Szkoda, że Wodę na sicie czytałem tak dawno i nie mam czasu na ponowną lekturę pod kątem komparatystyczny, bo we Mgle Brzezińska nie tylko wraca do swojego pseudowłoskiego świata, ale wchodzi na podobne ścieżki, jeśli chodzi i tematy czy formę. Na szczęście nie są to powieści na tyle podobne, żeby mieć nieprzyjemne poczucie powtórki. Po prostu autorka znowu pisze wariację na ulubiony temat oraz instrument.
Według wielokrotnie powtarzanej opowieści, kiedy Brzezińska otrzymała Zagrodę Zajdla za opowiadanie „A kochał ją, że strach”, miała zakrzyknąć „niech żyje fantastyka rozrywkowa!.” To tylko anegdota (choć nigdy nie zdementowana przez bohaterkę), ale nieźle podkreśla kontrast, jaką drogę artystyczną Brzezińska przebyła i dlaczego od jej ostatnich powieści odbija się wielu czytelników fantastyki pisanej „po bożemu.” Długie zdania, brak dialogów, fabuła składając się w większości z samych dygresji, a zamiast świętej w literaturze popularnej zasady, że akcja ma pierwszeństwo przed opisem, połowę tego, co czytamy, trzeba odczytywać jako zapis stanów psychicznych niewiarygodnego ( nieprzyjemnego narratora).Ale ma to wszystko sens. Często w fandomowych dyskusjach pada opinia, że dawna fantastyka potrafiła być zwięzła. Najlepsze jej przedstawicielki były często opowiadaniami na kilka-kilkanaście stron, a i powieści rzadko przekraczały 250. I to potrafiło pomieścić bohaterów, świat, fabułę i pointy, które zapamiętywało się na lata. Dziś natomiast mamy powieściowe kobyły, które w pierwszym tomie potrafią ledwo zarysować sytuację fabularną, bo na akcję trzeba poczekać do drugiego. Gdyby konspekt Mgły dać koryfeuszom współczesnej fantasy, wyszłoby coś takiego właśnie. A wyobrażanie sobie, jak wyglądałaby hipotetyczna The Mist takiej Rebekki Kuang (przepraszam, bardziej od godzin spędzonych nad Babelem żałuję, że powinienem go dokończyć) to rodzaj perwersyjnej zabawy. Brzezińska natomiast sięgnęła po narzędzia rzadziej stosowane w fantasy, żeby wrócić do korzeni.
Nie tylko formą Mgła idzie pod prąd. Z pozoru to powieść inspirowana autentycznym rozkładem społecznym włoskich miast z przełomu średniowiecza i renesansu, podczas której czytelnik powinien raz co raz łapać się za głowę z okrzykiem „to jest jak u nas!” Brzezińska w kilku wywiadach rzuca nawet tropy w rodzaju kryzysu demograficznego, czy chciwych mistrzów cechowych, kompensujących sobie kryzys gospodarczy koncentrowaniem kurczącego się kapitału. O wątku uchodźców czy nadciągającej wojny nawet się nie będę rozpisywał. Można pomyśleć, że mamy do czynienia z książką napisaną pod potrzeby młodofantastycznego czytelnika. Z antytezą wyklinanego dziaderstwa spod znaku autorów z Fabryki Słów, czy tego, co w latach 90. puszczała na swoich łamach Nowa Fantastyka. Tymczasem Anna Brzezińska wykręca wszystkim wpychającym ją w rolę ciotki rewolucji taki numer, że potwierdza wszystkie diagnozy, czy świat jest zły i dlaczego, by opowiedzieć historię skalibrowaną na doprowadzenie wszystkich rewolucjonistów do białej gorączki. Z narratora/narratorów żaden buntownik, tylko ktoś motywowany prywatą, a pogarda do możnych nie wyrównuje mu się empatią wobec wykluczonych, nie ma tu nadziei na przełamanie zaklętego kręgu przemocy i ze świecą szukać postaci kobiecej sprawczej czy podmiotowej. Jednym słowem: reakcjonizm, tylko ukwiecony elementami fantastyki wyjętymi z folkloru.
O ironio, Mgła niebywale przypomina pod tym względem Baśń o wężowym sercu Radka Raka, książkę, która nie przypadła progresywnemu czytelnikowi do gustu właśnie za powyższe odstępstwa od założeń programowych. Ciekawe, czy wybaczy Brzezińskiej.
Życzę „Mgle” wszystkich możliwych nagród (bo to obiektywnie znakomita powieść, chociaż dla mnie największe rozczarowanie zeszłego roku) z wyjątkiem Zajdla i Żuławia. Jeden smok to za mało, żeby z książki o niesprawiedliwości społecznej uczynić fantastykę. Zajdel dla wiedźmaka (z sentymentu), Żuławski dla „Czeluści” – o, tak bym to widziała.
OdpowiedzUsuńOT: Właśnie trzeci albo czwarty raz oglądamy z mężem całość serialu "Person of Interest" (Impersonalni), świetne SF ze świetnymi bohaterami. Gorąco polecam - wygląda na to, że z jakiegoś powodu prawie wszyscy w Polsce przegapili ten serial, więc chyba nikt inny go nie poleci. A jest to rzecz na poziomie "Alternatywy 4", "Lalki", "Kariery Nikodema Dyzmy", słowem - top of the tops; coś, do czego się wraca.
Tak! (Nie)fantastyczność dwóch ostatnich powieści Brzezińskiej to temat na osobny wpis — zwłaszcza, że nie tylko ona stosuje zabieg "to nie nasz świat, ale poza tym jest właściwie realistyczny, a elementy powszechnie uważane za fantasy są na czwartym planie ewentualnie można je interpretować jako twór umysłowości epoki." I nie zdziwiłbym się, gdyby ona dostała za to bęcki równe jak za formę. Ja jednak na Zajdlach głosuję na nią, a dalsze miejsca muszę przemyśleć.
Usuń"Impersonalnych" polecał, zdaje się, jeszcze Dukaj. Ale fakt, w Polsce jakoś przemknęli.