wtorek, 26 kwietnia 2011

Ziuty teorja seriali

(zainspirowane Grą o tron)
Dla kogóż powstał ten serial?, pyta widz. Tego zanudzi wierność (wierność jest nudna) oryginałowi. Tamten za sprawą odstępstw od oryginału toczy pianę z buziuchny. TRV fan jedynej prawdziwej tiwi piekli się i żąda więcej krwi, flaków oraz seksu. Kulega z bractwa rycerskiego miał, bo prosiliśmy go o fachową pomoc, ocenić techniki wywijania brzeszczotem, ale zgłupiał od nadmiaru wątków.
Zatem dla kogo ten serial, a?

Otóż dla malkontentów.

Nie doceniamy negatywnych uczuć. W codziennym dyskursie są wstydliwą doczepką do egzystencji, którą najchętniej byśmy przemilczeli. Tymczasem one też wymagają pielęgnacji i racjonalizowania. Inaczej by się zaraz wypaliły.
Hejterzy to pokaźna grupa widzów każdego serialu. W przypadku M jak miłość może nawet 90%. Taki nienawistnik generuje więcej szumu medialnego niż najgorętszy nawet fan. Do tego jest lepszym konsumentem. Przeciętny "widz pozytywny" przysłowiowego M jak miłość to osobnik o niskich dochodach, z punktu widzenia marketingu niepożyteczny. Hejter z kolei to młody wykształcony z grubym portfelem. Identyczna zasada dotyczy seriali zagranicznych — fan jest nerdem bez grosza przy duszy.
Dlatego można się spodziewać, że producenci pójdą po rozum do głowy (jeżeli już nie poszli) i w rychłej przyszłości czepialscy, malkontenci oraz trolle staną się głównym targetem większości produkcji. Otworzy to fabuły telewizyjne na nowe, rozsadzające stary porządek narracje. Wpadka stanie się cnotą, ideał prowokacją.
A zamiast wieźć aktorów na Comic-Con wystarczy będzie zajrzeć na 4chana.

3 komentarze:

  1. Tyle tu rzeczy z którymi się nie zgadzam, że nawet nie wiem od czego zacząć.

    Choć może od tego, że nie wiem dlaczego łączysz w jeden zbiór osoby, które wyrażają swoje niezadowolenie z pewnych elementów serialu (np. średnia gra aktorska z jedną gwiazdą na tym polu), i te które szukają dziury w całym (zły kolor oczu, rękawiczki Neda nie szyte ręcznie a maszynowo). Choć trzeba chyba było by zacząć, że na podstawie jednego serialu (GoT) próbujesz wyprowadzić pewne tendencje względem całego serialowego świata. To jest złe.

    Poza tym nie kupuje twojego podziału widzów na cicho siedzących zadowolonych i odzywających się niezadowolonych. Poleciałeś trochę jak Dukaj w felietonie o McEwanie.

    Jeszcze tu wrócę, teraz czas mi nie pozwala na rozwinięcie myśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Historii z rękawiczkami nie znałem. Dla mnie to jakaś podpucha, nikt normalny nie sprawdza zdjęć promocyjnych pod lupą. Być może to dowodzi, że jednak mam trochę racji i rodzi się jakiś "marketing" trollowy.
    Masz rację, że za bardzo generalizowałem. Nie powinienem pisać na wkurzu (i o czwartej rano). Chodziło mi o to, że oprócz zwykłej dyskusji, nad GoT toczy się skomplikowana egzegeza. W myśl, że jak serial nie utopia "straszliwe błędy" to przeciętny widz i tak go nie zrozumie. Bo Martin popełnił Braci Karamazow fantasy o głębi nieogarnionej.

    Gdybym miał się już o coś czepiać, to o to, że GoT jest (w porównaniu z innymi produkcjami HBO) pozbawiona rozmachu. W Rzymie obóz Cezara jest w olbrzymi, zaś obóz Dothraków to kilka namiotów. Oczywiście ten fakt sprytnie zamaskowano, nie przeszkadza on w oglądaniu — ale jest. Może stolicę zrobili okazalej, ale o tym przekonamy się dopiero we wtorek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gadanie. Dla mnie największą zaletą tego serialu jest to, że wreszcie mogę pogadać o fantastyce przy lunchu - dzisiaj okazało się, że już ogląda go piątka moich znajomych, a reszta była gorąco zachęcana; ba, z tej piątki dwóch delikwentów wzięło się za książkę :D
    (no dobra, grupa nie jest reprezentatywna, bo promocję serialowi robiłem przez cały poprzedni trymestr, ale zawsze ;) )

    OdpowiedzUsuń