, w którym rozrysował najpopularniejsze rodzaje konfliktów fabularnych w zależności od epoki literackiej. Nie trzeba długo rozmyślać nad tymi dziewięcioma panelami, żeby spostrzec, że postmodernizm to wymarzone środowisko dla fantastyki. W tym dla powieści Kucharczyka (przez wzgląd na spojlery nie zdradzę, gdzie u Snidera umieścić Wszystkie drogi...).
Tyle — na razie — mojego kulawego literaturoznawstwa. Przejdźmy do fabuły. Wszystkie drogi prowadzą są bezpośrednią kontynuacją debiutanckiego zbioru p.t. Granty i smoki (wkrótce na papierze nakładem dziewiątek). Znów trafiamy na Uniwersytet Wielkobohaterski im. Kelta Niezwyciężonego, gdzie znany już Cilgeran, młody uczony tyleż obeznany w teorii życia w świecie heroic fantasy, co nieobeznany w praktyce, właśnie kończy doktorat. Niestety, na skutek znanego z komedyj splotu nieszczęśliwych przypadków, rękopis zostaje pomylony z tajemniczym grimuarem i skradziony przez szpiegów ościennego imperium zła. Cilgeran, chcąc zdobyć wymarzony tytuł (choć nie wie za bardzo, co potem ze sobą robić), musi się udać na klasyczny fantastyczny quest: zebrać drużynę, przemierzyć szereg niebezpiecznych krain, poznać świat i samego siebie, słowem, zrobić wszystko to, co poznawał i analizował od strony naukowej przez ostatnie lata. W rezultacie czytelnik otrzymuje to, czego oczekuje od humorystycznej fantasy, czyli zabawne przygody bohaterów oraz złośliwości wymierzone w absurdy naszego świata, krytycy zaś mogą roztrząsać najbardziej gorące pytanie, jakie zrodziło się wokół Grantów i smoków oraz Wszystkie drogi prowadzą:
Czy Łukasz Kucharczyk to polski Terry Pratchett?
A jeśli — to który?
![]() |
Dowód, że dyskutować z Pratchettem, to rozmawiać z olbrzymem, ale starać się trzeba (za najnowszą wersję pliku dziękuję Krzysztofowi Kietzmanowi) |
Dawno nie czytałem Świata dysku (a wypadałoby wrócić), pamiętam jednak, że ś.p. sir Terry odkrywał tam trzy oblicza. Parodysty, moralisty oraz dekonstruktora. Pierwszego kojarzymy chyba najbardziej z pierwszych tomów, choć prześmiewczy ton przetrwał do samego końca cyklu. Moralistą na pełnej parze Pratchett został po pewnym czasie i chyba to wcielenie zapewniło mu nieśmiertelność — przestał być po prostu obśmiewaczem fantasy, a dołączył do grona Wielkich Satyryków Społecznych, z których słynie literatura brytyjska. Dekonstruktora dostrzegamy zaś w nim chyba najrzadziej, ale zastanówmy się, ile razy na kartach Dysków, ktoś jest świadomy mniejszych i większych konwencji fabularnych, próbuje je wyzyskać na swoją korzyść, zaaranżować, jeśli jest ku temu sposobność, albo kontestować, bo nie każdy wybraniec słucha ślepo przepowiedni albo chce zasiąść na tronie.
Łukasz Kucharczyk na pewno jest dekonstruktorem. Nie chcę tu sadzić spojlerów, powiem więc tylko, że fabuła Wszystkich dróg... nie odstaje od podobnych wyczynów u Pratchetta. Podróż bohatera, redemption arc i inne uczone pojęcia są w świecie Mądroborzy jak prawa natury, a igranie z nimi w każdej przyzwoitej fantastyce oznacza kłopoty.
Znajdziemy też na stronach Wszystkie drogi prowadzą znaną z Dysku parodię i kpinę, przypisy ironicznie pointujące główną narrację, cytaty i z kultury (za Brzechwę autor ma u mnie dodatkowego plusa do oceny końcowej), i z bieżączki (choćby znany show kulinarny), folkloru, mód czy samego faktu, że powieść fantasy ma pewne, zabawne dla obserwatora z zewnątrz obowiązki.
Jedynie, czego zabrakło Kucharczykowi, żeby dostać tytuł krajowego przedstawiciela pratchettyzmu, to społeczny moralizm. We Wszystkie drogi prowadzą bywa poważnie choćby wtedy, kiedy postać pisana przez większość czasu jako funkcja dowcipu może finałowo zostać psychologicznie umotywowana — na tyle, żeby całość nie przestała być komedią. Nie ma jednak tego, co Świat Dysku w pewnym momencie zdominowało i chyba nawet przytłoczyło, czyli refleksji o naturze człowieka i społeczeństwa. Z początku mogło się wydawać, że powieść pójdzie tym tropem. Otóż w Mądroborzy wszyscy myślą o nadciągającej wojnie. Czuć grozę i wszyscy, od stróżów prawa (patrolujących głównie knajpy), po małe dzieci, zadają sobie fundamentalne pytanie — wejdą, czy nie wejdą? Temat ważny, na czasie, pozwalający na opowiedzenie go z trochę innej strony, niż przeważnie widzimy w fantastyce. Żeby nie sięgać daleko, Bogowie, honor i Ankh Morpork to świetna powieść, ale mocno osadzono w brytyjskim, czy wręcz zachodnioeuropejskim przeżyciu wojny, czyli albo kolonialnej ekspedycji, albo absurdalnej okopowej rzezi, jak w 1914. Mógłby Łukasz Kucharczyk i potępić, i pokazać, jak to się przedstawia poza anglosferą, postanowił jednak poświęcić uwagę czemuś innemu. Też ciekawemu, ale szkoda straconej okazji.
W ogóle, pomijając kilka cytatów, które by znikły w tłumaczeniu (sir Terry’emu, mimo starań Piotra W. Cholewy, też znikały), Wszystkie drogi prowadzą to bardzo uniwersalny rodzaj humoru. Nie tylko międzynarodowo: myślę, że wiele fragmentów mogłoby przypaść do gustu osobom nie czytującym fantastyki. Po prawdzie, to w polskiej literaturze jest mało śmiechu i satyry, nie licząc może nurtu kryminalno-obyczajowego, który też przecież wyszedł z fantastyki (konkretniej: od Marty Kisiel). To zastanawiające, bo nawet u arcypoważnego i dostojnego Tomasza Manna znajdzie się kilka okazji do śmiechu. Polacy tymczasem zdają się uważać, że istotność jest nierozłączna z powagą (widać to szczególnie po krajowych serialach premium). Byłoby niezmiernie miło, gdyby sukces Łukasza Kucharczyka pociągnął nie tylko rozkwit zabawnej fantastyki, ale przydał poczucia humoru innym sektorom kultury. Bo nie da się powiedzieć uczciwie o człowieku, jeśli zapomina się o tak ważnym aspekcie człowieczeństwa, jak śmiech.
Humor Kucharczyka to humor polskich kabaretów. Fakt, że jest tak opiewany przez tzw. "fandom", pokazuje tylko, jak źle ma się ta grupa i jak miałkie teksty są promowane kosztem tych bardziej wartościowych.
OdpowiedzUsuń