poniedziałek, 28 października 2013

Wstyd literacki

Wszyscy (bo zwykłe wyrzucenie telewizora, czy niescyfryzowanie go tunerem DVB-T nie jest tu wystarczającą formą izolacji) słyszeliśmy o ludziach z parciem na szkło. Może nawet kojarzymy jakieś nazwiska. W świecie słowa pisanego analogiem takiego osobnika jest grafoman, czyli, jak zgrabnie ujął Kisiel, niekoniecznie ten, co źle pisze, ale  przede wszystkim ten, co za wszelką cenę musi drukować. Przeważnie grafomanię kojarzy się z pisarzami marnymi, nieudanymi, wydaje mi się jednak, że istnieje jej odmiana, na którą zapadają autorzy całkiem dobrzy, a nawet wybitni. To grafomania wieku młodzieńczego.
Określenia "wiek młodzieńczy" nie należy brać ściśle. Schorzenie to może przydarzyć się w różnym wieku. po prostu potrzebowałem odróżnienia od grafomanii przewlekłej.
Grafomania wieku młodzieńczego polega na tym, że przyszły dobry, a nawet wybitny pisarz odczuwa potrzebę wydawania, chociaż jeszcze nie nie nadszedł jego czas. Albo czas nadszedł, ale razem z nim przyszła też Wielka Historia i ustami swoich przedstawicieli zaczęła stawiać autorowi dodatkowe warunki. Młodzieniec pokusie uległ, opublikował. Potem, po latach, wybryk odbił się kacem (okej, nigdy to mi się nie przydarzyło i raczej nie przydarzy, ale czuję instynktownie, że jest to rodzaj intelektualnego kaca) i wrócił wstydem.
Literacki wstyd jest zjawiskiem spotykanym bardzo często. Szczepan Twardoch wyznał w wywiadzie, że nie podpisuje Obłędu rotmistrza von Egern, kiedy ktoś przynosi z prośbą o autograf, a najchętniej spaliłby cały nakład w piecu. Lem miał bardzo sceptyczne nastawienie do całej swojej wczesnej twórczości, a że w okres twórczości dojrzałej wkroczył po 35 roku życia, daje to sześć powieści i kilkadziesiąt opowiadań. Sezamu i Czasu nieutraconego wstydził się tak, że skazał je na banicję, los Obłoku Magellana jest niepewny (przez lata niewznawiany, pojawił się w Dziełach WL-u, ale w Dziełach Agory już nie). Na konwentach często widziałam, jak fandomowi weterani wspominali geniusz Złotą galerę, ale sam Dukaj zdaje się uważać, że jego debiutem było W kraju niewiernych. Ostatnio nie zgodził się, kiedy Bookrage (swoją drogą polecam, zacna inicjatywa) chciał umieścić w ebookowym pakiecie Zanim noc. Przynajmniej, inaczej niż Twardoch, podpisał mi stare wydanie, kiedy mu podetknąłem na jakimś spotkaniu. Ale to było w 2009, czyli wieki temu, mógł od tamtego czasu zradykalizować się w samokrytyce. Albo jest hipsterem i podpisał Xawrasa Wyżryna, Zanim noc traktując ironicznie.
O problemach z historią, czyli o wyborach moralnych pisarza, któremu debiut przypadł na czas socrealizmu, nawet nie ma co pisać. Wszyscy wiemy.
No i co z takimi robić?
Argument "kiedyś będziesz się tego wstydził" nie zadziała na młodego człowieka. Kto był młody ten wie. A do tego młodość pisarza może trwać i do czterdziestki. Mało kto będzie też miał ochotę latami cyzelować teksty, by wreszcie zyskać w pełni zasłużoną, lecz pośmiertną sławę - jak Giuseppe Tomasi di Lampedusa. Drugim problemem jest nacisk rodziny. Łatwiej rodzinie wytłumaczyć, że stukanie w klawiaturę tudzież skrobanie w kajecie nie jest marnowaniem czasu, jeżeli się udało wydać książkę, jakby słaba nie była.
Po długich namysłach znalazłem jednak rozwiązanie kompromisowe. Jest proste i zgrabne, mogłoby trafić do jakiegoś amerykańskiego poradnika. Pisarz powinien, położywszy na biurku ulubioną książę, postanowić, że to jest jego poziom docelowy. Słabszego nie publikuje. Oczywiście teraz rzecz będzie polegała na wybraniu odpowiedniej, nie za głupiej i nie za mądrej, ale to ma być lek na grafomanię młodzieńczą, a nie przewlekłą.
Ja na przykład mam na biurku położyłem Krwawy południk i jeszcze ani razu nie skompromitowałem się żadną powieścią. Wprawdzie zamiast tego pisuję bloga, ale na to jeszcze nie ma lekarstwa.

1 komentarz:

  1. Czytałem Zanim noc dość dawno i chyba jako pierwszy tekst Dukaja i słabo już obecnie pamiętam treść, ale pamiętam, że zagrało mi na emocjach. Nie była to fantastyka jaką lubię. Z zasady horrorów nie czytam (nie chodzę też na nie do kina, i właściwie od pewnego czasu nie czytuję też fantazy), ale zaczynając nie wiedziałem, co to jest. Potem już nigdy żadna książka Dukaja nie wywołała u mnie tego typu reakcji i uważałem ją za najlepsze, co czytałem Dukaja. Ciekaw więc jestem, co takiego tam jest, że należy się tego wstydzić. Chyba powinienem przeczytać to jeszcze raz. Ale wiem z góry, że tego samego wrażenia nie uda mi się uzyskać. Nie wiem, może to są tanie chwyty, ale przecież większość ludzi po to czyta (lub ogląda) wymyślone historie, żeby poczuć ten skurcz gdzieś w środku.
    Pozdrawiam Irdyb

    OdpowiedzUsuń