Wpis jest piątą częścią wyzwania czytelniczego, w którym bierzemy pod lupę powieści Ursuli Le Guin zgromadzone w omnibusie Sześć światów Hain. Szczegóły u pomysłodawczyni. |
Może zawiniła forma? Mikropowieść to takie literackie nie wiadomo co. Jest dłuższa od opowiadania, traci jego zwięzłość i siłę przekazu. Z kolei na pełnoprawną powieść, z jej wielowątkowością i dogłębnością, jest stanowczo za krótka.
Zacząłem się wręcz zastanawiać, co zrobiłbym, gdybym był Harlanem Ellisonem, redaktorem antologii Kolejne niebezpieczne wizje, i właśnie otrzymał od Le Guin maszynopis. Chyba kazał przepisać wszystko od nowa. Usunąć samodzielne wątki Davidsona i Ljubowa, jedynym bohaterem i POV czyniąc Selvera. Oglądanie fiaska terrańskiej kolonizacji Nowej Tahiti wyłącznie z perspektywy Athshean nie zmieniłoby przesłania opowiadania, a pozwoliłoby uniknąć łopatologii i uproszczeń.
W przedmowie do Lewej ręki ciemności Le Guin pisała o fantastyce naukowej jako metaforze. W Słowo las znaczy świat metafora jest tak płaska i łopatologiczna, że przestaje być metaforą. Wszystko przez kapitana Davidsona. Nie mam nic przeciwko okrutnym Ziemianom, złym Ziemianom i bestialskim Ziemianom, ale kiedy bohater jest zły, bo przeczytał w starej książce, że mężczyzna jest naprawdę i całkowicie mężczyzną tylko wtedy, kiedy właśnie miał kobietę lub kiedy właśnie zabił człowieka, to nie mogę uwierzyć, że ta postać wyszła spod pióra ulubionej autorki. Podobnie karykaturalnie wygląda cały proces myślowy Davidsona. Być może na trzystu stronach dałoby się realistycznie oddać sposób rozumowania rasisty, mordercy czy gwałciciela. Drogę, jaka prowadzi go od jeszcze w miarę normalnej osobowości do zbrodni. Albo wykrzywione widzenia świata. Lecz nie da się tego dobrze pokazać, kiedy ma się ledwo kilkanaście stron. Na Nowej Tahiti nie ma wprawdzie postaci kapitalisty w cylindrze, ani korposzczura w krawacie do koszuli z krótkim rękawem, urządzającego tor do minigolfa w gabinecie (w Avatarze Camerona był taki), ale to dokładnie ten sam poziom uproszczenia. Dodajmy jeszcze żołnierzy żywcem wyjętych z Wietnamu (dżungle, śmigłowce, zioło), a nie odratuje tego ani dramatyzm losów ludu Selvera, ani najczystsze intencje Ljubowa.
Do tej pory czytywałem tylko te dobre powieści i opowiadania Le Guin. Słyszałem wprawdzie, że miała gorsze, łopatologiczne teksty, ale myślałem, że to ktoś po prostu odbił się od lektury i teraz wini autorkę. Teraz wiem, że koleżanki i koledzy nie zmyślali i w każdej chwili mogę wpaść na tę gorszą Ursulę. Boję się, co będzie z Wydziedziczonymi.
I jeszcze jedno. Bohaterów Lewej ręki ciemności i Słowo las znaczy świat, Genly'ego Ai i Raja Ljubowa łączy jedna ciekawa rzecz. Ai to słowo z języka japońskiego, a liubow - rosyjskiego. Oznaczają to samo: miłość. Niech to będzie drobną przesłanką za tym, jakie dobre byłoby to opowiadanie, gdyby Le Guin nie zdecydował się napisać słabej mikropowieści.
W tej książce Le Guin widać mocne zaangażowanie w ówczesne sprawy społeczno-polityczne. I nie wyszło to książeczce na dobre. Przesłanie jest proste, trąci moralizatorstwem i ogólnie bardziej wygląda jak utwór agitacyjny niż powieść.
OdpowiedzUsuńAle Wydziedziczeni są w porządku, zobaczysz.
OdpowiedzUsuń