środa, 17 października 2012

Małe zbrodnie książkowe

Na trop małych zbrodni książkowych wpadłem dzięki Trylogii Sienkiewicza. Będzie jeszcze o niej na blogu, już jestem w połowie 3 tomu Potopu, ale w międzyczasie na jaw wyszła sprawa seryjnych mordów na książkach. Pierwszą ofiarą jest Huragan Wacława Gąsiorowskiego. Agrafek polecał, że to taki ciut gorszy Sienkiewicz, ale piszący całkiem ciekawie i nieortodoksyjnie o czasach Napoleońskich, więc może mi się spodobać. Pożyczyłem egzemplarz z biblioteki i nawet zacząłem czytać: weteran walczący u boku Francuzów wraca po latach w rodzinne strony, przywożąc ze sobą sługę i jego obrotną babę. Rzeczywiście nie ta klasa, co noblista Litwos, zbyt pospiesznie sceny napisane, ale dam szansę, może autor wyrobi się rytmem. I jużbym czytał dalej, gdybym nie odkrył dopisku ukrytego między pierwszą a drugą stroną tytułową:
POWIEŚĆ Z EPOKI NAPOLEOŃSKIEJ W OPRACOWANIU DLA MŁODZIEŻY DOKONANYM PRZEZ AUTORA
A pożyczałem przecież z działu dla dorosłych.
Na drugą zmasakrowaną książkę natrafiłem w sieci, dalej idąc tropem powieści historycznych. Zaciekawili mnie Olbrachtowi rycerze niejakiego Zygmunta Kaczkowskiego, kiedyś znanego pisarza, dziś pamiętanego jako TW austriackiego wywiadu – tak głupiego, że dał się przyłapać. W każdym nie polityka mnie zainteresowała, ale tajemnicza "edycja współczesna" reklamowana przez wydawnictwo Inicjał:
Wersja ,,Olbrachtowych rycerzy", której pierwszy tom otrzymujecie Państwo do ręki różni się nieco od oryginału z 1887 roku - przeszła solidną redakcję, której brakowało chyba w pierwotnym wydaniu. I tak skróciliśmy zbyt długie i często powtarzające te same myśli monologi, uwspółcześniliśmy stronę językową, mało co zmieniając jednak w dialogach, które nadają pewien koloryt powieści. Oczywiście ingerencje redaktorskie nie naruszyły trzonu powieści i stylu autora. Mamy nadzieję, że dzięki temu twórczość Zygmunta Kaczkowskiego, znanego dziś tylko znawcom ojczystej literatury, powróci na współczesny parnas literacki.
Żałuję w tym momencie, że mam taki ciężki styl i nie mogę obrazowo przekazać, jak na taką deklarację zareagowałem. Tak się muszę chyba czuć detektywi z dreszczowców, kiedy dostają list od psychopaty, że głosy do niego przemówiły, żeby uczynił swoją trzymaną w studni wybrankę nieśmiertelną i piękną. Oraz zjadł jej wątrobę z cebulką.
Trzecią zaś i najokrutniejszą zbrodnię, literacki mord masowy zobaczyłem w księgarni pod postacią Nędzników Victora Hugo po angielsku. Cztery tomy Angole streścili na 150 stronach. Wszystko w imię pomocy naukowej dla uczących się języka. Ale my znamy wyspiarzy i wiemy, jakie podłości potrafią ubrać w piękne słówka. 150 stron! Ja nie wiem, czy wystarczy ich, żeby Kozeta mogła zetrzeć kurze u Thenadierów.
Pilnujmy naszych książek, bo czyhają na nie zbrodniarze.

4 komentarze:

  1. Przykład "Olbrachtowych rycerzy" przypomina mi, jak swego czasu okropnie się napaliłam na kupno "Cyropedii" po polsku. No i kupiłam coś, co było opisane, że jest Ksenofonta i że o Cyrusie Wielkim, musi być to, no to biorę. O zgrozo. A potem czytam we wprowadzeniu (teraz nastąpi przydługi cytat):

    "Redagując ten antyczny tekst, uporządkowałem jego fabułę i usunąłem fragmenty, które z biegiem czasu stały się niezrozumiałe. Moją wersję 'Cyrusa' oparłem na archaicznym tłumaczeniu, jakiego w 1906 roku dokonał Henry Graham Dakyns. Opracowałem opowieść Ksenofonta w języku łatwo przyswajalnym dla współczesnych studentów i ludzi zawodowo zajmujących się biznesem. Dodałem też podrozdziały ukazujące zasady, których naucza Cyrus, lub wynikające z jego działań. Nowe tytuły rozdziałów mają też pełnić rolę znaczników.
    Aby zawarte w tej książce nauki bardziej oddziaływały na czytelnika, poszerzyłem fabułę o kilka ustępów i powiązałem kilka niedokończonych wątków. Dołączyłem też materiał z 'Księgi Ezdrasza', w której to zapisano, jak Cyrus Wielki oswobodził Izraelitów z niewoli babilońskiej. Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione, dzięki czemu łatwiej je zapamiętać i wymówić.
    Tak jak i w pierwowzorze tej opowieści, Cyrus zazwyczaj znajduje się w centrum uwagi. Ksenofont jednak pisze o swym bohaterze w trzeciej osobie i niechętnie odsłania przed czytelnikiem jego myśli. Postanowiłem przenieść punkt widzenia na pierwszą osobę. Pozwoliło mi to rozbudować zawiłości i subtelność charakteru Cyrusa ponad to, co przedstawiono w tekście oryginalnym."

    ...cóż: a wystarczyło napisać: "ZGWAŁCIŁEM TEN TEKST, A IMIĘ KSENOFONTA ZOSTAWIŁEM DLA ZASADY I FORMALNOŚCI" - przynajmniej człowiek by wiedział, co kupuje... ;|

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie koleś mógłby to wydać pod własnym nazwiskiem i nikt by wtedy nie miał pretensji. Może by nawet zyskał, bo jednak Ksenofont to lektura dla hobbystów i naukowców, zaś powieść historyczna mogłaby się sprzedać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, Angole to potrafią przycinac do każdej długości, to fakt.

    OdpowiedzUsuń