poniedziałek, 21 lutego 2011

Co myślę o wegetarianach

Właściwie to pojadę Pawłem z Tarsu. Rz 14, 3:
Ten, kto jada [wszystko], niech nie pogardza tym, który nie [wszystko] jada, a ten, który nie jada, niech nie potępia tego, który jada; bo Bóg go łaskawie przygarnął.


Finito. Zauważmy, że to działa w obie strony. Cóż, niektórzy wszystkożerni są czepialscy do granic wytrzymałości, ale nie ma to nic wspólnego z mięsem. To kwestia kulturowa. Dla nich brak kotleta jest zbrodnią taką samą jak brak innych potraw. Sam słyszałem wstrząsającą historię o człowieku, który umarł na raka żołądka, bo nie jadł ziemniaków.
To samo obowiązuje wegetarian. Skąd więc u nich ta izolacja, wege blogi i wege fora, wege książki kucharskie, subkultura cała. Jakby ich dieta nie była podzbiorem wszystkiego, co przeciętny człowiek może zjeść bez uszczerbku na zdrowiu, ale jakimś oddzielnym wszechświatem.

I na koniec jeszcze jeden cytat. Jünger, Awanturnicze serce:
Baron Vaerst zauważa w swojej Gastrozofii, że wyjątkowo smaczne są przedmioty znajdujące się na granicy światów organicznych. Jest to o tyle słuszne, że prawie zawsze liczą się ekstremalne wypady, rzeczy "właściwie nie nadające się do jedzenia". Ich subtelny i ukryty wdzięk skazany jest na mocniejszą instrumentację, przez zmysł dotyku — istnieją wszak wypadki, w których ten ostatni przejmuje prawie całkowicie rolę smaku

Życzę gładkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz