I znowu nie pojadę na Pyrkon. To jakaś klątwa, bo wybieram się od paru lat i zawsze coś mi w tym przeszkadza. Raz obowiązki, raz choroba, teraz brak pieniędzy. A tyle mi o nim opowiadali. Że największy w Polsce, o najwyższym poziomie, zjeżdżają się na niego wszyscy znajomi. W tym roku do tego wszystkiego będzie jeszcze Ian McDonald. Gdyby los był arcyzłośliwy, organizatorzy zrobiliby promocję-niespodziankę w rodzaju markowej whisky dla każdej Ziuty niezależnie od płci.
Nie rozpaczam jednak zbyt mocno, bo uwagę moją zwróciła tegoroczna pyrkonowa grafika. Przedstawia poznańskie koziołki w fantastycznych kostiumach. Po jednym na każdy gatunek. Jest koziołek-czarodziej w spiczastym kapeluszu, na lewo od niego koziołek-wampir z ostrymi kłami i peleryną, nieco głębiej koziołek-cyborg (łatwo się pomylić i pomyśleć, że to koziołek-rycerz — szczęśliwie na zeszłorocznej grafice widać okablowanie wystające mu z egzoszkieletu).
I jest czwarty koziołek. Steampunowy. Nosi cylinder i gogle, czyli dwa istotne dla gatunku atrybuty.
Ale właśnie, czy steampunk zasługuje na miano gatunku? Obrazek z pyrkonowych plakatów niewątpliwie go nobilituje. Ma swoje konwenty, muzykę, cosplay. Punktem problematycznym jest zaś literatura.
Czym właściwie ten steampunk jest? Rok temu byłem jednym z tych, którzy kupili steampunkową antologię VanderMeerów i trochę się zawiedli. Oczekiwałem cudów z Zachodu, a tymczasem opowiadania były przeciętne. Zdarzyły się też kurioza w rodzaju Spotkania parowego człowieka prerii i Mrocznego Jeźdzca czy Minut ostatniego spotkania. Pal licho rozczarowanie, skoro nie zbliżyłem się do rozwiązania zagadki. Potem jednak wydawnictwa sypnęły steampunkiem, więc można już coś wywnioskować. Choćby z szybkiego przekartkowania w księgarni.
Ze względu na miłość do technicznych gadżetów wykazuje pokrewieństwo z SF. Lecz w przeciwieństwie doń ekstrapoluje technikę do postaci, o której z góry wiadomo, że jest ślepym zaułkiem bądź w ogóle nie istnieje. Z pozostałymi dwoma gatunkami, która razem z SF tradycyjnie składają się na fantastykę — fantasy i horrorem — steampunk ma wspólnego tyle, ile autorowi zechce się dodać. U Mieville'a jest to neverland i magia, w wydanym niedawno Kościotrzepie hordy zombie.
Wszystko to by sugerowało, że steampunk jest SF schyłkowym, tak dojrzałym i samoświadomym, że swobodnie operuje na dowolnym materiale. Kiedy nauka stała się nieintuicyjna dla przeciętnego człowieka, a kierunek, w którym podąża, niepewny, Science Fiction postanowiła przeczekać, aż coś się wyklaruje i wycofała się w najbliższą epokę, która do niej pasuje. Czyli w XIX wiek.
Ładnie to brzmi, ale przecież przez takie myślenie zawiodłem się na antologii. Co więc zostaje?
Estetyka.
Staempunk do w dużej mierze styl i moda. W ankiecie pisma upadłego (F&SF) Gail Carriger, autorka Bezimiennej i Bezdusznej, wprost przyznaje, że jej zainteresowanie steampunkiem zaczęło się od ubrań retro i biżuterii z recyklingu. Parę numerów wcześniej sam VanderMeer pisze, że wielu steampunkowców nie zetknęło się w ogóle ze steampunkową literaturą. Czyli po prostu — estetyka. Wybijając się stylistycznie poza potoczne pojmowanie SF, fantasy i horroru, musiał dostać własnego koziołka.
Bez tego ludzie mogliby nawet nie zauważyć, że na Pyrkonie będzie też steampunk. A przecież zasłużył na wyróżnienie. Jeszcze nie za oryginalność myśli, bo na razie jest eklektycznym zlepkiem, ale na pewno za aspekt wizualny. Czyli bycie eklektycznym zlepkiem. To dużo, jak na kozę.
edit: obrazek z rzeczonymi kopytnymi wkleję, kiedy internet mi przyspieszy.
edit2: kto by pomyślał, że mam na uczelni taki szybki transfer.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Steampunk=emo SF.
OdpowiedzUsuńnosiwoda
emo było w apogeum, kiedy chodziłem do liceum. Pamiętam. Teraz są hipsterzy.
OdpowiedzUsuńMnie ten koziołek bardziej przypomina Czarodziejkę z Księżyca niż steampunkowego lorda;).
OdpowiedzUsuńQue? Czarodziejka z Księżyca miała inny kostium. Dopiero co powtarzali 1 sezon (niestety tylko ten jeden) w telewizji.
OdpowiedzUsuń