poniedziałek, 26 lutego 2018

W poszukiwaniu L-fantastyki (3: niezłomni tfurcy)

W trzeciej odsłonie  cyklu zastanówmy się nad uwarunkowaniami historycznymi, którymi tłumaczy się przyczyny osławionego prawoskrętu polskiej fantastyki.
Młodzi ludzie niechętni marksizmowi-leninizmowi mieli celowo wybierać ścisłe i techniczne kierunki studiów, jako że te najmniej obciążone były ideologią. Ci, którzy mieli zdolności literackie, za pośrednictwem pism w rodzaju Młodego technika, czy za sprawą fascynacji podbojem kosmosu, kierowali się ku SF. W taki sposób do fandomu trafili (czy raczej go stworzyli) Oramus, Parowski, czy mistrz fantastyki socjologicznej — Zajdel. Z kolei młodsi od nich o dekadę-dwie autorzy z Klubu tfurców świadomie kontestowali literaturę PRL, przedkładając nad nią prozę anglosaską (zauważcie, że psioczący na główny nurt i jego artystowski bełkot Grzędowicz chwali piszącego trudnym językiem Faulknera; paradoks!).
To wszystko wyłuszczyli Dukaj w pierwszej części Wyobraźni po prawej stronie, Parowski (w eseju Inżynierski etos) czy Ziemkiewicz (zbiór felietonów Frajerzy oraz rozdział IV wywiadu-rzeki p.t. Wkurzam salon — link 12345 i 6 — odcinki są krótkie, więc proszę się nie bać ;-)).

Od siebie dodam jedną hipotezę. Otóż podejrzewam, że dryf zachodził również w drugą stronę. Młodych ludzi ludzi, którzy łączyli w sobie uzdolnienia literackie, niechęć do Polski Ludowej oraz lewicowe przekonania, przyciągała ta część opozycji, która nie czytywała fantastyki. Zachowały się na ten temat dwie anegdoty. Według pierwszej, kiedy w latach 80 na spotkaniu literatów skupionych wokół krakowskiego NaGłosu przedstawiono sylwetkę Janusza Zajdla, Wisława Szymborska miała być przekonana, że to kawał, bo takiego pisarza być nie może. Według drugiej anegdoty, kiedy w latach 90 zasłużone podziemne wydawnictwo NOWA stało się legalną SuperNową i postanowiła wydawać fantastykę,  redaktor Adam Michnik miał się bardzo dziwić, że zasłużeni dla opozycji koledzy postanowili zająć się książkami o zielonych ludzikach.
O historyjkach o spotkaniach noblistki i redaktora z fantastyką przypomniała mi postać Michała R. Wiśniewskiego (znanego w fandomie jako mrw, michio albo osakana). Z przekonań człowieka bardzo na lewo. Czy to nie znamienne, że będąc osobą z fandomu, zaangażowaną od lat, świetnie znającą gatunek (z naciskiem na mangę/anime i cyberpunk), postanowił pisać powieści głównonurtowe i wydawać je w Krytyce politycznejProwadzi to zresztą do ciekawych spięć: głównonurtowy recenzent Jetlagu najwyraźniej nie zauważył, że mrw streszcza słynne opowiadanie Asimova Ostatnie pytanie.

W takim oto skrócie można przedstawić procesy, które ukształtowały pokolenie debiutujące w heroicznych latach 80, dominujące w kryzysowych latach 90, a w kolorowej dekadzie lat zerowych tworzących podstawy sukcesu rynkowego Fabryki Słów.

3 komentarze:

  1. Co za świetny blog! Jak się cieszę, że tu trafiłam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się, pisz te notki dalej :-)
    (mc)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojna wasze głowy, piszą się :)

    OdpowiedzUsuń