Myśl nawiedziła mnie, gdy szedłem dziś przed pełen turystów krakowski Rynek.
Tak, jak w organizmach można znaleźć szczątkowe narządy, przydatnym na wcześniejszym poziomie rozwoju, a teraz nieużyteczne, tak identyczne darwinopochodne zjawiska można obserwować w kulturze. Na przykład ubiór. Guziki od rękawów marynarki do niczego właściwie nie służą. Są przyszyte na stałe i tyle. Kiedyś tak nie było. Naprawdę dało się rozpiąć mankiety i zakasać rękawy. Ale właściwie po co, można zapytać. Otóż, żeby użyć ręce. Koszula w tych pradawnych czasach to była niemalże bielizna i nie wypadało pokazywać się bez niczego nań nie narzuconego. Więc jeśli ktoś szedł do umywalki, nie rozbierał się z garnituru, tylko rozpinał guziki.
Takie staromodne patrzenie na koszulę prowadzi do ciekawych wniosków. Mankiety powinny przecież wystawać z marynarki – specjaliści nawet wyliczyli, że na 1-1,5 cm. Podobnie kołnierzyk. Czy to się z czymś nie kojarzy?
Tyle jadu wylano na te biedne dziewczyny, którym wystają stringi zza biodrówek. A one po prostu stosują się do najstarszych zasad elegancji.
Ineksprymable na wierzch!
Pleasantville creates magic in debut album
16 godzin temu
Fakt, dobrze jest móc umyć sempiternę bez ściągania spodni.
OdpowiedzUsuńInteresujące spostrzeżenia. Zatem warto uzupełnić, że bielizna to bielizna - pod koszulą nie było podkoszulków, które są wynalazkiem epoki dzianiny i trykotu. Koszula to BYŁA bielizna. Stąd też różne fulary, krawaty, żaboty - wszystko, aby zamaskować bieliznę w krajach, gdzie upał kazał rozpinać nawet najskromniejsze odzienie, czyli kamizelkę.
OdpowiedzUsuńNastępny odcinek proszę o spodniach. W końcu sama nazwa coś nam już mówi - spodnie.