W luźnych planach jest opowieść o czasach rzeczpospolitej szlacheckiej – ale opisanej z punktu widzenia cwanych i wrednych chłopów pańszczyźnianych. Jak to kiedyś napiszę – zadedykuję Jackowi Komudzie – wyobrażam sobie jego minę podczas lektury…Jednocześnie wspomina, że zamierza w miarę możliwości zwiększyć tempo produkcji do trzech książek rocznie. To akurat nie cieszy, bo Pilipiuk jest nierównym pisarzem, który dawno już przekroczył próg, po którym prędkość oznacza spadek jakości. Szkoda, bo w swoich lepszych momentach potrafi stworzyć rzeczy naprawdę fajnie. Spokojnie mógłbym z jego bibliografii wykroić 2-3 tomy Opowiadań najlepszych, które naprawdę warte byłyby czytania. Tu uwaga, że Wielki Grafoman radzi sobie lepiej z krótką formą i ma pecha żyć w epoce, w której rządzą niepodzielnie opasłe powieści.
Nie mogę na przykład cyklu o wampirach w PRL. Przecież to samograj: urban fantasy jest niesamowicie popularne, a Polska Ludowa to z kolei atrakcyjny, wciąż rzadko eksploatowany setting. Żeniąc jedno z drugim mamy szanse na coś naprawdę oryginalnego, a na pewno mniej oklepanego od kolejnych elfów/magów/wróżek/wilkołaków w Londynie. Jedyne co trzeba, to przemyśleć świat demoniczny i socjalistyczny oraz ich interakcje. Tymczasem Pilipiuk w każdym przypadku, jak zawsze kiedy się się spieszy, wybrał rozwiązanie najprostsze. Czy może raczej najbardziej śmiechowe. Dobre pomysły zabite banalną pointą, nieprzemyślane modyfikacje tradycyjnych wizerunków paranormalnych istot, dużo dowcipów o Zmierzchu (już w momencie druku będących strasznymi sucharami), wszystko to jest wielką zbrodnią na pomyśle. Czekam aż ktoś pójdzie po rozum do głowy i napisze własny magiczny PRL. Jak wspominałem: to dziewicza popkulturowa kraina, po której stąpało zaledwie kilku wędrowców.
Ale skończmy jechanie po Pilipiuku i przejdźmy do chwalenia. Bo jest za co. Choćby awansem za wspomniany pomysł powieści o cwanych i wrednych chłopach pańszczyźnianych. Jest to bowiem strzał w dziesiątką.
Pamiętacie jeszcze serial Artyści? Jeśli tak, to kojarzycie z pewnością aktora Kredyta, klepiącego biedę z lichej teatralnej pensyjki i pocieszającego się, że dobrze wyszedł na przesłuchaniu do filmu o rabacji. Twórcy Artystów, Demirski i Strzępka, zrobili zresztą sztukę o Jakubie Szeli, a w którymś wywiadzie wspominali, że drugi swój serial chcieliby zrobić właśnie o tym, jak w czterdziestym szóstym chłopi robili panom krwawe zapusty (konkretnie fabuła ma być o galicyjskim boomie naftowym, a rabacja ma być rozegrana w retrospekcjach). W recenzjach powieści piastowskich Cherezińskiej kilka razy przewinął się żal, iż za dużo w nich o królach i księżniczkach, a za mało o niedoli ludu. Mnie nie podobało się, że bohaterki zapowiadanego przez TVP serialu Wojenne dziewczyny to tradycyjna trójca inteligentka-cwaniara-Żydowka, a przydałaby się jeszcze chłopka. Wreszcie lewicowy krytyk filmowy Jakub Majmurek dopraszał się jakiś czas temu Django* o chłopach mszczących się na feudałach.
Jak sami widzicie, kiedy wszyscy tylko gadają, Pilipiuk sadowi się w blokach startowych. Ma szanse być na mecie pierwszy. Wspomnę mu o tym, kiedy spotkam go na jakimś konwencie.
Do tego Wielki Grafoman nie pierwszy raz wyprzedza epokę. W opowiadaniu Reprywatyzacja (Fenix 7-8/2001) majątek we wiosce odzyskuje arystokrata będący krwiopijcą metaforycznie i realnie. W Wigilijnej rozgrywce (Click! Fantasy 5/2002) Pawło Wędrowycz, ojciec Jakuba, dostaje od świętego Mikołaja skrzynkę dynamitu (Przyda się w tym waszym PPS-ie - tłumaczy Święty. - Jakbyście chcieli znowu policmajstra wysadzić w powietrze...). Oba opowiadania powstały na początku poprzedniej dekady. W czasach kiedy terrorystyczna działalność patriotycznej lewicy oraz ciemne strony przemian ustrojowych nie istniały szerokim obiegu popkultury.
Nie sposób też nie wspomnieć, że Reprywatyzacja, Wigilijna rozgrywka oraz zapowiadana powieść historyczna o chłopach pańszczyźnianych zajmują się tematyką uważaną powszechnie za lewicową. Nikt jej nie kojarzy z Andrzejem Pilipiukiem, wieloletnim prawicowcem, swego czasu kandydatem do parlamentu z ramienia partii Korwin-Mikkego. Sam potrzebowałem solidnie się zastanowić, zanim cokolwiek zauważyłem. Teraz wydaje się to oczywiste. Wielki Grafoman może i ma swoje poglądy, rzutują mu na twórczość, ale znajduje się w niej miejsce na coś nieoczekiwanego. Skąd ta lewicowa agenda? Być może Pilipiuk pracuje tak intensywnie, że przypadkiem wjechał na cudze terytorium jak rolnik podorujący miedzę. Może też (wolę tę teorię), że pewnie tematy wcale nie układają się równo pomiędzy podziałami politycznymi. Czasem leżą w poprzek całego spektrum tak, że każdy może się odnieść. Victor Hugo był typowym dziewiętnastowiecznym mieszczaninem-hipokrytą, a nikt piękniej od niego nie pisał o rewolucjonistach.
Ludzie o poglądach odmiennych od pilipiukowych powinni być mu wdzięczni, że zajmuje się sprawami, w których im nie wychodzi. Bo bądźmy szczerzy - w przeciwieństwie do Zachodu, gdzie topowa popkultura jest wyraźnie wychylona w kierunku społecznego progresu, reprezentacji, krytyki korporacyjnego kapitalizmu itp. od tak dawna i tak swobodne, że wydaje się to neutralne i naturalne, w Polsce lewica nie łapie popkultury. To znaczy przepraszam: jest mnóstwo lewicowców doskonale znających pop (lepiej niż prawicowcy), teoretycznie doskonale posługujących się jego językiem (lepiej niż prawicowcy), ale po teoretykach nie przyszli twórcy. Nie wiem dlaczego.
Po dłuższych poszukiwaniach znalazłem jednego polskiego fantastę, który jest popularny, pisze pop i z dumą określał się jako lewak (inni albo są niszowi, albo ciągnie ich w okolice Kontrapunktów Powergraphu, albo nie afiszują się poglądami): to Kuba Ćwiek. Ale on zajmuje się naśladowaniem Ameryki, więc nie napisze nic o chłopach pańszczyźnianych, czy bojowcach 1905 roku.
Żniwa niby wielkie, ale robotnik jeden.
*Tarantino jest dla Polaków obiektem niespełnionych westchnień. Majmurek śni Django o rabacji (w myśl opinii, że potępienie przemocy jest intelektualnie płytkie). Adamski śni Bękarty wojny o żołnierzach wyklętych (w myśl opinii, że potępienie przemocy jest intelektualnie płytkie). Komedie gangsterskie z lat 90. składały się ujęć z bagażnika i odklejonych gadek o niczym. Dziw, że nikt nie zrobi biografii Leszka Millera w stylu Kill Billa. Też w myśl zasady, że potępienie przemocy jest intelektualnie płytkie
A czy byłbyś w stanie podać tytuły tak z dziesięciu opowiadań Pilipiuka, które byłyby "naprawdę warte czytania"? Ja wiele lat temu zapoznałem się z jednym tomem opowiadań o Wędrowyczu i cóż, choć doceniłem fantazję autora, daleko mi było do zachwytów .
OdpowiedzUsuńZ Wędrowyczy:
OdpowiedzUsuńPrzeciw pierwszemu przykazaniu
Hiena
Hotel pod łupieżcą
Wigilijna rozgrywka
Smok
Stalkerze
Z niewędrowyczowych
2596 kroków
Mars:1899
Choroba białego człowieka
Ośla opowieść
Ostatni biskup
Tyle z pamięci. Spokojnie znalazłoby się więcej.
Jakby to ujął Shakin' Dudi: "O, Ziuta"... Jak można pisać że Pilipiuk nadaje się do czytania, jak nie nadaje się. Jeden tomik Wędrowycza ledwo zmęczyłem. To jest marność nad marnościami. Jedno opowiadanie miał w miarę strawne, Kuzynki bodajże to sie nazywało ale to dawno i nie prawda.
OdpowiedzUsuń