poniedziałek, 1 lipca 2013

Na co komu fandom?

Naturą Wszechrzeczy jest cykliczność. W wersji pogańskiej oczywiście, bo już chrześcijaństwo zastępuje koło dziejów linią chyżo śmigającą od Stworzenia do Eschatonu. Będę się trzymał wersji pogańskiej, gdyż piszę teraz o fantastyce, a ona – podobno, tak mawiają – to jedno wielkie pagaństwo i bluźnierstwo.
Otóż kręcące się kółko w każdy czerwiec wpada na ten sam wertep zwany ogłoszeniem nominacji do Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Tym razem winny jest Jakub Ćwiek, który zdobył aż 4 nominacje: 3 za opowiadania ze zbioru Chłopcy, 1 za powieść Kłamca 4. Wbrew poczuciu niedowierzanie nie jest to nic nowego. Równo dekadę temu "czwórkę" zgarnął Andrzej Pilipiuk. Różnica tylko taka, że wówczas opowiadania pochodziły z różnych czasopism. Ćwiek rozbił bank jednym zbiorem.
Okołozajdlowskich skandali było sporo; ich listę przygotował znakomity strona Geekozaur. Widać wyraźnie, że Nagrodzie zarzuca się dwie rzeczy:
  • Głosuje/nominuje mało ludzi. Łatwo więc autorowi zmobilizować fanów, albo wręcz najbliższych przyjaciół, żeby prześliznąć się do grona najwybitniejszych autorów, Sapkowskiego, Brzezińskiej, Szostaka itd.
  • Głosuje/nominuje dużo ludzi. Decydują więc niedoedukowana literacko ludożerka, ignorując autorów wymagających na rzecz schlebiającym gustom masowym wyrobników.
To sytuacje podstawowe. W tym roku narracja prezentuje się następująco: Ćwiek zbajerował hordę kindermetali, którzy hurtem zagłosowali na wszystko, co przeczytali. Teraz z kolei zamierza pokonać drugi etap zabawy i pod przykrywką wyszukiwania młodych talentów (których opowiadania miałby publikować w swoich kolejnych książkach jako rodzaj bonus tracku) szykuje na Polcon swoich fanbojów.
Tyle narracja. Ja tam nie czuję w tym skandalu. Jedyną winą Ćwieka byłoby (niedopuszczalne dla wielu) łączenie etatów pisarza i showmana. A nawet ta wina nie jest całkiem jego, bo pomysł, żeby literat popisywał się przed publiką jest autorstwa Dickensa (polecam poczytać Drooda Simmonsa). Kuba Ćwiek po prostu (a i znowuż nie on pierwszy) robi to w stylu rokendrolowca – z premierą nowego albumu tomu wsiada do busika i rusza w trasę. Co więcej, skupiając się na Ćwieku, fandom prawie zupełnie przeoczył dwa inne objawy kryzysu: do puli nie przedostał się żaden autor, który by nie miał nominacji w latach wcześniejszych oraz w kategorii "powieść" nominowano aż trzy (!) czwarte tomy (!!). Co to znaczy?
Jedni chcą widzieć przyczynę zamieszania w rozejściu się idei ze stanem faktycznym. Nagroda Zajdla ma być, jak podaje oficjalna strona, coroczną nagrodą w dziedzinie fantastyki, przyznawaną przez miłośników fantastyki autorom najlepszych polskich utworów literackich.
Właśnie. Po pierwsze mają ją przyznawać jacyś bliżej nieokreśleni miłośnicy fantastyki, podczas gdy w finale są to uczestnicy Polconu, na pierwszym etapie zaś – ktokolwiek. Po drugie zaś utwory najlepsze w praktyce okazują się utworami najpopularniejszych autorów. Cała reszta ma wynikać z tego: jedni chcą bronić idei utworu najlepszego, innym milsza jest popularność autora – zwłaszcza że spora część fandomu zdaje się odrzucać istnienie jakichś obiektywnych przesłanek, na podstawie których można wartościowych przesłanek. Póki któraś z grup nie zwycięży, Nagroda będzie stać pomiędzy.
Czy jednak aby?
Ja bym jednak pominął talmudyczne rozważania, która interpretacja roli Zajdli jest lepsza. Za to przyczepiłbym się słów Nagroda Fandomu Polskiego. Wiem oczywiście, iż w tym przypadku :Fandom Polski" oznacza nazwę własną związku stowarzyszeń. W takim przypadku byłoby okej, tak już jest, że pieczę nad nagrodami sprawują rozmaite organizacje. Tak jest wszędzie. Ale bądźmy szczerzy, tu chodzi też o inny fandom, ten nieokreślony, amorficzny twór zbiorowy, o który kiedyś regularnie toczyły się wojenki, czym jest, kto do niego należy i na jakich prawach, wreszcie czy istnieje jakaś różnica między "Fandomem" wielką literą a "fandomem" małą. I to coś, co samo nie wie, czym jest poczuwa się do moralnej odpowiedzialności do najważniejszej polskiej nagrody fantastycznej. Cała reszta bierze się z tego właśnie. Kiedy pisarz X mobilizuje wszystkich łącznie z rodziną, winą jego jest angażowanie obcych do wewnętrznych spraw fandomu. Kiedy natomiast wygrywa szeroko lubiany pisarz Y, fanom jego zarzuca się bycie jakimś gorszym fandomem, niepełnym fandomem, niedojrzałym fandomem, który owszem i należy, ale z różnych przyczyn nie powinien mieć prawa głosu. Przynajmniej póki nie zmądrzeje.
Przed 1990 nagrodę przyznawano przez głosowanie klubów zrzeszonych w Związku. To rozwiązanie dobre pod tym względem, że zaangażowanie w jakiejś fantastycznej organizacji rozstrzyga bezsprzecznie, czy się należy do fandomu, czy nie (i czy w odpowiednim stopniu). Z drugiej strony już wtedy musiało to być rozwiązanie nieefektywne, skoro z niego zrezygnowano (dowód: aż trzykrotnie: w 1986, 1987 i 1989 nagroda nie była przyznawana). Ale gdyby jednak zdecydowano się do tamtej formuły powrócić, taki odnowiony Zajdel też mógłby utknąć w klinczu, a narracja by nań odpowiadała: wygrywa nie najlepszy, ale ten, kto ma chody w klubach oraz wszystkie związki na Powązki...
Ja zaś na to: rozwiązać fandom. Ta wspólnota nie przystaje do współczesności.
W zeszłym roku recenzowałem znakomitą biografię Lovecrafta, w której, zupełnie na marginesie, wspominane były początki fandomu w Ameryce: czytelnicy pulpowych pisemek pisali listy do redakcji, pisali listy między sobą, jeździli po kraju, by spotykać się w swoich mieszkaniach, wreszcie organizowali pełnoprawne zloty. Z wielką chęcią przeczytałbym całą książkę opisującą historię narodzin ruchu fanowskiego. A potem drugi tom o tym samym, ale w Polsce. Ale to było kiedyś. Fantastyka (to z kolei pisał Dukaj NF, ale podobne wnioski wyciągnęło już wielu) zwyciężyła. Poszła w lud, już nie jest własnością fascynatów i oryginałów. Hitem HBO jest Gra o Tron, co miesiąc w kinach mamy fantastycznego blockbustera, gry niemal w całości są fantastyczne. Czy więc kuzyn pisarza X jest jednak w fandomie, skoro był na Hobbicie? A co z czytelnikami Zmierzchu i Igrzysk śmierci? Odruchowo wszyscy mówią "nie", lecz przecież coś jesteśmy im winni, skoro fantastyka pożarła romans i literaturę młodzieżową.
Oprócz casualowych fantastów jesteśmy my, resztki tego słynnego starego fandomu, który ongi był jedynym odbiorcą fantastyki. I jak na tak nieliczną grupę jesteśmy straszliwie podzieleni. Ten czyta tylko postapo, tamta jest tolkienistką i niczym innym, tamci żyją legendą lat 90, małymi konami w szkołach, kłótniami o batystowe majtki Renfri i "czarną" amberowską edycją Conana.
Kocham tę małą wspólnotę miłośników fantastyki. Wiele jej zawdzięczam, więcej może niż jakiejkolwiek grupie. Ale to tylko ja. Tysiące jeżdżące na Comic-cony i Pyrkony obejdą się bez fandomu. Literaturze też nie jest potrzebny, a i chyba nawet trochę przeszkadza, bo jak ma ktoś poważnie traktować pisarzy, którzy, żeby przetrwać, muszą wesprzeć się na zwartej i superzorganizowanej grupie fanów.
Dlatego – rozwiązać fandom.
A nagrody niech przyznaje sobie kto chce i za co chce. Zweryfikuje je czas.


8 komentarzy:

  1. Głupoty gadasz. Straszliwe.
    Najpierw sam zauważasz, że fandom nie jest określony, potem chcesz go rozwiązywać. Ale co w zasadzie? Wspólnotę fanów fantastyki (czyli fandom właśnie, jak już wchodzimy w dywagacje, czym jest fandom), kluby, które odpowiadają za takie zjawiska jak konwenty, nagrody i wszelkie inicjatywy? Po cholerę? Bo niektórzy mają z tym problem, że Zajdel jest plebiscytem i rządzi się prawami plebiscytu?
    Bo nie wszyscy fani fantastyki są w fandomie? Pytasz, kto w nim w zasadzie jest - i ja odpowiem: Ten, kto w nim uczestniczy i czyta fantastykę. Innymi słowy, czytasz fantastykę, jeździsz na konwnty, chodzisz na fora, działasz na tym poletku, wymieniając się doświadczeniami - jesteś.
    Tylko czytasz fantastykę - jesteś, mój drogi, czytelnikiem fantastyki. Z tym, że oddanie głosu na nagrodę jest już działaniem.
    Trzon fandomu stanowią kluby i stowarzyszenia odpowiadające za organizacje wszelakich eventów.
    A wszystkich członków spaja poczucie braterstwa.
    Rozwiązać to? Nie wydaję mi się. Jest to jedno z bardziej pozytywnych zjawisk kulturowych w Polsce.
    A dramaty wokół nagrody? Cóż, są zawsze i wokół każdej, bo nie ma zbierzności gustów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spaja mnie żadne poczucie braterstwa z nikim. Co za stek bzdur właśnie napisałeś.. :D

      Usuń
    2. "A wszystkich członków spaja poczucie braterstwa" - sam nie wiem, czy dobry troll, czy idealistyczny Cedrik.

      Usuń
    3. Idealistyczny Cedrik :)
      Macie rację, może trochę pojechałem. Niemniej, co do reszty - rozwiązywać fandom? Serio?

      Usuń
  2. E, ja tam co prawda na temat fandomu się nie wypowiem, bo się nie poczuwam (nie jeżdżę na konwenty, czyli chyba odpadam), ale w Zajdlowaniu trochę w czymś innym dopatruję się problemu. Nawet nie chodzi o to, czy mało czy dużo osób głosuje. I ja tam rozumiem, że autor się promuje, luzik. Mamy XXI wiek, pisarz musi to robić, bo zginie. Ale pamiętam, jak to wyglądało, kiedy Stefan Darda walczył po raz pierwszy: on i jego znajomi wrzucali wszędzie info o możliwości głosowania... a ludzie głosowali. Nie przeczytawszy powieści, bo i po co, skoro można poprzestać na "książki nie znam, ale pan Darda zdaje się być miłym facetem". No fakt, autor udzielał się po Internetach, zawsze skory do pomocy i w ogóle - i ludziom to wystarczy. Przy takiej formie nominowania do nagrody po prostu nie ma żadnej kontroli nad tym, czy to faktycznie nagroda za dobrą literaturę czy za to, że ktoś na forum internetowym jest fajnym gościem (ma się rozumieć, jedno drugiego wcale nie musi wykluczać, ale to po prostu dwie różne sprawy i trochę dziwnie rozpatrywać je w jednej nagrodzie).

    A co do tegorocznych nominacji, to już tak czysto offtopowo i subiektywnie, zupełnie do mnie nie przemawiają. Co prawda "Chłopców" nie czytałam, ale czytałam inne teksty Ćwieka i owszem, niezłe, ale odwłoka nie urywają... trudno mi uwierzyć, że wśród polskich twórców fantastyki nie znalazło się nic lepszego. ;|

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno, dawno temu, gdy w Polsce ukazywało się tylko jedno pismo poświęcone fantastyce, wszyscy je czytali. Powieści fantastycznych także ukazywało się niewiele, zwykle były albo socrealistyczne, albo starannie wyselekcjonowane. W tamtych, mitycznych, czasach powstała Nagroda. Wszyscy, którzy nominowali do niej kandydatów mieli poczucie Misji, a sami kandydaci czuli, że ocierają się o Wielką Fantastykę właśnie dlatego, że ktoś w ogóle pomyślał o ich nominowaniu.

    Dziś fantastyki ukazuje się - nawet w kryzysie - znacznie więcej. W dodatku zatriumfowała fantastyka rozrywkowa. Zaskakuje mnie zdziwienie, że zmiany te znajdują odzwierciedlenie w nominacjach do Zajdla. Nagroda fandomu to przy obecnych zasadach nagroda czytelników. A większość czytelników zawsze wybierze rozrywkę. Sarkacie na Ćwieka? Możliwe, że gdybyśmy żyli w Usach, wszystkie nominacje zgarnąłby Zmierzch i jego pociotki.

    Zajdle są plebiscytem popularności - autora bądź powieści. I obawiam się, że np. Podrzucki będzie zawsze przegrywał z Ćwiekiem (bo Dukaj już niekoniecznie, co może -ale nie musi - świadczyć o irracjonalnych aspektach marki). I co z tego. Żajdel jest nagrodą odbiorców popkultury. A tu zawsze Indiana Jones wygra z Tomaszem z Alwinu. Czy to znaczy, że filmy (pierwsze trzy) o Indym są złe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdyby fani nominoowali czwartego Indy'ego? :P

      Usuń
  4. No właśnie. Jak Dukaj zgarniał Zajdla za Zajdlem, ktoś (nie pokażę palcem) ukuł "Dukaja roku". Teraz Ćwiek dostał 4 nominacje, znowu się nie podoba.

    Jeżeli można znaleźć jakąś prawidłowość, pozytywną moim zdaniem, to fakt, że nominacje i nagrody często zgarniają ci, którzy w jakiś sposób się wyróżnili. Nie zawsze chodzi o popularność pisarza. Magda Kozak chyba nie była gwiazdą fandomu, zanim nie wyszła jej pierwsza książka? W tym sensie jest to pozytywne właśnie, że ozajdlowaną książkę można kupić w ciemno. A że w tym roku nie wyróżnił się nikt nowy?

    Nie poczuwam się do pełnoprawnej fandomowości, bo nie jestem członkiem klubu. Jednak ten człowiek (wówczas członek klubu), który wyciągnął mnie na pierwszy Polcon, przekonał mnie, że konwentowe życie może być fajne. Teraz on nie jeździ - a ja jeżdżę ;-).

    OdpowiedzUsuń