niedziela, 5 czerwca 2011

Czy w Pradze mają niebieskie budki telefoniczne?

Przyznam się do dziwnej zabawy. Oglądając serial (paskudne seriale, oduczyłem się przez nie oglądać filmy) wyobrażam sobie, jak mogłaby wyglądać polska wersja. Oczywiście nie kopia przeskalowana jeden do jednego, bo to nie możliwe, mnóstwo spraw ma u nas inny kontekst. Rozmyślam o analogach, czymś, o czym licealiści na wymianach zagranicznych mogliby powiedzieć "my też takie mamy", tak jak filmy giallo są włoskimi odpowiednikami amerykańskich slasherów (mam nadzieję, że nie naciągam analogii), a Leonid Gajdaj — radzieckim Bareją.
Super do takiej zabawy pasują Mad Meni. Oczywiście, my nie mieliśmy mitologi starych dobrych lat 50, krążowników szos, klasycznych sitcomów oraz ich późniejszej dekonstrukcji. Ale też mieliśmy Wielkie Zmiany w tamtym okresie. Polscy Mad Men — nazwałem ich Klasą panów — opisywaliby partyjniaków po październików 56. Panorama bohaterów, starzy ubecy odrzuceni przez system, młodzi karierowicze, niezatapialni macherzy. I ich kobiety. Intrygom akompaniowałby jazz, a rozgrywałyby się wśród mebli i wnętrz z epoki (a polskie wzornictwo i sztuka w ogóle, uwolnione z okowów socrealizmu, dostały wtedy solidnego kopa). Że to może mieć sens, odkryłem czytając biografię Kapuścińskiego.
Niby lubimy w Polsce britcomy (ktoś powiedział wręcz że polskie poczucie humoru jest bliskie brytyjskiemu), ale nie wróżę sukcesu komuś, kto kupiłby format Ojca Teda. Pal licho kontrowersyjny temat i pokręcone oczekiwania widzów. Kolega J., który oglądał Teda więcej twierdzi, że to mógłby być serial o kimkolwiek. A duchowieństwo to na tyle ciekawe środowisko, że potrzeba głębszego wejścia w temat.
A propos kontrowersji: Skinsi. Serial ma potencjał adaptacyjny, o czym świadczy duża liczba polskich miłośników oryginału. Ale to byłoby bardzo trudne. I nie chodzi mi o sprawy obyczajowe, nie wiem po prostu, czy udałoby się nam znaleźć scenarzystę i aktorów — zwłaszcza aktorów — którzy udźwignęliby taki projekt.
Ale najcięższym orzechem do zgryzienia byłby polski Doctor Who. W skrócie, bo rzecz nie taka popularna (choć bardziej, niżbym się spodziewał): brytyjski serial o kilkusetletnim kosmicie, który podróżuje przez czas i przestrzeń przy pomocy statku zamaskowanego jako niebieska budka telefoniczna.
Tego nie da się przełożyć na polskie warunki. Pomijam nieobyczajne dowcipy, że u nas niebieska budka kojarzy się z toi-toiem. Pomimo wariackiego punkt wyjścia i olbrzymiej dawki umowności, Doctor potrafi być niesamowicie poważny. A nawet romantyczny. Szczególnie w okolicach końca każdej serii. A w Polsce nie mamy doświadczenia w tworzeniu (i oglądaniu) filmów, które potrafią na zmianę śmieszyć i wzruszać.
Ale jest w Europie Środkowej ktoś, kto powinien Doctora zrozumieć w lot: Czesi. Czesi, w przeciwieństwie do nas, mają bogatą tradycję kina fantastycznego. Chyba połowa czechosłowackich filmów, która dotarła do nas, jest w mniejszym lub większym stopniu fantastyką. Co ciekawe, u nas nigdy nie funkcjonowały pod gatunkowymi szyldami SF czy fantasy. Raczej jako baśnie filmowe i komedie.
A przecież taki uroczy film, jak Jak utopić doktora Mraczka to wzorcowe urban fantasy. Wśród ludzi żyją wodniki, które kradną dusze topielców. Świat ludzki i magiczny przenikają się, wodniczka zakochuje w tytułowym doktorze Mraczku. Niedaleko tu do Neila Gaimana. Podobnie Jutro wstanę i oparzę się herbatą. Komedia o nazistach chcących dać Hitlerowi bombę wodorową, złym pilocie wehikułu czasu i jego dobrym bracie-bliźniaku. Najlepiej napisana opowieść o paradoksach podróży w czasie przed Dwunastoma małpami.
O Arabeli nawet nie będę się rozpisywał.
Czesi świetnie czują filmową fantastykę, nie boją się konfrontować jej ze światem rzeczywistym, a na dodatek wszystko oblewają gęstym sosem absurdu. Oni by potrafili zaadaptować Doctora Who na Doktora Kdo, swojskiego jak Szwejk i Nohavica.
Tylko czy w Pradze mają niebieskie budki telefoniczne?

W planowanej wersji tego wpisu miało być dwa razy więcej przykładów, a do każdego obrazek oraz linki do tubka, filmwebu i imdb. Ale bez przesady, nie chce mi się. Sami sobie wyguglacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz