piątek, 29 lipca 2011

Chochołowi ludzie

Według tezy lansowanej przez polskie F&SF o fantastyce nie powinni się wypowiadać ludzie bez doktoratu z literatury. Mówię o ambitnej fantastyce typu John Crowley, M. John Harrison, czy China Mieville. Strasznie wziąłem sobie to do serca, teraz więc, gdy biorę się za pisanie o Chochołach Wita Szostaka, czuję się jak przestępca. Profan, barbarzyńca w ogrodzie botanicznym, człowiek jedzący sushi widelcem. Z drugiej strony kręci mnie takie życie na literackiej krawędzi. Zatem, do Chochołów.

***
Pierwszą rzeczą, na jaką zwracali uwagę wszyscy czytelnicy książki, był bohater. Tak i ja. Strasznie polubiłem Bezimiennego Wojciechowicza Chochoła. Sympatyczny, porządny człowiek. W życiu radzi sobie różnie, ale nie sądzę, żebym postąpił mądrzej od niego. Zresztą problemy narratora należą do najgorszych z najgorszych, wpada biedak w sam środek chaosu wywołanego przez zdziwaczałą rodzinę, która w obliczu katastrofy potrafi tylko rozkazywać: – Zrób coś! – Co? – Nie wiemy.
Mile ucieszony tak udaną kreacją bohatera, wchodzę na forum DOF podczytać, co myślą o tym współużytkownicy. Kiedyś już coś zaglądałem do tematu o Wicie Szostaku, ale blisko roku niczego nie pamiętam. I co widzę? Że bohater to bałwan skończony, że czytelnicy by tego introwertycznego próżniaka najchętniej kopnęli w zad. Że każdy normalny człowiek na jego miejscu zorganizowałby fachowe poszukiwania Bartka, jednocześnie zdobywając kobietę swojego życia i prowadząc natarcie na barykady Zamkniętego miasta. Wychodzi więc na to, że czytelnicy Chochołów dzielą się na dwie kategorie: niecierpiących bohatera i mnie.
Boję się, że więcej na DOF dowiedziałem się o sobie niż o książce.

***
Druga ważna obserwacja dotyczyła powieściowych przemian Krakowa. Czy Kraków w Chochołach pulsuje? Na początku jest zwykły, Krakowiem-Wenecją staje się w momencie wyjścia na pasterkę. Gdzieś po Trzech Królach kanały znikają (nie ma o nich wzmianki przy którejś z kolei wizycie bohatera w Dobrym Kocie). Po śmierci babci (ostrzegałem, że szastam spoilerami?) mamy przez kilka stron Kraków-Chartum. Ale tylko na kilka, bo na ostatnie dni lutego znowu skuwa go środkowoeuropejski mróz. W końcu, 29 lutego zostaje Krakowem alpejskim. Alpejskim, to pewne, bo wojsko do stłumienia rewolucji wysyła prezydent Republiki. A prezydent Republiki jest w całym świecie jeden, w Paryżu. Poza tym krakowska rewolucja od razu skojarzyła mi się z Paryżem.
Od reguły pulsacji (a może tylko mi się ubrdała) nie pasuje tylko Kraków finałowy, śródziemnomorski. I jak zwykle: czy to coś znaczy? Czy przemiany miasta są odbiciem stanu psychicznego bohatera? Czy przez to pewne fragmenty narracji są prawdziwsze, a inne – te innomiejskie – subiektywne?

***
Agrafek wysunął hipotezę, że Szostak ochrzcił bohatera na swoją cześć – Witem Chochołem. Mają tego dowodzić następujące przesłanki: Dom stoi przy ulicy S. (wyimaginowanej ulicy Szostaka; Stradom i Sebastiana odpadają, chociaż leżą w najbliższej okolicy), nazwa ważnej dla fabuły knajpy wywodzi się z "cywilnego" nazwiska autora; bohater mówi, że w Krakowie nie kościoła jego imienia – Wit pasuje.
Chyba jednak nikt nie wziął pod lupę wątku z kościołami, mimo że finał to narzuca. Otóż każdy – za wyjątkiem narratora i Zosi – członek rodziny ma swoją świątynię. Do tego to na pewno nie jest przypadkowe dopasowanie. Łukasz jest malarzem, Wojciech męczennikiem (tak jakby), Idzi zapoczątkował ród (tu odsyłam do Gala Anonima albo Ewy Demarczyk). Więcej: w Krakowie są aż dwa kościoły pod wezwaniem św. Bartłomieja – oba poza Starym Miastem. Czy to znaczy, że Bartek celowo uciekł od rodziny? To jest pytanie.

Co gorsza Chochoły na żadne z pytań nie udziela odpowiedzi. Nie wprost. Możemy sobie je wymyślać. Kto dobierze je tak, żeby się wzajemnie nie wykluczały, ten rozgryzie książkę.
I na tym chyba polega literatura.

9 komentarzy:

  1. Nie jestem pewien, czy "Chochoły" to powieść do rozgryzienia. Jeśli już, to niekończącego się rozgryzania.

    Nie jest tak, wbrew pozorom, że wszyscy z DOF bohatera nie cierpieli. Mam wrażenie, że celowały w tej antypatii przede wszystkim kobiety, co mogłoby sugerować, że nasze koleżanki ceną sobie przede wszystkim "prawdziwych mężczyzn", co to orzechy rozgniatają jajami i nigdy się nie wahają.
    Wątek z kościołami, kurcze, zupełnie mi umknął. Pewnie jak sporo innych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorąc pod uwagę to, co Wit mówił w czasie premiery książki (że wielu ludzi ludzi przychodziło do niego i mówiło, że w głównym bohaterze widziało samych siebie) stawiałbym tezę, że tak ostre reakcje forumowiczów DOFu są chęcią odcięcia się od swojego odbicia w bezimiennym Chochole.

    Virgo C.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja lubię powieści-układanki. Najprostszym przykładem są kryminały, gdzie razem z detektywem zbierasz poszlaki i układasz je w logiczny ciąg prowadzący do mordercy. Oczywiście układanka może się odbywać też na innych płaszczyznach. Jak w Chochołach. Myślę nawet, że wtedy czytelnik bierze udział w tworzeniu, co daje dodatkową satysfakcję.
    Układanka nie musi mieć jednego rozwiązania. Chochoły może mają ich nieskończoną liczbę. Twoje Chochoły mogą być inne od moich. Ale z góry odrzucam interpretację, że rozwiązania nie ma, a Szostak napisał komentarz do bezsensu wszechświata.

    OdpowiedzUsuń
  4. O! Virgo, już się logujesz :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale jeśli rozwiązań może być tyle, ilu jest czytelników, bo każdy może czytać Chochoły i ich bohatera przez swoją biografię, to choć ilość tych rozwiązań będzie się zawierać w liczbie skończonej, owa liczba - potencjalnie - jest ogromna.

    Co więcej - jedno drugiemu nie przeczy. Szostak mógł napisać powieść skończoną pisarsko, a równocześnie nieskończoną czytelniczo:).

    OdpowiedzUsuń
  6. @Ziuta
    Niespecjalnie. Tamten komentarz zamieszczałem trzy razy zanim w końcu blogspot raczył go przyjąć...

    Virgo C.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja w bezimiennym widziałem sporo z siebie - i dlatego go nie polubiłem :)
    "Bezimienny narrator takiej roli nie posiada, co wiąże się z jego brakiem właściwości. Wspomniane wcześniej negatywne cechy narratora nie pozwalają na polubienie go – jednocześnie dostrzegłem w nim część swoich, niezbyt pozytywnych przymiotów".

    nosiwoda

    OdpowiedzUsuń
  8. ja się będę upierał, że to jednak równy chłop, o! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Też przepadam za nieszczęśnikiem.

    cf

    OdpowiedzUsuń