niedziela, 10 marca 2013

Ta przebrzydła siła


Widmo krąży nad Europą, nad całym sytym i zamożnym Zachodem.
Bestia wypełzła nie wiadomo skąd i już ostrzy zęby na ludzką cywilizację. Jej kultyści niczym masoneria stopniowo opanowują każdą instytucję kultury. Na razie oczywiście większość ignoruje zagrożenie. Jaka bestia, powiadają, zwierzaczek kochany. Chcesz zabronić? A tymczasem bliski jest dzień, kiedy wszyscy obudzimy pod cieniem rzucanym przez jej gargantuiczne cielsko.
Oto ona.
Nostalgia.
Wierzchołek góry lodowej
Doniósł niedawno mój ulubiony serwis o grach, że Torment: Tides of Numenera, duchowy spadkobierca znakomitego Plancescape: Tormanta rozbił banki sfinansował się na kickstarterze w kilka godzin. Zbiórka trwa nadal, twórcy liczą mamonę, ja piszę tekst a propos.
Co sprawiło, że ludzie gotowi są oddać nieraz duże pieniądze na sequel (duchowy) gry sprzed 14 lat? A nie jest to odosobniony przykład. Niedługo czeka nas wysyp staroszkolnych gier, głównie erpegów, które zaczęły się od zbiórki w sieci. Jeśli zaś spojrzeć naprawdę szeroko, okazuje się, że kultura popularne nigdy nie była jeszcze tak wtórna jak kiedyś. W kilku ostatnich latach na ekranach kinowych mogliśmy oglądać: Drużynę A, Policjantów z Miami, G.I. Joe, Indianę Jonesa, Prometeusza (o niebiosa!), Star Treka. Tim Burton po powtórnym ożywieniu Alicji w Krainie Czarów ożywił klasyczną operę mydlaną (Mroczne cienie) oraz własny krótki metraż (Frankenweeniego) . Do tego dochodzą dziesiątki innych dzieł, które zaginęły w piekle niskich budżetów, albo nie przebiły się u nas, bo nie znamy oryginału, na którym się opierają (na którym pasożytują?).

Nie tylko bezpośrednie odwoływanie się do przeszłości świadczy, że z popkalczerem dzieje się coś niedobrego. Kiedy ostatnio została w niej wypracowana nowa jakość, która byłaby w stanie konkurować z poprzednikami? Nie ma niczego, co by chociaż miało szansę w starciu z Gwiezdnymi wojnami w walce o rząd dusz. Trochę lepiej ma ambitniejsze SF, które dorobiło się Moon, Przenicowanego świata, czy Cargo – ale znowu, żadne z nich (niestety) chyba nie stanie się kultowcem na miarę Blade Runnera. Największa jednak tragedia dopadła kino przygodowe, które dosłownie zabili Poszukiwacze zaginionej Arki. Bo ile powstało filmów, które świadomie nie szłyby szlakiem wyznaczonym przez Indianę Jonesa? Właściwie to od dwu dekad konsumujemy dorobek kina nowej przygody, a perełka w rodzaju Pana i władcy: na krańcu  świata zdarza się raz na ileś. I raczej popularnością nie wychodzi poza niszę.
Jedynie słuszny Robin Hood. Lepszego nie będzie
Nikt jeszcze nie znalazł odpowiedzi, czemu tak się stało. Jedni mówią, że to naturalne wyczerpanie, kultura się wyczerpuje i od tej pory po wsze czasy będziemy obracać się w kółko (żeby wyjść na mądrzejszych dodają przy tym, że wszystkie możliwe fabuły spisał Szekspir). Ja podejrzewam demografię. W społeczeństwach rozwiniętych nigdy wcześniej nie było tak dużego odsetka ludzi w średnim wieku ani nigdy nie mieli tyle pieniędzy. Zresztą nie od dziś mówi się, że aby wybuchła rewolucja, w kraju musi być wystarczająco dużo dwudziestolatków niezadowolonych ze status quo – czemu nie miałoby to dotyczyć też sztuki? 
Wydawałoby się więc , że jest źle. Tymczasem da się żyć. Najwięksi (Gwiezdne wojny, Marvel, DC itp.) wiedzą już, że zadbana franczyza, z rozbudowanym uniwersum rozciągniętym w czasie i przestrzeni, spin-offami, wersjami alternatywnymi oraz okazjonalnymi resetami będzie latami zarabiała na siebie bez obawy przed wyeksploatowaniem tematu.
Przenajwspanialsza Towarzyszka. Lepszej nie będzie (i wbijże sobie to do łepetyny, Moffat)
Producenci telewizyjni z kolei operują na kolejnych tematach przy pomocy narzędzi opracowanych w złotej epoce seriali (kiedy się skończyła? Ja umownie ustaliłem sobie datę na gdzieś pomiędzy Pacyfikiem a Grą o tron). Na przykład ostatnio facet od golizny na dworze Tudorów wziął się wikingów. Czy była golizna nie wiem, jeszcze nie oglądałem.
Gry – wiadomo. Wielkie budżety, nostalgia z kickstartera, casuale dostosowujące stare schematy do dotykowego ekranu tableta.
Jedynie słuszni bohaterowie. Dzielniejszych nie będzie.
Lecz najmilszą memu sercu strategię (bo filozoficzną) wypracowaliśmy my, Polacy. Narzekacie może na polskie kino? Kibicujecie drugiej już edycji filmowych węży? Bardzo nieładnie.
Rodzimi twórcy nie masakrują tematu za tematem, bo są głupi, albo liczą na łatwe pieniądze. Oni już wiedzą, że nie będzie komedii śmieszniejszej od Misia, bohatera dzielniejszego niż Janek Kos, dziewica-bohater. Nie będzie romantyczniej niż w Lekarstwie na miłość, bardziej sarmacko niż w Potopie. Żaden mindfuck nie przebije Trzeciej części nocy. Nie ma sensu się starać. All those moment will be lost in rain. Time to die.
Ale wcześniej posłuchajmy sobie piosenki na temat:

4 komentarze:

  1. oj tam oj tam z tą Towarzyszką. Rose była wspaniała w swojej zwyczajności - Moffat to wie i nie zamierza się licytować (stąd - niedostateczna na moje standardy, ale wciąż - neuroza Amy, a teraz, śmiem przypuszczać, bezczelność pisanej "a la Sherlock" Clary). Davies też wiedział - stąd Donna, kobieta nie dość, że najważniejsza we wszechświecie, to jeszcze fajerwerk (i moja ulubiona Towarzyszka, oczywiście).
    a złota epoka serialowa chyba się jeszcze nie skończyła. co prawda ci, którzy napisali najważniejsze rzeczy zeszłej dekady, robią już swoje drugie czy trzecie projekty, ale to nie znaczy, że jakaś epoka się skończyła. no, może skończyła się epoka wciągających widowisk HBO, ale to taka złośliwość z mojej strony (poza tym odpadłam od BE). ahoj

    OdpowiedzUsuń
  2. A to fakt, że od jakiegoś czasu ciągle odgrzewa się jakieś stare kotlety. Choć nie powiem, czasem wychodzi to im na dobre: na przykład "True grit" Coenów wydaje mi się jednak o wiele lepsze, pełniejsze, od pierwowzoru - mimo całego mojego uwielbienia dla Johna Wayne'a. Zazwyczaj jednak jest źle albo bardzo źle. "Drużyna A", "Prometeusz" - zarzynanie czegoś, co jakośtam wypracowało sobie status "kultowego". Waham się: scenarzystom brakuje pomysłów? Czy raczej jadą właśnie na tej kultowości (ludzie pamiętający pierwowzory na to pójdą)? Czy wręcz przeciwnie, liczą na młodego widza, który pierwowzorów nie pamięta, jednocześnie sięgając po sprawdzone marki? Pewnie wszystko po trochu. Ale wciąż czekam na coś oryginalnego, co by się wybiło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż musiałem się odezwać:). Ja bardzo przepraszam, ale akurat za kinową "Drużynę A" jestem bardzo wdzięczny holiłódowi. Niechby i cały film był taki se, ale akcja z czołgiem zdobyła moje serce.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wielkie dzięki, akurat myślałem ostatnio o lekkopółśrednim stanie popkalczera i ten tekst doprowadził mnie do tropu, który jakoś pomijałem: "Ja podejrzewam demografię. W społeczeństwach rozwiniętych nigdy wcześniej nie było tak dużego odsetka ludzi w średnim wieku ani nigdy nie mieli tyle pieniędzy. Zresztą nie od dziś mówi się, że aby wybuchła rewolucja, w kraju musi być wystarczająco dużo dwudziestolatków niezadowolonych ze status quo – czemu nie miałoby to dotyczyć też sztuki?"

    Pozdrawiam,
    Studyta

    OdpowiedzUsuń