poniedziałek, 11 lipca 2016

Rozczarowania i nadzieje

Po krótkiej przerwie wróćmy do Lema. Jego nie da się załatwić jednym wpisem. Do tego wciąga i po jednej książce masz ochotę na drugą. Wziąłem więc Opowieści o pilocie Pirxie. Ostatnie z opowiadań, Ananke, rozpoczyna się pamiętnym opisaniem rozczarowania. Rozczarowania przez Mars, który zamiast ósmego cudu (wszech)świata, okazał się, jak pisze Lem, uosobieniem strasznych złudzeń. Wręcz symbolem klęsk, straconych nadziei i zwykłego oszustwa, któremu uczeni i marzyciele ulegali od stu kilkudziesięciu lat. Żadnych kanałów, tylko płaska równina, zalana słabym światłem dalekiego Słońca i dwoma mikroskopijnymi księżycami na niebie. W porównaniu z Marsem Księżyc był nawet przytulny, komentuje Lem i dodaje, że Pirx nie znosił Marsa. To wielkie rozczarowanie nie jest, wbrew temu co myśli pilot (w opowiadaniu już komandor), jego osobistym uczuciem. Wpływa również na innych ludzi, doprowadzając do tego, że projekt budowy drugiego portu marsjańskiego jest tym, czym jest: chaotycznym skupiskiem nadmuchiwanych kopuł, stosów pak, kontenerów i zasobników zrzucanych jak popadnie z pasów transportera.
Te minorowe opisy uderzają tym bardziej, że stoją w kontraście do poprzednich opowiadań. Kiedy Pirx jest młodym, niedoświadczonym pilotem, kosmos żyje. Latają małe statki Patrolu i wielkie transgalaktiki. Tłumy turystów, naukowców i pracowników floty przewijają się przez węzeł komunikacyjny na Księżycu. Podbój kosmosu zaszedł tak daleko, że armatorzy ściągają z Pasa stare wraki, żeby załatane i naprawione posłać do obsługi ciągle wołającego o nowe rakiety ruchu towarowego. I jasne, wiem że Lem zostawił w cyklu o Pirxie mnóstwo drobnych nieścisłości, z czego zresztą sobie zdawał sprawę. Ale tak wielka zmiana nie może zostać zbyta wzruszeniem ramion.
Nie wynika ona z przypadku. Lem był poważnym pisarzem SF w starym stylu. Uważał, że jego obowiązkiem jest tworzyć w oparciu o aktualny stan wiedzy i aktualne prognozy (które oczywiście nie muszą się spełnić, ale są stawiane w zgodnie z regułami sztuki). Spójrzcie, że aż trzy jego książki Eden, Solaris i Niezwyciężony – zdają się być umiejscowione w tym samym uniwersum. Ani razu nie pada chociaż jedno słowo mogące je powiązać, ale podobieństw jest sporo. Od strony technicznej lotów międzygwiezdnych, przez fakt używania przez ludzi zaawansowanych automatów, aż po to, że życie w kosmosie jest powszechne, ale kontakt z jego inteligentnymi przedstawicielami zawsze bardzo trudny, jeśli nie niemożliwy. Wprawdzie w równolegle pisanym Powrocie z gwiazd Lem napisał coś innego, lecz jest to świadomie wygłoszone zdanie odrębne – czyli znowu coś mieszczącego się w ramach poważnego projektu intelektualnego.
Dlatego taka nagła zmiana paradygmatu w Ananke zdumiewa. Coś musiało się zdarzyć, że Lem przekreślił podstawy świata nakreślane przez poprzednie 300 stron. Tym czymś był lot sond Mariner 6 i 7. Wprawdzie już Mariner 4 przesłał niepokojące obrazy (bo same kratery), ale marsjańskie dane, które uczeni NASA otrzymali (zresztą kilka dni po triumfalnym lądowaniu Apolla 11 na Księżycu) od szóstki i siódemki były przygnębiające. Otrzymaliśmy znakomite obrazy – wspominał jeden z uczonych znacznie lepsze, niż mogliśmy oczekiwać jeszcze kilka lat temu, ale co na nich widać? Monotonny krajobraz wymarły jak ptak dodo. Nie ma czego szukać.
Podwójna misja Marinerów to 1969,  Ananke ukazała się w 1971. Gdyby Lem zignorował najnowsze odkrycie uczonych i pisał jak po staremu, bo lubił świat Pirxa i jego założenia takimi, jakimi je wymyślał w 1959, albo licząc, że może coś się odmieni, sprzeniewierzyłby się temu, co uważał za obowiązek pisarza fantastyki naukowej.
Dziś autorzy fantastyki do założeń i reguł podchodzą swobodniej. Raczej dobierają je pod myśl, którą chcą wyrazić i opowieść, którą chcą opowiedzieć, niż na odwrót. Nikogo więc nie powinno dziwić, że ktoś skacze od postapo do spece opery, czasem skacze do fantasy, a nade wszystko lubi wszelkie retro. Bo retro to wielkie mrugnięcie okiem na znak, żeby nie brać obrazu świata na poważnie.
Przyczyny takiej zmiany w myśleniu były dwie. Po pierwsze nie sprawdziły się przewidywania futurologów. Oczywiście dobrze, że jeszcze mamy jakieś surowce i nie zamarzliśmy w zimie nuklearnej, ale akurat te prognozy miały być ostrzeżenie. Futurolodzy obiecywali mieli również program pozytywny (od kolonii w kosmosie po pokój na świecie), który się nie spełnił. Nic dziwnego, że światek SF zaczął patrzeć sceptycznie na wszelkie pewniki i oczywistości.
Po drugie – postmodernizm. Potocznie to słowo kojarzy się głównie z humorystycznym fantasy i żonglowaniem cytatami z popkultury, ale naprawdę to nurt w filozofii, z którego wynikają poważne wnioski. Postmodernizm podważył racjonalność dyskursów, stwarzając świat, w którym nie ma dążenia w starym stylu do prawdy, ale gra narracjami (takie wytłumaczenie problemu podawał Tony Judt). Ze świata intelektualistów postmodernizm przeszedł na autorów i autorki SF. Robot czy kosmos przestały być propozycją, ale stały się rozgrywką. Robot bije smoka, smok karetę hakerów.
Należy jednak wspomnieć o czymś jeszcze. Dosłownie rok po tym, jak Lem wyraził swoje rozczarowanie Marsem, na Mariner 9 sfotografował fragmenty planety do tej pory niebadane z bliska. Zamiast kraterów kamera uchwyciła wulkany tarczowe, wielki kanion i ślady płynącej wody. Po Marinerach czerwoną planetę odwiedzały Vikingi, Pathfinder, czy łaziki Spirit i Opportunity. Znaleziono zamarzniętą wodę gruntową i wodę ciekłą. To, co mistrz miał za ponurą, burą równinę, okazało się fascynującym światem. Po latach wróciła moda na SF. Znajomy prawnik specjelizuje się w górnictwie asteroidalnym. Dzieje się.
Morał taki, że nie należy się zrażać, bo wszechświat jest zbyt ciekawy na pesymizm. Jeszcze tam dolecimy.

2 komentarze:

  1. Świetny tekst. Dzisiaj przeczytałem, równie dobry, Orlińskiego recenzującego, ciekawą dla lemologów, książkę Agnieszki Gajewskiej pt. Zagłada i gwiazdy.Przeszłość w prozie Stanisława Lema -http://wyborcza.pl/1,75410,20380215,tajemnice-stanislawa-lema-co-o-przeszlosci-genialnego-pisarza.html
    igor

    OdpowiedzUsuń
  2. Też to widziałem :) W'ogle miałem za jakiś czas pisać, że młodość Lema może być wyzwaniem dla biografów. Fajnie, że ktoś się tego dokopał i fajne, że to takie niesamowite (choć niekiedy straszne) rzeczy.

    OdpowiedzUsuń