piątek, 21 marca 2014

Londyn, Ulica Rzeźnicza

Złota dekada seriali skończyła się, mówią. I cóż, mają sporo racji.
Skończyło się Breaking Bad, niedługo finał Mad Menów (do których nie przekonałem się, ale podobno też są bardzo ważni dla medium), a następców nie widać. Jakby okresie między Rodziną Soprano, a – sam nie wie, gdzie dokładnie wyznaczyć koniec epoki, ale chodzi o lata 2008-2012 – wyznaczono granice, których telewizja będzie się trzymać do następnego wielkiego przełomu. To zachowanie jak z dzikiego zachodu: pionierzy opalikowali dziewicze grunty, które wystarczyły im na sto lat lat (czytałem, że rolnictwo amerykańskie całkiem niedawno zbliżyło się do europejskiego wydajnością z hektara). Dobrym przykładem jest House of Cards. Skoro remake brytyjskiego serialu sprzed ćwierćwiecza jest rzeczą świeżą i oryginalną oznacza to, że nie ma po co iść dalej. Trzeba zagospodarowywać wywalczone.
Nadeszła więc epoka średniaków. Oczywiście nie pod względem budżetu i rozmachu, bo tu kolejne rekordy padają nieustannie. Średniaki to produkcje, które może nie wyznaczają nowych ścieżek, ale i tak przyjemnie się je ogląda. Czasem są nawet całkiem mądre. Pesymiści twierdzą, że średniaków po pół roku się nie pamięta, i wzdychają do Prawa ulicy. Je jednak myślę, że nie jest tak źle.
Bo nagle zorientowałem się, że od pewnego czasu doświadczam, jeśli chodzi o tasiemce i minitasiemce, całego szeregu miłych zaskoczeń. W tym roku był to, jak już parę razy pisałem, Detektyw. Jeśli twórcy wyciągną wnioski z tego, co im nie wyszło przy pierwszej serii, druga będzie blisko wybitności. Tak, jak Wikingowie. Rok temu byłem mile zaskoczony, że stacji, która wcześniej zrobiła tylko jeden miniserial, oraz twórcy fatalnego Camelotu uda się z niełatwego tematu (ile było dotychczas udanych produkcji o wikingach?) wycisnąć tyle dobrego. A popalić dali dopiero teraz. Po trzecim sezonie trzymam kciuki, bo tak dobrze napisany serial to rzadkość. Mimo że średniak.
Stały poziom jak zawsze reprezentują Brytyjczycy. Jeśli nie widzieliście Broadchurch, zróbcie to natychmiast, Ośmioodcinkowiec z Davidem Tennantem to bardzo udana próba pożenienia formuły skandynawskiej (kłania się Forbrydelsen) z ojczyzną klasycznego kryminału. Obecnie w USA trwają prace nad remakiem. Nie wiem, jaki jest sens tak prędkiego powielania, ale mam nadzieję, że świat nie zapomni o oryginale – bo zdarzają się takie głupie przypadki.
Ale prawdziwe emocje zagwarantował widzom Ripper Street, kryminał o dwóch policjantach i jednym zapijaczonym Amerykaninie zwalczająych przestępczość w slumsach dziewiętnastowiecznego Londynu. Zaczęło się od tego, że drugi sezon  nie dobrnął do finiszu, kiedy BBC oznajmiła, że kasuje projekt. Żeby to była wina serialu. Stacje przesunęła emisję na inny dzień tak, żeby pokrywała się z reality show o celebrytach. A potem rzecznik, jeszcze bardziej zdziwiony niż smutny, oznajmił, iż BBC też musi się liczyć z pieniędzmi i porzucać te mniej udane projekty.Takich numerów spodziewałbym się w Polsce, a nie u nadawcy, który, mimo różnych wpadek, wciąż jest symbolem profesjonalizmu. Na szczęście na ratunek pospieszył Amazon, który dorzucił się do produkcji w zamian za prawo premierowej emisji na swojej nowopowstającej platformie VOD (to, jak tego typu netflixowe pomysły zmieniają serialowe, jest pomysłem na osobny wpis). Fani zapłakali z radości, aktorzy zapłakali z radości, a scenarzysta przebąkuje, że bez problemu może przyszykować wstępny plan na sezony 4 i 5.
Ale czym jest Ripper Street, że anulowanie go tak zasmuciło fanów, a reaktywacja – uradowała?
To właśnie wzorcowy współczesny serial środka. Może nie nowe The Wire, ale na wyższym poziomie niż przeciętny procedural. Bardzo ładny wizualnie (chociaż i tak blednie przy poziomie inscenizacji w Peaky Blinders). Z ciekawie napisanymi bohaterami i bardzo dobrą grą aktorską. O krok od czegoś więcej. Czasem się na Ripper Street zżymałem, jak na przykład kiedy w odcinku o terroryzmie knujący rewolucjoniści okazali się bez wyjątku miłymi, łagodnymi ludźmi, którzy wyrzekli się przemocy. Ale zaraz potem przychodził odcinek, w którym konflikt i postacie napisane były duo bardziej niejednoznacznie, więc wybaczałem poprzednie wpadki. Cały czas czekając, aż serial awansuje w końcu do pierwszej ligi. Czy to się w końcu zdarzy, czy nie, warto cieszyć się z decyzji Amazonu i czekać premiery.

***
Pisałem wczoraj o serialach, kiedy przyszła smutna wiadomość – zmarł Lucius Shepard, znakomity pisarz. W Polsce znany od lat, choć na cztery jego wydane u nas książki, trzy ukazały całkiem niedawno. Dwukrotnie miał odwiedzić Polskę, ostatnio jako gość zeszłorocznego warszawskiego Polconu, jednak za każdym razem nie pozwalał mu pogarszający się stan zdrowia. I już nie przyjedzie. Nam zostały książki: Zielony kocur diabła (Zysk, 2000), Krokodylowa skała (Solaris 2012), Smok Griaule (Mag 2012) oraz Amerykański modlitewnik. Luizjański blues. Viator. (Mag 2013).

1 komentarz: