niedziela, 14 lipca 2013

Na ratunek mainstreamowi, na ratunek fantastyce

Że mainstream umiera, wie każdy. Wystarczy w dniach 25-28 lipca pojechać na Krakon (wiem, straszliwie naganiam) i zapytać Andrzeja Pilipiuka. Bardzo ładnie wyjaśni. A jeżeli komuś nie wystarczy słowo znanego fantasty, tedy pozwolę się uciec do przykładów. Z głównym nurtem jest tak źle, że Jacek Dehnel ubiera się w szmateksach, Stasiuk hoduje owce, Dorota Masłowska zaś... tego nie będę pisał, bo nie wiem, czy mi wolno. Nędze po protu.
Dlatego pisarze fantastyczni powinni zapomnieć o dawnych urazach i pospieszyć z pomocą swoim nieobeznanym w worldbulildingu kolegom oraz koleżankom. Nie jest to prosta sprawa, gdyż będzie trzeba zmienić ich przyzwyczajenia, nauczyć nowych pisarskich strategii, sprawić, by zapomnieli stare. Dlatego już teraz przygotowałem ściągę w postaci streszczeń znanych powieści głównonurtowych przy założeniu, że napisali je znani pisarze fantastyczni.

Robinson Cruzoe Daniela Defoe Jarosława Grzędowicza
Robinson, czterdziestoparolatek po rozwodzie, nie może znieść tego, w jaki chory, opresyjny, socjalistyczny kraj zmienia się pod rządami Partii Pracy jego kochana Stara Dobra Anglia. Kroplą, która przelała czarę goryczy, staje się podatek od okien. Robinson postanawia opuścić rodzinne strony i znaleźć miejsce, gdzie a man's gotta do what a man's gotta do. Wiedziony legendami o morskich przygodach, okrętuje się na statek handlowy. Ale i tam dotarła wszechwładza biurokratów. Nie dość zakazu gwizdania, to jeszcze w ramach profilaktyki antyszkorbutowej cała załoga zmuszona jest codziennie jeść porcję koszonej kapusty. Z opresji ratuje Robinsona katastrofa morska. "Tyle wam pomogły zakazy i nakazy", komentuje zgryźliwie bohater, kiedy szczęśliwie fala wyrzuca go na brzeg bezludnej wyspy. Ląd ten okazuje się istnym rajem. Przy braku jakiejkolwiek władzy, Robinson może wreszcie żyć tak, jak zawsze pragnął – spać do południa, palić papierosy, nie myć uszu. Taka egzystencja staje się jeszcze radośniejsza, kiedy dołącza doń Piętaszek. Niestety, żadna idylla nie trwa wiecznie. Na wyspę przypływa demoniczny Holender Jeremiesz van Dyken (zamierza założyć plantację konopi fair trade). Już pierwszego dnia zakłada urząd d/s ewidencji mieszkańców wyspy, a Piętaszka bałamuci, jakoby był prekariuszem...


Doktor Faustus Tomasza Manna Jakuba Ćwieka
Adriana Leverkühna, wokalistę kultowej trashowej kapeli Doktor Faustus, trapi brak weny uniemożliwiający zakończenie nagrywania nowego albumu. Z opresji ratuje go podpisanie cyrografu. Paktowanie z diabłem daje wynik – płyta zostaje ukończona w rekordowym tempie, jeszcze szybciej uzyskuje status platynowej, zaś trasa koncertowa Doktora Faustusa obejmuje wszystkie siedem kontynentów. Właśnie pod sam jej koniec, przed koncertem na biegunie południowym, Adriana znów odwiedza Szatan. Nadszedł bowiem czas zapłaty. Zespół będzie musiał na sto lat zostać infernalnym komandem  do zadań specjalnych walczącym z analogiczną jednostką po stronie niebios – Brygadą Herbert-4 (złożoną z Franka Herberta, Jamesa Herberta, Zbigniewa Herberta i Herberta George'a Wellsa).
Powieść pełna jest nawiązań do szeroko pojętej popkultury, bohaterowie nie odzywają się inaczej, niż poprzez rzucanie ciętymi one-linerami przez wykrzywione w ironicznym uśmiechu wargi. Żeby zapewnić sprzedaz powyżej 10 tysięcy egzemplarzy autor wsiądzie w ćwiekobusika i ruszy w literacki tour po miejscowościach takich jak Gryfno, Barlinek, Jaworzno, Miasteczko Wilanów itd.

***
Z drugiej strony to nie jest tak, że mainstream czeka tylko na bezinteresowną pomoc pisarzy z fandomu, sam nie mając nic do zaoferowania w zamian. Kiedy znajomym autorom głównonurtowym opowiedziałem o niuansach fantastyki, ile, na przykład, musieliby włożyć własnego wysiłku w promocję gatunkowej książki (my nie oddajemy takich spraw macherom z agencji reklamowych), oraz że konwent to nie jest miłe koleżeńskie picie w domu pracy twórczej w Oborach, ale piwem uśmiechem wkupywanie się w łaski potencjalnych fanów, powiedzieli, że nam tu w fantastyce brakuje asertywności. I że oni nas nauczą. Zaczną oczywiście od przygotowania ściągi w postaci streszczeń kilku popularnych powieści fantastycznych przy założeniu, że tym razem pisali je znani autorzy głównego nurtu.

Lód Jacka Dukaja Dehnela
14 lipca 1924 roku, w wigilję (niedoszłej) syberjady, przyszli po Wienedikta Ieronimowicza Jerosławskiego czynownicy. Leżał Wienedikt pod pierzyną, pod trzema kocami i starym płaszczem gabardynowym, pod barchanowymi kalesonami i swetrem włóczkowym, pod stertą skarpet, trenczem i fularem, szapoklakiem i trzema vatermoerderami, wymiętoszonymi spodniami sztuczkowymi i kamizelką w kratkę prynca Walii, dziurawym surdutem i kolekcją dagerotypów z nieskromnymi pannami, monoklem, binoklami i trycyklem, pod plątaniną odprutych, poplamionych ołówkiem kopiowym mankietów – tyle tego było, iż czynownicy, stwierdziwszy że nikt w takim syfie żyć nie może, odwrócili się na obcasach swych świeżo podzelowanych służbowych butów i wyszli. Koniec książki.

Saga o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego Jarosława Iwaszkiewicza
Kiedy suchoty okazują się odporne nawet na najsilniejszą magię, czarodziejka Yennefer wyrusza do znanego z suchego klimatu Kaer Morhen. Spotyka tam postawnego, urodziwego wiedźmina Geralta. Niestety nie jest sam. Towarzyszy mu Cyryl, sierota wzięty na wychowanie po tym, jak Geralt uratował go z płonącego miasta. Cyrylowi nie podoba się, że czarodziejka i wiedźmin mają się ku sobie. "Kobiety nic nie wiedzą o prawdziwej miłości" – oznajmia pewnego wieczoru. W nocy zaś wsiada na koń i ucieka. Na dalekim południu wstępuje do bandy młodocianych rabusiów zwanych Szczurami. Poznaje piękną Mistle, która mimo bycia kobietą okazuje się coś tam o miłości wiedzieć. Wyczuwszy swym siódmym wiedźmińskim zmysłem tę iskrę namiętności, Geral również wsiada na koń i rusza na ratunek Cyrylowi. Pozostawiona sama, Yennefer pokaszluje ze smutku.

6 komentarzy:

  1. Zabawnie Ci to wyszło. Na konwent nie pojadę, ale uśmiechnąłem się nie raz. Dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj dawno się tak nie uśmiałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyszło zabawnie, wyszło ładnie, podobne do Kosikowych Premier Wydawniczych :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Sława i ch(w)ała" po wiedźmińsku mię podbiła, choć reszcie też niczego nie brakuje :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lód Dehnela powalił mnie na łopatki :D

    OdpowiedzUsuń