piątek, 24 grudnia 2010

Rozważania dukajowskie

Grudzień obrodził Jackiem Dukajem. Tu Król bólu, tam wywiad internetowy w Esensji, w Lampie zaś wywiad papierowy. Tyle tego, ze poczułem się ja, Ziuta, zwierzem bezczelnym. Bo bądźmy szczerzy – niecnie na człowieku pasożytuję. Wpierw się wylansowałem żartowaniem z Jacka Dukaja i Jego kolegów, by potem mu podsiadać krzesło w barze (autentyk). Nawet różowy blogasek wpisuje się w nurt — statystyki podają, że głównymi słowami kluczowymi, po których można mnie odnaleźć, są (cytuję) "dukaj or dukaja or dukaju or dukajem or dukajowi". Nie wiem, jak do tego doszło, przysięgam. Dalsze w kolejności: "posthumanizm" i "nienawidzę studentów". Może to jest jakieś wyjaśnienie.
W każdym razie dług mój urósł do tego stopnia, że poczułem się zobowiązany. Do czegoś. Chociażby – do paru głębszych rozważań dukajowskich. Przynajmniej uzasadnią wtopę ze słowami kluczowymi.
Jedziemy.

I
W grudniowej Lampie Kazimierz Bolesław Malinowski streszcza Piołunnika (finałowe opko Króla bólu): katastrofa czarnobylska wywołuje przedziwny efekt odwrócenia entropii dla struktur złożonych – to jest wskrzesza trupy. Demokracje ludowe wpadają w klimaty George'a Romera, zaś główny bohater, esbek, jedzie na Wawel, zastrzelić zmartwychwstałych Piłsudskiego i królów, nim ci pogonią komunę, skąd przyszła. Niestety sprawa się komplikuje, bo po drodze trzeba walczyć z ożyłą pierwszą konną.
Rozmyślanie: ileż razy słyszeliśmy: "świetny pomysł, żeby to Dukaj napisał, a nie X". Ja zaś o Piołunniku: a gdyby Pilipiuk? Bo bardziej pilipiukowskiego konceptu poza Pilipiukiem jeszcze nie spotkałem.

II
W Lampie znowuż, tyle że w wywiadzie, JD opowiada o Osobliwości. Mówi, że to już nieważne, czy ona będzie, czy nie, bo i tak żyjemy w jej cieniu. Za przykład podaje wojnę atomową – niby jej nie było, ale 50 lat strachu, to jakby jednak była.
Rozważanie: okej, w pierwszym momencie odezwał się mój mały negacjonista globalnego ocieplenia. Przewodniczący Buzek też miał taką wypowiedź. Zyski z walki z ociepleniem są takie duże, że to się opłaca niezależnie od słupka rtęci w termometrze. Ale tak na poważnie ubodło mnie porównanie do zagrożenia nuklearnego. To, że się nic nie zdarzyło jest ulgą. Czymś pozytywnym. Nie umieramy z napromieniowania, ani nie walczymy o kobiety ze zmutowanymi szczurami. Niezaistnienie Osobliwości będzie dla nas (oprócz religijnych – ci odkorkują szampana) czymś smutnym. Wiele lat tresowania do nieśmiertelności, a dalej nie będziemy potrafili wyleczyć kataru. Posthumanizm skończy żałóśnie, a Kurzweil powie, że świętego Mikołaja jednak nie ma.

III
W Esensji Jacek Dukaj podaje swoje ulubione seriale:
No to jedziemy: najlepsze seriale moim zdaniem to „The Wire” (arcydzieło), „Deadwood”, „Rodzina Soprano”, teraz bliscy ich klasy są „Mad Men”, ładnie dojrzewa „Breaking Bad”. Żaden serial fantastyczny nawet się nie zbliżył do ich poziomu.

Rozważanie: tu mam zgryz. The Wire chwalą wszyscy. Próbowałem je oglądać, ale cały czas miałem wrażenie, że to tylko trochę lepszy serial policyjny z lat 90. A potem wkurzył mnie koleś, który najbardziej hypował na punkcie The Wire. Próbował udowodnić, że HBO jest prawicowe w taki sposób (wywód: ja jestem prawicowcem i lubię HBO; ergo: HBO jest prawicowe), że zawiesiłem oglądanie.
Za to Mad Meni — klasa. Tylko ciągle nie mam nastroju, bo taki serial nie da rady oglądać między robieniem sprawka z laborki, a szukaniem materiałów na kolosa: trzeba namaszczeniem, śledzić dialogi, zachwycać się ubraniami wystrojem wnętrz. Podejrzewam, że właśnie w estetyce kryje się spora część potęgi seriali retro (dałbym za przykład nasz Czas honoru, ale z tym poczekajmy; planuję wpis-gigant).
Naszło mnie nawet, że zacząłem sobie wyobrażać, jakby na nasze warunki przeszczepić formułę serialu obyczajowego z akcją toczącą się w niedalekiej przyszłości. Najbliżej jest do tego Domowi — tyle, że odciążonemu ideologicznie. Można również pójść w coś postmodernistycznego, co brałoby za rogi rzeczy i zjawiska, które wszyscy dotychczas zlewali jako mało istotne. Ale z tym musimy poczekać, bo nasi producenci i scenarzyści święcie wierzą, że bezkompromisową, hardkorową, undergroundową kapelą lat 80 było Lady Punk. Z takim punktem wyjścia nie będzie polskich Mad Menów, tylko nowy film Andrzeja Wajdy.

IV
W Królu bólu drugim opowiadaniem/powieścią jest lemowskie w duchu Oko potwora.
Rozważanie: no właśnie, lemowskie w duchu, czy nie. W pewnej warstwie jest to fanfik totalny. W innej – mały pojedynek. Można by wziąć ołówek i zaznaczać linie frontu. Fraza lemowska raz jest, raz zanika, wypierana przez dukajową. Czyżby odpowiedź na gadaniny, że oto Dukaj jest nowym Lemem? Różnice między autorami widać też w fabule. Dukaj pisze gęściej, u Lema podobna wielosegmentowość (nie chcę napisać "złożoność", boby mnie źle zrozumiano) była chyba tylko w Solaris. Na sto procent nie w "rakietowych" Pirxach.

2 komentarze:

  1. "Oko potwora" jest lemowskie nie w duchu, a w scenografii. Chyba, że ja czegoś nie dostrzegam (co jest całkiem prawdopodobne).
    "Piołunnika" skończyłem wczoraj wieczorem i sam nie wiem co o tym myśleć. Na początku też pomyślałem o Pilipiuku i posmutniałem. Na szczęście w finale protagonista nie zdobył Moskwy siedząc w abramsie razem z Janem III Sobieskim, więc poweselałem na powrót. Chociaż zagwozdka pozostała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, ja się z równie altmanowskim, brudnym, realistycznym, przykrym i pozbawionym złudzeń serialem policyjnym jak The Wire nigdy nie spotkałam. Ale to ja. Jakieś tytuły? (Nie, że pułapka, ja na serio chcę wiedzieć, nie oglądałam dużo tv w latach 90.). Hajpem się nie przejmuj, a już na pewno nie kogoś, kto używa pojęcia "prawicy". Wielu powie, że HBO jest lewicowe, bo zapełnia swoje seriale "normalnymi" postaciami tych strasznych, kurna, pedałów.
    A z Dukajem inny problem: on twierdzi, że The Wire pokazuje "wszystko". A dla mnie The Wire jest o tym, że kurna, nie można wiedzieć wszystkiego, nie można rozgryźć systemu, a więc z tym systemem walczyć.
    Co do wtopy esensyjnego wywiadu, to chyba ten poststrukturalizm zajmuje pierwsze miejsce. pzdr

    OdpowiedzUsuń