W sobotę poszedłem na ślub. W sobotę, czyli sprawa dawno przebrzmiała, garnitury wróciły do szaf, weselnicy zaleczyli resztki weselnego kaca. Ale mnie dalej ta sprawa nie daje spokoju. Pewnie jako trzeciemu — zaraz po młodej parze.
Bowiem był to pierwszy ślub, jaki w życiu widziałem. Jakoś się mi w rodzinie złożyło, że kto miał się pobierać, zrobił to, gdy byłem bobasem. Przez mgłę pamiętam ślub cywilny ciotki i wuja, na który trafiłem chyba tylko dlatego, że nie miał się kto mną zaopiekować. W liceum zazdrościłem koleżance, która mniej więcej co miesiąc jechała w głęboką prowincję na ślub kuzynki. Przez chwilę bałem się nawet, że mój pierwszy ślub oglądać będę z perspektywy ołtarza – a do seminarium raczej mnie nie przyjmą.
Na szczęście są w świecie przyzwoici ludzie, którzy nie dość, że nie ograniczyli się do konkubinatu, to jeszcze byli tak dobrze żeby mnie zaprosić.
No więc — ślub. Z Wagnerem na dzień dobry i Mendelssohnem na papa (antysemita z semitą na jednej imprezie — to jest pluralizm). Z niesamowitym kazaniem księdza mówiącego, że jedno dziecko to nie jest szczęście, dwoje to pół szczęścia, a prawdziwe szczęście to tylko od trzech w wzwyż. I jak to zwykle, kiedy ksiądz mówi: jedni zachichotali, inni się obrazili. Ja swoje półszczęście potwierdzam.
Z innych ciekawostek: to był bardzo literacki ślub. Nie wiem, czy pobito rekord Lucjana Rydla z 1900, ale musiało być blisko. Z obecnych pisarzyli: Pan Młody i jego Świadek, kolejnych trzech pisarzy (delegaci Krakowa, Warszawy oraz Śląska) ze ślubnymi siedziało w ławkach, pod ścianą siedziało jeszcze jedno takie małżeństwo oraz jeden pisarz-singiel. Do tego dochodzi przynajmniej jedna pisarka (której nawet zapłacili) i pewnie półtuzin aspirujących. Niestety, nie wszyscy pojechali potem na wesele, więc nikt nie zrobi takiego numeru jak Wyspiański. Ten, który byłby w stanie (Świadek) raczej nie brał z Wyspiańskiego przykładu i pił.
Przypomniał mi się Miś Barei. Tam kompania honorowa florecistów robiła szpaler. W podobnych sytuacjach policja strzela na wiwat, kawalerzyści wznoszą szable. Co powinni pisarze? Machanie piórami odpada, bo śmieszne, a laptopy mogłyby powypadać z rąk i się połamać.
wtorek, 8 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz