Jadę autobusem, ładne mamy teraz w Krakowie autobusy, ze szkła i błękitu, jak prefabrykaty drapacza chmur. Grzejnik dmucha po plecach ciepłym powietrzem, a ja czytam – nareszcie! – Chochoły Wita Szostaka. I trochę też dumam o mieście.
Bo taka moja Alma Mater, budynek piękny i nowoczesny jak ów autobus, tylko utkany ze szkła i tynku, tkwi w historii niespełnionej. Tędy – w powstaniu, którego nie było – miało iść natarcie na dzielnicę niemiecką. Mam do niej sto metrów. Czasem przechadzam się i nie mogę się nadziwić, że to wszystko było nur fur Deutsche. A w ładnej piaskowej kamienicy urzędowało Gestapo. Do siedziby "rządu" Generalnej Guberni też mam o rzut kamieniem. Tu by się akowcy roztrzaskali o ścianę ołowiu, czy dopiero pod Wawelem? U. twierdzi, że powstanie skończyło by się po pięciu minutach. Bo to Kraków, mówi. Ale to nie byliby żołnierze z Krakowa. Cała operacja przebiegać miało schematem lwowsko-wileńskim: oddziały wychodzą z lasu i uderzają na miasto. Z drugiej strony, w Krakowie, mieście pięć razy mniejszym od Warszawy było dziesięć razy więcej Niemców. Samych cywili 10 tysięcy, a każdy ze służbową. Pewnie więc skończyło by się w jak u Benny Hilla: Benny Hill wyciąga obrus spod zastawy tak szybko, że ani jedna filiżanka się nie stłukła.
Ale tego nie było; idę Czarnowiejską, idę Urzędniczą. Osiemdziesięcioletnie kamienice stoją jak je wybudowano i chyba nawet pocisk z procy nigdy nie ukruszył ich murów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Osiemdziesięcioletnich kamienic pewnie nie, ale już te starsze, zwłaszcza przy Rynku, swoje przeżyły. Choć głownie za sprawą braci studenckiej co i rusz wzniecającej zamieszki i targającej za brody starszych braci w wierze.Ty jesteś student spokojny, refleksyjny. Inni Twoi koledzy to studenci imprezowi, co to w okolicach piątego roku przypominają sobie, że trzeba by chyba jakąś sesję zaliczyć, oraz studenci podchodzący do życia tak poważnie, że gotowi z zaciśniętymi zębami wysuniętymi szczękami wykuwać kariery. Studentów buntowników, gotowych choćby i popalać miasto już chyba nie ma. Może to i dobrze? Ale też znajoma Białorusinka, gdyśmy się przy okazji dawnych ruchawek w Argentynie zastanawiali czy i w Polsce wzburzony lud nie ruszy na durną władzę, stwierdziła: "Nic nie będzie, wy Polacy, tylko gadacie i na tym się kończy, po paru kielichach." Trochę nas to wtedy dotknęło, ale powstrzymaliśmy języki i nie ripostnęliśmy o wielkich i znanych rewolucjach i powstaniach na Białorusi, nie wypadało. Niemniej, ma dziewczyna rację. Ostatnio największy zryw, na jaki nas stać to pośpiewać zawodząco, albo powygłupiać się w jakimś publicznym miejscu. I znów myślę - może to i dobrze?
OdpowiedzUsuńSwoją drogą wokół losów Krakowa przy okazji drugiej wojny światowej narosło tyle legend, że dałoby się z tego nakręcić niezłe fantasy.