środa, 20 lipca 2011

Trzech winowajców

Oto trzej kolesie, którzy – moim zdaniem – powinni trafić do Norymbergi za to, co zrobili z popkulturą:

Raymond Chandler – nieszczęście polskiej fantastyki. To jak z parówkami w przedszkolu. Ktoś wpadł na pomysł, że skoro smaczne i tanie, należy nimi karmić codziennie. Aż dzieci dostały z tego nieuleczalnej awersji. Z Chandlerem podobnie. Jeszcze jeden zgorzkniały cynik z atrofią życia rodzinnego, rzucający one-linerami między jednym braniem w mordę a drugim i nie zdzierżę. Nieważnie, czy to będzie zabójca potworów, łowca czarownic, czy inna szkarada – zastrzelę.

Joseph Campbell – monopolista. Dawniej książki i filmy miały fabuły. Lepsze, gorsze, ale różne. Do czasu, kiedy przyszedł pan Campbell, że opowieść jest tylko jedna, a nam zostaje tylko powtarzać ją do końca świata. Rzeczywiście, jest tylko jedna opowieść, ale dopiero od ogłoszenia przez pana Campbella jego rewelacji, w których zakochali się twórcy. Wreszcie nie muszą już niczego wymyślać. Tylko my, zjadacze kultury, ciągle oglądamy bohatera o jednej i tej samej twarzy (za to w tysiącu filmach).

Indiana Jones – żeby była i postać fikcyjna. Widzieliście ostatni jakiś film przygodowy? Ale taki prawdziwy, czyli o ludziach, których przyjaźń, poczucie obowiązku czy odwaga zostają wystawione na próbę przez przeciwności losy. Chyba nie. Wszystko przez profesora Jonesa, który sam w sobie jest przesympatyczny, ale na długie lata ograniczył konwencję do efektów specjalnych i mrugnięć okiem.

4 komentarze:

  1. "Jeszcze jeden zgorzkniały cynik z atrofią życia rodzinnego, rzucający one-linerami między jednym braniem w mordę a drugim i nie zdzierżę".

    Jeśli nie miałeś dotąd okazji, to proponuję dać szansę mistrzowi z trylogii Marcina Świetlickiego (sam czytałem na razie jedynie "Dwanaście"). Ładna gra z konwencją czarnego kryminału.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. @Staszek - rzecz nie w tym, co Chandeler uczynił kryminałowi, ale w tym, co uczynił literaturze popularnej, ze szczególnym wskazaniem polskiej fantastyki. Kryminał, nawet czarny, potrafił się od chandleryzmów wyzwolić, polska fantastyka nie potrafi.

    Trafnie Ziuta oceniłeś wpływ Indiany Jonesa, podobnie jak Chandler wytyczającym kierunek nie tylko literatury i filmu, ale i gier. Toż większość bohaterów gier, jeśli tylko dysponuje jakąś osobowością, w przerwach między skakaniem i strzelaniem cedzi przez zęby kąśliwo - cyniczne uwagi. Bogu dzięki za Larę Croft, która oparła powodzenie na innych atutach.
    Niemniej próby stworzenia inaczej pisanych filmów przygodowych istnieją. Taką próbą jest np. film "The Eagle" ("dziewiąty legion"). Opisane przez Ciebie kryteria wspaniale spełnia też serial "Rzym", przecież stanowczo przygodowy.

    OdpowiedzUsuń
  3. "rzecz nie w tym, co Chandeler uczynił kryminałowi"

    Masz rację. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chandler się ładnie przegryzł w "Związku żydowskich policjantów" Chabona. To jest bardziej noir niż noir.

    A polskie "wykony" chandlerowskiej aury? Pomilczę, niestety...

    pzdr

    OdpowiedzUsuń