wtorek, 7 stycznia 2014

Ksiądz w plastikowym zielononiebieskim ornacie

Spokojnie, to nie będzie wpis o nadużyciach liturgicznych. Nie zmieniam profilu bloga na religijny, a nawet jeśli to jest już w internetach dosyć stron na ten temat. Ale fakt, zacznę dziś od strony wiary.
Jest mianowicie taka teoria, czy też zbiór teorii, że nawet nasze sekularyzujące się czasy przechowują różne sakralne formy. W wersji skrajnej – im bardziej zeświecczone społeczeństwo, tym bardziej obudowuje się mechanizmami potocznie kojarzonymi z sacrum.
Są na przykład trzy bardzo kapłańskie zawody.
Po pierwsze aktor. Chyba nie trzeba wiele tłumaczyć. Pamiętamy przecież z lekcji, że teatr europejski wywodzi się z greckiego, a ten pochodzi od misteriów ku czci Dionizosa. Przypominał o tym Andrzej Żuławski w Na Srebrnym Globie, gdzie aktorzy podczas obrzędów odtwarzają na wpół mityczny exodus przodków bohaterów z Ziemi. Tłumaczy to dawną niechęć i nieufność Kościoła, ale i fakt, że wielu aktorów na starość przejawia skłonność do moralizowania i uważania się za duchowych przedstawicieli ludzkości.
Po drugie sędzia. Sędziowie noszą długie szaty, amulety z totemicznym ptakiem-założycielem państwa (legenda o Lechu!), odprawiają rytuały według rubryk i w w według rubryk urządzonym pomieszczeniu, wreszcie interpretują Prawo rozsądzając co jest dobre, a co złe.
Po trzecie zaś – lekarz.
Uderzyło mnie to wczoraj, kiedy zacząłem wreszcie oglądać Scrubs. Agrafek się pewnie na mnie obrazi, bo to skandal, żeby ktoś po tylu jego pochwałach dopiero teraz zasiada przed ekranem. Przedtem nie miałem humoru na w sumie bardzo poważną komedię o życiu i śmierci. Może to i lepiej, dwa lata temu nie skojarzyłbym, jakie podteksty można w Scrubsach znaleźć.
Wiele razy słyszałem, nierzadko z pierwszej ręki, że studenci medycyny i pokrewnych kierunków w przerwach od nauki oglądają seriale medyczne. Nie wiem, jak to możliwe. Słyszałem też, że lekarz jest na drugim miejscu w rankingu najbardziej pożądanego zięcia. Zaraz po prawniku. W świetle seriali medycznych to coś niesamowicie dziwnego.
Bo głównym przesłaniem bijącym z seriali jest to, że lekarz to zakonnik. Umarły dla świata. Wolno mu mieszkać na mieście i angażować się uczuciowo, ale każdy, kto oglądał Scrubsów, House'a czy Chirurgów dobrze wie, że w mieszkaniu jedynym używanym meblem będzie łóżko, a każdy związek prędzej czy później się rozpadnie. Taki House mógłby być z powodzeniem serialem zagubionej gdzieś parafii, z księdzem Wilsonem szukającym ukojenia w ramionach coraz to nowszych kobiet, biskupką Cuddy (dlatego anglikanie) i proboszczem Housem, pół-kaleką z predyspozycjami do naprawdę ostrej herezji.
A że ojca Mateusza i doktora Burskiego gra ten sam aktor to nie przypadek.

1 komentarz:

  1. A niech będą lekarzami, ale w tym kontekście nie podobają mi się specjalizację. Jak pomyślę o takim księdzu-chirurgu... brrr!

    OdpowiedzUsuń