niedziela, 2 grudnia 2012

Wyjątkowo niecierpliwe oczekiwanie na następny odcinek

Zastrzelili go.
Kula wystrzelona przez podwójnego zdrajcę przeszła na wylot, w ciemności bryznęła krew. Nie zdążyła komisarz Majewska, przynajmniej dopadła snajpera zanim ten strzelił drugi raz – w głowę. Nie zdążył Młody, chociaż całą noc czaił się z atekami. Pozostali jeszcze nie wiedzą co się stało. Doktor Basia nie wie jeszcze, że powinna płakać, prokurator Sobecki z Moniką są na randce (no no, kto by pomyślał). Niecierpliwie czekam na przyszły czwartek.
Jak widać, nieładnie zaspoilerowałem finał ostatniego odcinka Paradoksu. Na szczęście tego bloga piszę dla ludzi czytających (ostatnio za rzadko, nadrobię to) i oglądających, a nie smutasów, których interesuje tylko, co będzie dalej. Zresztą nie powiedziałem nic. Tylko tyle, że do Lindy strzelali.
Ciężko jest robić w Polsce dobry serial. Ale się da, wierzę w to głęboko, wywołując jedynie śmiech otoczenia. Niemniej piszę długi tekst na ten temat, więc niedługo na jednym takim portalu zaprezentuję tę swoją niespełnioną miłość. W każdym razie na razie uwierzcie mi na słowo. Da się, choć to nie jest łatwe. Twórcy bić się muszą zarówno z systemem, jak z sobą samym. Czasami wygrywają i wtedy powstaje Paradoks.
Od czasu Pitbulla TVP2 nie potrafiła wstrzelić się z nowym kryminałem. Nowa była blada i nijaka, z Instynktu zapamiętałem tylko przerażającą amerykańskość prologu pierwszego odcinka. Dopiero teraz się udało: tercet Brejdygant/Lankosz/Zgliński pokonawszy 60 innych projektów przełamali kilkuletnią dominację jedynki i jej kryminałów na niedzielne popołudnie (którym w żaden sposób nie jestem przeciwny; uważam po prostu, że co dwa-trzy lata trzeba wyjść z czymś innym).
Co sprawia, że tak chwalę Paradoks? Na pewno obsada aktorska. Linda powraca wreszcie w roli godnej swojego talentu, wymiatają starzy wymiatacze w rodzaju Jakubika z Bluszczem, świetni są nieopatrzeni Grycewicz i Łukaszewicz. Oczywiście tu trochę przesadzam: Anna Grycewicz nie jest do końca nieopatrzona. Wygląda jak siostra-bliźniaczka Maggie Gyllenhaal i chyba ma nawet pieprzyka w tym samym miejscu.
Chwalić trzeba też scenariusz. Co prawda agrafek narzekał, kiedy o tym rozmawialiśmy, że jest zbyt skandynawski, ale agrafek po prostu naoglądał się za dużo szwedzkich seriali. Mnie się ostatnio przejadły sałatki, ale nie zmienia to faktu, iż warzywa są zdrowe, smaczne i zalecane przez lekarzy. Na tym polega właśnie obiektywizm. Zresztą jeśli polska popkultura ma szukać gdzieś wzorców, to właśnie u Skandynawów (i Brytoli, rzecz jasna). Nie w Ameryce i, niebiosa brońcie, nie u Niemców.
Przy czym podkreślę dla tych, którzy kochają The Wire i czekają na nowego Pitbulla: Paradoks to nie jest serial realistyczny. Ogląda się go dla mrocznego nastroju, a nie zapisu policyjnych procedur. Najlepiej pokazują to dwa wczesne epizody: Wolność i Tajemnica spowiedzi. Drugi złości złościć może niewykorzystaniem potencjału, jaki kryje tematyka kościelna. Oczekiwałem CZEGOŚ a nie historyjki o sekcie fundamentalistów z Georgii, która jakimś cudem wyfrunęła z południa USA i wylądowała pod nosem arcybiskupa Nycza. Identycznie jest z Wolnością dotyczącą morderstwa w szpitalu psychiatrycznym – ponurym budynku z wnętrzem wyłożonym kafelkami, żeby łatwiej było zmyć krew i gdzie – nie pokazano tego, ale rzecz nasuwa się sama – lobotomię wykonuje się w ramach koszyka świadczeń. Mam znajomą, która pracowała w szpitalu psychiatrycznym. Pewnie śmiałaby się się z takiego przedstawienia. Z drugiej strony taki jest horrorowy stereotyp i wielu może się podobać. Więc pewnie tak samo jest z "odcinkiem" kościelny i tylko ja się czepiam. Na szczęście są tylko dwa takie momenty w całej serii. W reszcie przypadków nieprawdopodobieństwo zostaje zamaskowane przez nastrój oraz zrównoważone wątkiem głównym, który dla odmiany jest realistyczny i zakręcony. Sam pomysł, że jedni policjanci inwigilują drugich i zdają sobie sprawę, że są cały czas na podsłuchu, został rozegrany wyśmienicie. Ale dość spojlerów, przejdę do tego, co jest w Paradoksie najpiękniejsze.
To dialogi. Oj, jak jest trudno w polskim serialu o dobry dialog. Przeważnie jest do bólu łopatologiczny i traktuje widza jak idiotę, któremu informację trzeba wyłożyć jak kawę na ławę, bo nie zrozumie. Nawet Czas honoru, który wyznaczył nowe standardy dla polskich produkcji, poległ na tym froncie. Nawet Glina... nawet Pasikowskiemu się nie udało. Znajomi obejrzawszy całość pytali mnie, dlaczego tam wszyscy mówią jak w Starym Teatrze. Podejrzewam, że wszystkiemu winne wspomnienie po propagandowej funkcji telewizji oraz jej wiecznie żywa "misja". Agitatorom i nauczycielom płaci się za mówienie wprost.
Paradoks natomiast (czy właściwie – Igor Brejdygant) cieszy człowieka nienachalnymi dialogami. Jakie one są delikatne i naturalne – chyba w wolnym czasie obejrzę całość jeszcze raz tylko po to, żeby wyłapywać perełki takie jak rozmowa (czy raczej monolog) Sobeckiego w windzie, rozmowy Joanny z ojcem, wiadomości na karteczkach (kto oglądał, ten wie), czy one-linery Lindy, może nie tak kultowe jak w Psach, ale pozbawione pasikowskiego zadęcia.
Tylko za to chwaliłbym Paradoks pod niebiosa. Ale całość sprawia, że mamy do czynienia z serialem roku.

***
Jeszcze jedno na zakończenie. To jest utwór grający w Paradoksie do napisów końcowych. Jeżeli tak świetny kawałek idzie do endingu, to albo twórcy nie wiedzą, co robią, albo wczesniejsze jest jeszcze lepsze. Oceńcie sami.

8 komentarzy:

  1. Krytykowałem nie tyle to, że jest zbyt skandynawski, a że robiony jest tak, żeby być możliwie skandynaskawy. I to jest dla mnie problem, bo niektóre ujęcia, czy rozegranie wątków nie powstały po to, by podkreślić fabułę, czy nadać serialowi oryginalnego, charakterystycznego dlań tonu, ale by podkreślić jego skandynawskawość. Mnie to uwiera, bo sądzę, że serial byłby lepszy, gdyby spróbował własnej formuły zamiast tak wyraziście i na pokaz kłaniać się modzie.

    I druga sprawa - schemat. Nie miałeś już dość odcinków, w których bohaterka trafia na trop starej sprawy, w której, jak się wydaje, Linda dał ciała, a na końcu odcinka okazuje się, że postąpił szlachetnie i po ludzku, ale ukrył to przed systemem? Trochę ich było za dużo.

    Żeby nie było - serial jest niezły. Wprawdzie pomysłu, moim zdaniem, starczyło na model angielski (trzy do sześciu odcinków), potem twórcy zaczęli się powtarzać. Niemniej całość niosą postacie - nie tylko głównych bohaterów, ale w ogóle, wszystkie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pójdźmy krakowskim targiem i ustalmy 8 odcinków. 6 to jednak byłoby za mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sześć odcinków po 1,5 godziny?;)

      Z podlinkowanym przez Ciebie utworem znowu mam problem. Jakoś mocno podobny ten utwór do tego, który zamyka każdy (chyba) odcinek amerykańskiego The Killing. Skłonność do spiskowej teorii dziejów kusi mnie, by podpowiedzieć, że to nieprzypadkowe, bo przecież oryginał tego serialu był Duński. Nie jestem pewien, czy zachowano muzykę oryginału w wersji amerykańskiej, ale jeśli tak, to i w muzyce Paradoks byłby skandynaskawy do przesady.

      Usuń
  3. Forbrydelsen ma inną muzykę w napisach końcowych. Bardzo dynamiczną i rytmiczną. Żadnych chórków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chórków nie ma, ale - w amerykańskiej wersji - perkusja, czy co tam nadaję rytmikę, jest właściwie identyczna.

      Usuń
  4. A w ogóle zgubił mi się akapit z pierwotnej wersji wpisu, gdzie źródeł Paradoksu szukałem w hiszpańskiej Genezie. Był taki serial, prekursorski wobec Skandynawów. Nie najlepszy, ale zapamiętałem go za przedstawienie Hiszpanii jako deszczowego, monochromatycznego kraju, którego trupiobladzi mieszkańcy chodzą ciągle w swetrach :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po długiej przerwie dokończyłem drugą połowę "Paradoksu" w internecie. Dobry serial.

    Niemniej piszę długi tekst na ten temat, więc niedługo na jednym takim portalu zaprezentuję tę swoją niespełnioną miłość

    Gdzie? Wyszło już? Chętnie przeczytam.

    OdpowiedzUsuń