środa, 15 lutego 2017

Lewa ręka ciemności albo arcydzieło

Wpis jest czwartą częścią wyzwania czytelniczego, w którym bierzemy pod lupę powieści Ursuli Le Guin zgromadzone w omnibusie Sześć światów Hain. Szczegóły u pomysłodawczyni.

1. Jak sfilmować Lewą rękę ciemności? Wg. wiki były takie przymiarki. Jak w ogóle pokazać odmienność mieszkańców Gethenu? A trzeba by równolegle pokazać zarówno ich rzeczywistą inność, jak to, ile tego rodzi się w głowie mobila, interpretującego to, co widzi w świetle przyzwyczajeń przywiezionych z Ziemi. Chyba jedynym sposobem byłoby sklonować Davida Bowiego i Tildę Swinton (oglądaliście Orlando?). Nie kojarzę nikogo innego, kto miałby fizyczne warunki jednocześnie grać "w pozycji neutralnej" i wychylać się od niej w kierunku fizycznej kobiecości/męskości. Bez tego zespsulibyśmy film kabaretowymi przebierankami.
Innym rozwiązaniem byłby teatr. Np. Teatr Telewizji. Fantastyka na deskach się udaje, przykładem klasyczna Paradyzja z Opanią, czy niedawne Ascendium poznańskiego Teatru u przyjaciół. Nawet zacząłem sobie układać w głowie własną wizję inscenizacji. Nie przedstawiała się źle.

2. Uchodzi to przeważnie uwadze, ale Lewa ręka ciemności to świetna powieść przygodowa. Taka w starym stylu, kiedy oznaczało to historię ludzi, którzy trafiają w jakieś dzikie, egzotyczne miejsce, w którym muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu, przyrodą nieożywioną, wrogami, przejść próba charakteru. Taki rytuał przejścia rozpisany w atrakcyjnej fabule. Warto o tym pamiętać, bo po małej rewolucji, jaką urządziło nam kino nowej przygody, zaczęliśmy ten podgatunek kojarzyć z awanturniczą rozrywką i ciętymi ripostami. W Lewej ręce ciemności nie ma akcji rodem z Indiany Jonesa. Za to cała druga połowa, aresztowanie Genly'ego, obóz, ucieczka, marsza przez lodowiec są w duchu przygodówek z czasów książek Jacka Londona i wyprawy Nansesna. Przy okazji pytanie: czy Le Guin miała dostęp do literatury łagrowej? Archipelag GUŁag ukazał się dopiero w 1973, ale angielskie wydanie Innego świata Herlinga-Grudzińskiego (pod tytułem A World Apart) to lata 50. Zawsze jest możliwość, że Le Guin wymyśliła Kołymę od podstaw, ale miło byłoby mieć świadomość, że literatura polska miała jakiś wpływ na jedno z arcydzieł fantastyki naukowej.

3. Jeśli w ręce wpadnie wam Fantastyka i futurologia, to koniecznie zerknijcie na fragment o Lewej ręce ciemności. Już sam fakt, że Mistrz wspomina o dobrej fantastyce (z książki można wyrobić sobie wrażenie, że Lem celowo wybierał słabe książki i opowiadania, o których dziś nikt już nie pamięta, tylko po to, żeby się popastwić) jest czymś wyjątkowym, a tu jeszcze są dodatkowe kontrowersje. Otóż Lemowi tak bardzo spodobał główny pomysł, że żądał go jeszcze więcej:
Utwór, zasługując na uznanie, zadowala się, niestety, potraktowaniem „innego seksualizmu” Getheńczyków jako zjawiska raczej egzotycznego aniżeli ontologicznego. Tymczasem waga ukazanej intrygi „planetarno-politycznej” jest niewspółmierna z doniosłością „innego seksu” (...) Uczestnictwo Gethenu we Wspólnocie [tj. Ekumienie - przyp. Ziuta] jest, zapewne, zwycięstwem koncepcji pokojowego współistnienia i harmonijnej współpracy nad ideą izolacjonizmu, ale to pozytywne rozwiązanie dylematu stanowi rzecz wprawdzie moralnie zacną, lecz poznawczo banalną. Daleko ciekawsze byłoby prześledzenie wszystkich konsekwencji natury psychologicznej, obyczajowo–kulturowej, socjalnej i wreszcie metafizycznej, wywalanych odmienną niż ludzka płciowością; lecz to zadanie spełnia powieść niedostatecznie.
Lemowe wywody to w moim wydaniu FiF ponad cztery strony maczkiem postulatu, by napisać Lewą rękę... od nowa. Można się zastanawiać, jak wtedy by wyglądała (mnie totalność wizji skojarzyła się z Dukajem). Można pośmiać się z Lema, który w życiu napisał coś ze trzy postaci kobiece (z czego jedna jest męską fantazją, a druga - robotem), że poucza znacznie bardziej doświadczoną koleżankę w tematach, na których się nie zna. Ja zwrócę uwagę na jedno. Lem kwestię pokojowej współpracy, pacyfizmu, równości społecznej itp. przyporządkowuje do kategorii moralnie zacnych, lecz poznawczo banalnych.
Zasadniczo męczy mnie coroczna awantura o Nagrody Hugo (jedno i drugie krótkie streszczenie). Jedną z najstraszniejszych rzeczy, jakie mogłyby się przydarzyć polskiej fantastyce, gdyby ktoś postanowił przenieść konflikt nad Wisłę. Miejmy nadzieję, że nigdy się to nie stanie. Ale wyobraźcie sobie taki zabawny świat, w którym w jednym, obok smutnych i wściekłych szczeniaczków, szeregu stają lemowskie szczeniaczki. Robią minę obrażonego jamnika i oświadczają: drodzy progresywni autorzy. Szanowne i szanowni SJW. Szanujemy książki, które wydaliście w zeszłym roku. To rzemieślniczo sprawna proza. Doceniamy przesłania, które staraliście wyrazić. Są moralnie zacne. Ale wasze książki są jednocześnie poznawczo banalne. Są tą mniej ważną częścią Lewej ręki ciemności. Postulują słuszne rzeczy zamiast być wkładem w empiryczną filozofię człowieka poznającego się w innym wcieleniu, dlatego nie zasługują na najważniejszą fantastyczną nagrodę literacką.
To byłaby dopiero awantura! Tylko jednak o tyle dobra, że dotycząca pryncypiów, a nie tego, że komuś nie podoba się, że SF jest inna niż w starych dobrych czasach (które stare dobre czasy są wytworem wyobraźni, a nie realnym miejscem w czasoprzestrzeni).

4. Wszystko to jednak tylko drobnostki składające się na fakt, że Lewa ręka ciemności jest arcydziełem. Przede mną jeszcze wiele książek Le Guin, powieści i opowiadań, przede mną Słowo las znaczy świat i Wydziedziczeni, przede mną cały grubaśny Rybak znad morza wewnętrznego, więc powinienem uważać na ostre deklaracje i nisko latające kwantyfikatory, ale i tak jestem przekonany, że nawet samej autorce trudno będzie przeskoczyć poziom Lewej ręki... Czy nawet się z nim zrównać.
Jeszcze większa zadanie stoi przed innymi pisarkami i pisarzami chcącymi pisać fantastykę na tematy płci i seksualności. Mirosław Obarski, redaktor antologii Kroki w nieznane, narzekał kiedyś, że takiej genderowej SF powstaje bardzo dużo, rzadko jednak trafia na tekst, który niósł by ze sobą coś więcej, niż deklarację, że temat leży autorce/autorowi na sercu. Nie wiem czy tak jest faktycznie, aż nie orientuję się w anglosaskim rynku. Jednak jeśli Obarski ma w sercu Lewą rękę... (a na pewno ma), to trudno będzie go zadowolić. Mnie też byłoby trudno. Znajdzie książkę, która tak ciekawy i złożony temat rozpracowuje równie elegancko. Współczesny odpowiednik Le Guin pisałby agresywniej, wręcz krzycząc. A tu mamy prozę cichą, wręcz pod tym względem staroświecką (wielkie dzięki dla Shee za to jedno słówko, nie wymyśliłbym lepszego).

3 komentarze:

  1. Na mnie osobiście ogromne wrażenie zrobiły "Cztery drogi ku przebaczeniu" - nie ma ich w wyzwaniu ujętych, ale postaram się o dwóch kolejnych haińskich książkach też napisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lewa ręka jest absolutnie cudowna. To dzięki niej zakochałem się w Ursuli.
    Warto też zerknąć na jej "Morski trakt" to już nie fantastyka, ale jakże piekna proza.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Lemowskie szczeniaczki" - cudowność ^_^ W sumie chciałabym, żeby zrobiła się jakaś otwarta dyskusja między fantastami-parnasistami a zwolennikami fantastyki (i jej krytyki) zaangażowanej. BTW, sama kiedyś czułam się zdecydowanie lemowskim szczeniaczkiem, a teraz już sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń