W Międzynarodowy Dzień Książki wydałem 11 złotych*, co świadczy dobitnie, jaka bieda u mnie. A i nastrój nie lepszy.
Zdarza się niekiedy, że ogłoszona zostaje rychła ekranizacja naszej ulubionej książki. Ukochanej. Tej, która na nice wywróciła nasze patrzenie na literaturę. A potem jest kicha, bo film z książką nie ma nic wspólnego.
Przykładem The Congress na podstawie Lema. Reżyseruje Ari Folman, ten od Walca z Baszirem. Normalnie byłbym wniebowzięty (zapytajcie Artemis z, między innymi, Drugiego Obiegu, a wyjaśni, dlaczego Folman jest wielki), ale szykują się straszliwe zmiany w fabule. Między innymi główną postacią będzie kobieta. Do swidanija, Ijon Tichy. Cały film m być kobiecy, mówi Folman. Bóg jeden wie, jak z Lema można wycisnąć cokolwiek kobiecego. Czekam i boję się.
Drugi przykład jest lżejszy, bo dotyczy Nicholasa Cage'a. I filmu Next bazującego na opowiadaniu Philipa K. Dicka Złotoskóry. Opowiadanie PKD napisał w czasach, gdy w amerykańskiej fantastyce królowały opowiadania o mutantach dysponujących supermocami. Obowiązywały w nich dwie reguły:
1. Mutanci są dobrzy.
2. Mutanci panują nad sytuacją.
Dick zaś napisał tekst w którym:
1. Mutanci nie są dobrzy (przynajmniej nie dla nas)
2. Nie panują nad sytuacją.
Autor oczywiście oberwał za odstępstwo od reguł. Ale mniejsza o krytykę sprzed pół wieku. Powyższą anegdotę cytuję z pamięci, ale jest łatwa do znalezienia, gdyż Dick ją opisał i figuruje w uwagach do trzeciego tomu opowiadań zebranych. I wiecie, co zrobili scenarzysta/producent/reżyser/Nicholas Cage Nexta? Film o mutancie, który:
1. Jest dobry.
2. Panuje nad sytuacją.
Jaki jest w ogóle sens nazywania ekranizacją czegoś, co na żadnym planie (fabularnym, ideowym, stylistycznym, jakimkolwiek) nie ma niczego wspólnego z oryginałem? Fanów książki to tylko zniechęci. Krytyków nie zachwyci. I jeszcze trzeba będzie bulić właścicielowi praw autorskich.
Matrix na potęgę zapożyczył się u innych. Jest podobno opowiadania Snerga z bardzo podobnym pomysłem (Anioł przemocy – ale nie wejdę w szczegóły, bo jeszcze nie czytałem), dochodzi Kongres Futurologiczny, sporo Dicka, mnóstwo anime. Ale Wachowscy nie umieścili nawet "inspired by" w napisach. A mogliby. Że Tichy nie ma na imię Neo? Że przyszłość jest fuj, ale bez robotów?
To są szczegóły.
Obrazek – zagadka z poprzedniego wpisu przedstawia kobietę w ciąży (i z wózkiem ) w hipermarkecie, a wykonała go na zadanie koleżanka siostry. Ja widziałem słonia w kapeluszu i obrazek całującej się pary. Nie wiem, co na to koleżanka.
*Chłodny dotyk" Alberta Sancheza Pinola, zakupiona w taniej książce. Jestem w połowie. Nie jest to może aż tak zakręcone jak "Pandora w Kongu", ale daje radę.
Edit: Coś sypie się wpis. Albo ja coś sypnąłem. Nowe linijki na tak ja trzeba, spójniki na końcu linii, masakra.
Episode 666: In which we discuss what to do with books
7 godzin temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz