wtorek, 1 listopada 2011

Głosy Lema

Amerykańscy pisarze lubią cykle. Im dłuższe, tym lepsze. Sięga to czasów klasycznych. Asimov (któego ciągle obiecuję sobie odświeżyć) napisał powieści-łączniki, konstruujące z jego 3 słynnych cykli (Robotów, Imperium oraz Fundacji) całość opisującą losy ludzkości na przestrzeni tysięcy lat. Heinlein wprost zatytułował swój cykl Historią przyszłości.
Wzorując się na powyższych, wymyśliłem zabawę z twórczością Stanisława Lema. Punkt wyjścia jest taki, że, wzorem twórczości swych amerykańskich kolegów, większość dzieł Lema stanowi jeden cykl, a poszczególne dzieła opisują zdarzenia rozgrywające się w różnych miejscach i momentach tego samego świata przedstawionego. Zadanie polega zaś na tym, żeby stworzyć (w miarę) spójną chronologię. Wygrywa najdłuższa.

***
Powyższy wstęp dał mi pretekst (chociaż sama zabawa w "lemowe uniwersum" jest prawdziwa), żeby napisać coś o antologii Głos Lema, którą właśnie skończyłem czytać. W ogóle to rzecz jak na mnie ekspresowa: w jeden piątek trafiła do księgarń, w następny ją kupiłem, do poniedziałku przeczytałem. Powergraphowi należy się nagroda za przełamanie u mnie jesiennego kryzysu czytelniczego.
Wstęp Jacka Dukaja ma pełnić rolę deklaracji programowej dla całej antologii. Przynajmniej Dukaj napisał go w takim tonie.  Definiuje miejsce Lema w kulturze, rolę antologii oraz zakres lemowej twórczości, z której autorzy powinni czerpać i sposób, w jaki powinni to robić. W skrócie: Lem nigdy nie był i nie będzie pisarzem masowym, ale ma stałą grupę miłośników (klasyczny autor kultowy, prosto z definicji Eco); autorzy antologii nie powinni iść w retro, ale pisać tak, jakby Lem żył i właśnie przeżywał szczyt twórczości; punktem odniesienia jest "średni Lem", czyli powieści z lat 60. Amen.
Po lekturze książki wydaje mi się, że Dukaj pisał wstęp bez znajomości opowiadań, a autorzy opowiadań nie wiedzieli, co ponawygaduje Dukaj.
Bo jest sporo retro. Czym bym się nie martwił, bo Bajki robotów też są mariażem fantastyki naukowej z pozaprzeszłą konwencją. Podobnie jak marynistyka w cyklu o pilocie Pirxie, grube księgi dzienników pokładowych, mosiężne zegary, klucze do nadawania morsem. A antenat Ijona, k.u.k. cyberleutnant Adalbert Tichy mógłby posłużyć za naciągany dowód, że Mistrz wymyślił steampunk. Oprócz archaizowania w Głosie Lema znajdują się fanfiki, implementacje koncepcji lemowskich w cudzy literacki software, kilka kawałków trudnych do prostego zdefiniowana i bodaj jeden jedyny, który spełnia postulaty Dukaja.

***
Pisząc "fanfiki" trochę obrażam p.t. autorów. Czy Lotta w Weimarze to fanfiction? Albo Czas apokalipsy? Chyba nie ma zbiorczego określenia na utwór, w którym profesjonalny pisarz sięga do utworów i biografii drugiego pisarza, ażeby złożyć mu hołd i odkryć w jego dziełach nowe myśli.
Andrzej Miszczak zrobił to, czego próbował już opowiadaniem Inwazja (NF 9(348)/2011). W Porywie dopisuje drugie dno jednej z opowieści o pilocie Pirxie. Do tego zacieśnia więzy wewnątrzcyklowe, czyniąc go bardziej spójnym (czego brak Lem sobie wypominał). Samo szukanie nawiązań do pirxowego kanonu sprawi czystą radość, a i fabuła jest bardzo dobra. Zresztą, że Miszczak jest zdolnym pisarzem wiadomo od dawna. Właściwie jedyną większą wadą Porywu jest to, że raczej nie da sobie rady poza lemowskim kontekstem. Na samodzielny tekst, albo "wstęp do Lema" się nie nadaje. Czytelnik musi najpierw znać pirxy.
Za to Zakres widzialny Wawrzyńca Podrzuckiego można czytać bez "obciążenia" (jeżeli wśród czytelników znajdą się takie ananasy, które Lema nie czytały). Ale duch jest. I retro, jeśli za za takowe uznamy wszystkie ekstrapolacje przyszłości bez postludzkich świadomości zamkniętych w mózgach-matrioszkach. I tak: grupa kosmonautów ląduje na jałowej planecie, na której jednak zdają się istnieć jakieś ślady cywilizacji. Niemożność kontaktu, eksploracja niezbadanego, nawet górskie krajobrazy – bardzo lemowo.
Lalka Aleksa Gütschego czerpie z Lema w podobny sposób. Też nie jest to bezpośrednie wykorzystanie konkretnych postaci i miejsc, ale niezależna historia. Bardzo bliska duchowi mistrza. Problemem jest tylko motto brzydko spojlerujące całość. Trzeba było je przenieść na koniec.
Jednym z najbardziej problematycznych opowiadań antologii napisał Janusz Cyran. Ożywiwszy Słońcem królem jeden z bardziej znanych apokryfów z Doskonałej próżni, dodał do realistycznego pomysłu Lema science fiction. I stworzył zagadkę. Nie chcę spojlerować, ale zabrzmiało mi w tym echo Solaris. Jakby oceaniczne fantomy trwały dalej po odejściu ludzi, niczym widma.
Fanfiction totalnym są Opowieści kosmobotyczne Dominika Vidmara Filipa Haki. Kiedy parę lat temu Haka zadebiutował w NF spodobały mi się jego hasła z niby-leksykonów. Ale zaraz potem pomyślałem, że Haka w nadmiarze może być nie do wytrzymania. Teraz właśnie balansuje na granicy. Najdłuższe opowiadanie antologii, prawie sto stron. I naprawdę totalne: w 13 hasłach ze Słownika postaci literatury nieznanej znaleźć można strawestowane: Dzienniki gwiazdowe, Kongres futurologiczny, Golema XIV, Sumę technologiczną, Fantastykę i futurologię, Mój pogląd na literaturę i pewnie parę innych, które mi umknęło. I pewnie bym się cieszył piórem autora, gdyby Haka nie umieścił ilustracji do swojej Totalnej Teorii Literatury fantastycznej, którą wkłada w usta (głośniki?) jednego z bohaterów. Są to uproszczone wykresy ludzkiej literatury. Przykładowy wykres na ramionach znanego złudzenia optycznego opierają się trzy trójkąty Sierpińskiego. Z rogów trójkątów wyrastają krzywe Kocha. Wewnątrz tej konstrukcji znajduje się współśrodkowy okrąg. Przecinające się pod kątem 60 stopni trzy średnice są cięciwami trzech większych okręgów. Ich (tych okręgów) środki są wierzchołkami trójkąta równoramiennego współśrodkowego z wymienionym wcześniej okręgiem centralnym. Całość jest stylizowaną gwiazdą Dawida. Co za efekciarstwo.
Od wielkości do śmieszności tylko jeden krok. Haka kiwa się na krawędzi i zastanawia, czy nie skoczyć na główkę. Jeżeli następnym bohaterem jego Słownika będzie ktoś w rodzaju "Omleta, arcyksięcia duńskiego" (robiłem wcześniej wyrzuty Miszczakowi? Przepraszam, Haka w ogóle nie istnieje bez literatury, które trawestuje), to znaczy że skoczył.
Być może Haka chce pokazać swoją znajomość konwencji, mrugnąć okiem, że on wysoko ponad tym ale w epoce hipsterów ironia przestałą być cokolwiek warta. I jeszcze maniera skrótów "(...)". Czasem Haka cytuje dłuższe fragmenty nieistniejących dzieł Dominika Vidmara, zaznaczając te pominięte wielokropkiem w nawiasie.  To ucieczka przed literaturą. W "Omlecie, arcyksięciu..." to będzie wyglądało pewnie tak:
Słowa, słowa, słowa (...) być albo nie być (...) jest milczeniem.

***
Po fanfikach czas na nieco inne teksty.
Jednym z najlżejszych kawałków antologii, a na pewno najmniej pretensjonalnym jest Stanlemian Wojciecha Orlińskiego. Krótka, rzeczowa historia o hazardzie i rzeczywistościach wirtualnych. Trochę popkultury i Lem w roli patriotycznego okrzyku "nasi tu byli!". Orliński wcześniej puścił dwa opowiadania w NF. Nawet podobne tematycznie: też było VR i popkalczer. Ale dopiero Lem dodał lekkości, której wcześniej brakowało.
Wraz z Orlińskim w wadze lekkiej bije się Rafał W. Orkan. Księcia Kordiana księżycowych przypadków część pierwsza i najprawdopodobniej ostatnia leży gdzieś między Bajkami robotów a Dziennikami gwiazdowymi, obśmiewając przebrane za kosmitów ludzkie przywary. Śmieszno, retro i w duchu Lema.
Odmiennym w tonie opowiadaniem jest Telefon Rafała Kosika. Też nie trzymał się wytycznych Dukaja. Lemowskie motywy (gdzieś wpół drogi między skrzyniami Corcorana a robotem Terminusem) rozegrał po swojemu. Napisał przejmującą opowieść o śmierci, powrocie zza grobu w technologicznej otoczce i z wybitnie kosikowym zakończeniem. Jeden z najlepszych tekstów w zbiorze.
Jeśli ktoś z autorów w ogóle przejął się wstępem, to był to Krzysztof Piskorski. Trzynaście interwałów Iorri jest chyba najbliższe temu, co by pisał Lem, gdyby żył. I był młody. Kres ewolucji, kres fizyki, kres Wszechświata. Na pewno by o tym pisał. Może nie w ten sposób, może postosobliwościowe cywilizacje nie byłyby tak ludzkie w swoich zamierzeniach (chociaż osobiście uważam, że więcej niż człowiek to tylko zwierzę, a po drugiej stronie TO jest kolejna małpa), ale i tak – w tym jest Lem. A do tej pory nie kojarzyłem Piskorskiego z SF. Myliłem się.
Jak Piskorski zbliżył się najbardziej, tak Joanna Skalska najbardziej oddaliła. Nie wiem, co ma do Lema Płomieniem jestem ja. Kosmos nielemowski, zagadka nielemowska, nielemowskie emocje. I zakończenie też z innej bajki.

***
Zostały jeszcze dwa opowiadania – te "dziwne".
Rychu Jakuba Nowaka to fantazja na temat lemowskiego epizodu z życia Philipa K. Dicka. Tytułowy Rychu, niewierny mąż, lekoman, paranoik i ewidentny wariat wplątuje się w dziwną aferę z KGB, CIA, Stanisławem Lemem, SLEM-em i Głosem Pana. Więcej rozpisywać się nie będę – może poza jednym. Agenci FBI z opowiadania, Slattery i Hamm, nazywają się jak aktorzy z serialu Man Men. Nawet wyglądają podobnie. Taka ciekawostka.
I wreszcie Blask Pawła Palińskiego. Z początku można odnieść wrażenie, że znowu będzie dickowato, bo bohatera trafia promień światła z niebios. Ale zaraz potem zaczyna się Lem. We wstępie Dukaj napisał, że "nie istnieje tu [u Lema] sfera emocji związanych z seksualnością człowieka". A Paliński jak na złość wziął się za cielesność i (co za tym idzie) seksualność. Bo one w twórczości Lema istnieją, na boku i zamaskowane (bo pisał cokolwiek pruderyjnie, po staroświecku uważając, że powieści mogą przecież leżeć nie zamknięte na klucz i trafić w ręce nieletnich panien). Być może są ważniejsze niżby się na pierwszy rzut oka wydawało. Dziwię się nawet, że twórczość Lema nie wpadła jeszcze w ręce ludzi od gender studies. Być może Lem jest za mądry i natychmiast obnażyłby miałkość tych szarlatanów.

***
I na koniec coś osobistego. Ostatnią swoją powieść – Fiasko – Stanisław Lem wydał w 1987 roku. Lem "zakończył się" dokładnie wtedy, kiedy się urodziłem. Pamiętam tylko starego Lema i jego śmierć. Czyli tak jak papieża. Obaj jeszcze żyli, ale byli dla mnie już postaciami historycznymi (takich jest nawet więcej: żyją, oddychają, przemawiają do narodu nie wiedząc, że są już tylko figurami z kart podręczników; ale to już nie ten format co SL i JP2). Czy to coś znaczy, nie wiem.

Długi ten tekst. Niedługo premiera kolejnej antologii Powergraphu — Science Fiction. Też pewnie coś o niej napiszę. I pewnie jeszcze obszerniej, bo będzie dłuższa o jakieś 250 stron. Złota jesień dla miłośników SF tego roku.

7 komentarzy:

  1. Dobra recenzja. Tym bardziej że w zarysie w zarysie bardzo przypomina moją, pozwól że dam sznura - http://katedra.nast.pl/artykul/5764/antologia-Glos-Lema , a zakończenie: "Ostatnią swoją powieść – Fiasko – Stanisław Lem wydał w 1987 roku. Lem "zakończył się" dokładnie wtedy, kiedy się urodziłem. " to już normalnie plagiat z początku mojego tekstu! byłem rocznik 87 zanim stało się to modne ! W szczególe się rozmijamy. Np. ja odbieram opowiadanie J. Skalskiej jako przewrotną polemikę z "Głosem Pana" i pokazanie że ludzi są bezsilni nie tylko wobec złożonych obcych sygnałów - ale przede wszystkim wobec samych ludzi. Te same uwarunkowania zespołu badawczego, podobne naciski polityczne, obiekt zupełnie inny, a efekt i wnioski te same. Od "Słonca Króla" się odbiłem całkiem i przeczytałem całość jednym okiem, Twoja recenzja wzbudziła u mnie lekki wyrzut sumienia. Inaczej zupełnie odebraliśmy tekst Palińskiego, dla mnie tekst nie dzwiny, ale znakomicie przemyślny, Lem i Kafka naraz. Tłumaczyłeś morsa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale na to z papieżem nie wpadłeś :)
    Morsa nie, wrzuciłem kilka pierwszych znaków do translatora (taki jestem leniwy) i wyszło cos w rodzaju qwerty...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wrzuć wszystko...
    mc

    OdpowiedzUsuń
  4. Twórczość Lema wpadła w ręce genderowców. Oramus miał o tym felieton.

    OdpowiedzUsuń
  5. @berbelek: czyli źle postąpiłem, nie kupując "Bogów Lema"
    @mc: rzeczywiście

    OdpowiedzUsuń
  6. W "NF" też znajdziesz (12/2003)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rewelacyjna recenzja, chyba podoba mi się bardziej niż antologia.

    OdpowiedzUsuń