sobota, 26 marca 2011

Na co nam historia?

Tytuł prowokacyjny, bo byłem prowokowany i sam prowokowałem.
Będzie o powieściach o raz filmach historycznych. Bo co to znaczy, że utwór jest historyczny? Nie mówię tu o definicji, bo te niczemu nie służą, poza zajmowaniem papieru, tylko pytam, jak ten termin rozumieją ludzie. Są bowiem tacy, dla których istotny jest najmniejszy szczegół, jak i ci, którym wystarczy ogólny klimat. Pierwsi dyskwalifikują film za krzywo powieszoną szablę, drugim wystarczy ogólne wrażenie "rzymskości", czy "średniowieczności". W starożytnej Grecji mają nosić prześcieradła, w XVII wieku peruki i tyle w temacie kolorytu epoki.
Oba wyobrażenia – "laickie" oraz "specjalistyczne" – bardziej przeszkadzają, niż pomagają. Laicy przyzwalają na najrozmaitsze brewerie. Wystarczy wspomnieć Gladiatora, w którym Ridley Scott szarpnął zwrotnicą dziejów i historia Cesarstwa Rzymskiego stoczyła się na koleiny alternatywnej historii. Potem dzieci wrócą z kina i będą pisały głupoty na klasówkach.
Specjaliści z kolei zaostrzają kryteria historyczności w literaturze/filmie do poziomów nieosiągalnych. Mówiąc zwięźle: według nich obrazów i powieści historycznych prawie nie ma.
Serial Rzym, powszechnie uznany za telewizyjne arcydzieło (oraz za wzór dobrego podziału pracy – HBO płaci, BBC robi) zmienia w stosunku do autentycznych: losy Cezariona, biografie wielu postaci, matce Oktawiana dorabia gębę ostatniej łajdaczki i dodaje kilka lat życia.
Równie popularny serial Dynastia Tudorów robi to samo, tyle że bardziej. Pierwsza seria: zaburzona chronologia, dwie siostry Henyka VIII złożone w jedną, króla portugalskiego trafia szlag w nos poślubną, kardynał Wolsey umiera nie tak, jak powinien, podobnie jak nieślubny syn króla – same zmienione sceny śmierci wystarczają na litanię nieścisłości.
Czas na literaturę. Pan midszypmen Hornblower, pierwszy tom cyklu powieściowego C.S Forestera. W jednym z rozdziałów tytułowy bohater bierze udział w brytyjsko-francuskim rajdzie na Quiberon. Treść jest dosyć luźno oparta na wydarzeniach autentycznych. Czy jest to więc powieść historyczna? Wikipedia mówi, że tak.
Iście schizofrenicznym przypadkiem jest Faraon Kawalerowicza (Prusa pomijam, bo przez sto lat wiedza może się zaktualizować). Film przez wszystkie ważne encyklopedie klasyfikowany historyczny. O konsultacje przy produkcji poproszono czołowych polskich egiptologów (a ta dziedzina stała wówczas u nas na wysokim poziomie). W Łódzkim studio starannie odtworzono staroegipskie wnętrza, uszyto piękne kostiumy. Na jeziorze Mamry usypano sztuczną wyspę i obsadzono papirusem, a ekipa pojechała do Uzbekistanu, żeby sfilmować prawdziwą pustynię. Efekt zachwyca i do dziś uważa się za niedościgłe odtworzenie realiów starożytnego Egiptu. Co jednak z tego, skoro w tych pięknych, wiernych prawdzie historycznej realiach umieszczono fabułę o nigdy nie zaistniałym faraonie Ramzesie XIII. Zachód zniekształca prawdę, my idziemy na całość. Ciężka prace setek ludzi poszła na marne, bo Kawalerowicz wyczarował pół dynastii (bo skoro Ramzes XIII, to musiała być i dwunastka, a ostatni prawdziwy Ramzes miał numer XI).
Wyobrażam sobie, że w całej swojej ziutowej bezczelności napiszę powieść. Historyczną, o XVII wieku. W cudownym, promieniującym sarmackością świecie przedstawionym opiszę panowanie króla Władysława V. Ot co.
Czy tak wolno? Czy to moralne?
Nie będę dobijał p.t. czytelników (zwłaszcza Ciebie, moja ulubiona czytelniczko, która to czytasz – taką mam nadzieję – z wypiekami na policzkach i tchem zapartym w dziewczęcej, dwudziestoletniej piersi) dalszymi wyliczeniami. Bo oni wszyscy zgrzeszyli: Walter Scott, Dumas, Sienkiewicz, Mika Waltari nawet (a profesor Michałowski tak go zachwalał). Amerykańskie kino sandałowe, produkowane w strachu przed telewizją, blednie w obliczu twórców gatunku, którzy z premedytacją tworzyli pokraczne mutanty.

Biografom Adama Mickiewicza do dziś nie udało się ustalić miejsca narodzin Adama Mickiewicza. Są dwie opcje: Zaosie lub Nowogródek. Tylko która jest bezsprzeczną historyczną prawdą? Mało kto pamięta, ale w XIX wieku krakowska Akademia Umiejętności chciała to ustalić przez głosowanie.
Oni wiedzieli, oni rozumieli.

4 komentarze:

  1. "(zwłaszcza Ciebie, moja ulubiona czytelniczko, która to czytasz – taką mam nadzieję – z wypiekami na policzkach i tchem zapartym w dziewczęcej, dwudziestoletniej piersi)" -- przypis byś, cfaniaczku, walnął, co za Rymkiewicza imitujesz :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ziuto - już słowo "powieść" sugeruje pewne oderwanie od rzeczywistości. W końcu powieść to fantazja autora przelana na papier; fikcja literacka. Nikt, absolutnie nikt nie wymaga i wymagać nie powinien od powieści historycznych, żeby były podręcznikami historii! Po prostu, jeśli czytelnik chce wiedzieć - jak było naprawdę, niech sięgnie po prace naukowe, a nie powieści.

    Co do Władysława V, wolno Ci, a jakże! Wtedy to będzie historia alternatywna. A mało to książek o tym, że to Niemcy wygrali II wojnę światową?

    Nie wiem jak przyszłe pokolenia nazwą nasze czasy, ale jak śpiewał Jacek Kaczmarski w "Postmodernizmie": "Wszystko wolno! Hulaj dusza! Do niczego się nie zmuszaj. Niczym się nie przejmuj za nic! nie wyznaczaj sobie granic!". Zresztą cały utwór jest godny uwagi.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale dlaczego alternatywna? Prus wymyślił pół Egiptu i nikt go pod fantastykę nie ciągnie :-P
    Wiesz, ludzi oczekujących od historycznej beletrystyki stuprocentowej wierności faktom jest sporo. I mocno gardłują.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ziuto, jak Ci to wyjaśnić z tym Prusem. Problem polega na tym, że mitologii też nikt nie podciąga pod fantastykę. Poza tym w XIX wieku ludziom absolutnie nie przeszkadzało, że powieści historyczne się mijają z historycznymi faktami. Trylogia Sienkiewicza też się rozmija w wielu miejscach z historią - np. żona Jana Michała Wołodyjowskiego, czyli Basia - była wdową po dwóch mężach, kiedy wychodziła za "Pierwszą Szablę Rzeczpospolitej". Ale wtedy wątek Hajduczka z Michałem nie byłby już taki ładny i estetyczny.

    A czy "Świtezianka" Mickiewicza to fantastyka pisana wierszem? ;)

    Dlaczego Twoja historia o Władysławie V byłaby alternatywną? Ponieważ w XXI wieku istnieje taki gatunek literacki i do takiego gatunku zostałaby zaliczona Twoja powieść, ponieważ w XXI wieku w przeciwieństwie do XIX od powieści historycznych wymaga się większej zgodności ze zdarzeniami, które miały miejsce w historii. Po prostu.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń