piątek, 10 listopada 2017

W poszukiwaniu L-fantastyki (2: stare komuchy)

Drugą część naszego wesołego cyklu miałem zacząć od powtórzenia znanej opowieści o tym, jak w latach 80 fantaści walczyli z systemem. Ponieważ jednak głupio po wiele obiecującym wstępie zacząć powtarzać rzeczy powszechnie znane (nawet jeśli pojawi się parę nowości), trochę pozmieniam kolejność rozdziałów. Dziś niczym wprawny lustrator z IPN przejrzymy archiwa polskiej fantastyki, żeby znaleźć ukrytych komunistów.
Bo trochę ich było.
Nie jest bowiem tak, że nasi autorzy byli jak jeden mąż opozycjonistami (albo przynajmniej siedzieli na emigracji wewnętrznej). Istnieli przecież i byli wydawani w sporych nakładach autorzy o poglądach lewicowych. Sęk w tym, że nie byli opozycjonistami, ale ludźmi popierającymi władzę, bądź uznającymi, że żyją w najlepszej z możliwych z Polsk i buntowanie się byłoby nierozsądne.
Miesięcznik Fantastyka nie powstałby, gdyby nie znalazł się akceptowany przez władze kandydat na redaktora naczelnego. Do tego trwał stan wojenny. Parowski miał zakaz obejmowania stanowisk kierowniczych, Oramus tak samo, a Jęczmyk był ściganym listem gończym bojowcem Solidarności walczącej. Wybrano więc Adama Hollanka, członka partii, dziennikarza Trybuny Ludu i — sensację tę usłyszałem od Andrzeja Pilipiuka — kandydat do Rady Państwa. Poza tym był człowiekiem nad wyraz porządny, nie robił problemów kolegom, pomagał, kiedy mógł i po latach wszyscy, którzy z nim pracowali w F, mieli sobie za złe, że go nie docenili, zamiast tego obmawiając go brzydko za plecami.
Podobną rolę, tylko w fandomie poznańskim, odegrał Czesław Chruszczewski. Dziś jest zapomniany zarówno on, jak i jego twórczość, ale ruch fanowski miałby o wiele trudniejszy start, gdyby nie zaprzyjaźniony fantasta z legitymacją partyjną w kieszeni. Dzięki niemu udało się zorganizować Eurocon '76, oraz rozpoczęto starania o zgodę na powstanie ogólnopolskiego miesięcznika Science Fiction (ostatecznie pierwsi byli warszawiacy z Fantastyką).
Trzecim wreszcie ważnym peerelowkim lewicowcem jest Bohdan Petecki. Jest też najmniej zapomniany, co oznacza tyle, że po latach zapoznania jego książki wznowiono w niskonakładowej serii Solarisu. Powstał też facebookowy profil promujący pisarza. Za życia Peteckiego spotkała kontestacja ze strony nastawionej antypeerelowsko załogi Fantastyki. Mówiąc prościej: Parowski, Oramus i spółka uważali, że bohaterowie Peteckiego, twardzi przedstawiciele Ziemi posyłani tam, gdzie naukowcy znowu natrafili na coś, co ich przerasta, zbyt przypominali kosmicznych ubowców, zamiast pilotów Pirxó. Petecki wiedział o tej niechęci. W wywiadzie udzielonym Markowi Żelkowskiemu powiedział: jestem i zawsze byłem z przekonania lewicowcem (z wszelkimi rozsądnymi zastrzeżeniami), czego nie ukrywałem i nie ukrywam, więc może obecni wydawcy odżegnują się ode mnie jako od reliktu.
Po drugie są jeszcze lata 50. Dla jednych to pewnie martyrologia i grzebanie w przeszłości, ale ja uważam, że nie da się zrozumieć wielu rzeczy w polskiej kulturze bez socrealizmu i Października. Tak samo z fantastyką. Opowiadając na zeszłorocznym o komunistycznych utopiach tamtego czasu tłumaczyłem, że nie wiadomo za bardzo, kiedy brać ich autorów na poważnie, a kiedy nie. Dziś przeważnie uważa się, że pokłony socjalizmowi w powieściach SF z tamtej epoki były wymuszone. Tak też je czytano: zawierający obowiązkowy opis komunistycznej utopii rozdział pierwszy przebiegano wzrokiem — prawdziwa kosmiczna przygoda zaczynała się dopiero od drugiego.
Czy jednak na pewno? Głównonurtowcy po latach przyznawali się, że wierzyli, że dali się porwać magii systemu. Wierzyli. Starzy i młodzi, przedwojenni lewicowcy sympatyzujący z PPS i spółdzielczości oraz przedwojenni narodowcy z RNR Falanga. Spokojnie więc można zastanawiać się, czy nie było to zjawisko spotykane także wśród fantastów. U Lema w Astronautach i Obłoku Magellana komunizm jest dość pretekstowy (przyznawali to nawet krytycy z epoki) ale nie przeszkodziło to jednemu z lewicowych profili na Facebooku cytować je w tonie raczej nie prześmiewczym.
Bardziej interesująco przedstawia się kwestia Zagubionej przeszłości Borunia i Trepki. W wydaniu 1954 możemy znaleźć potępienia nazistowskiej teorii weissmanizmu-morganizmu (czyli genetyki) czy bardzo ostre akcenty antyreligijne (w świecie, w którym żyją bohaterowie Biblia uczy, że Bóg stworzył ludzi na obraz i podobieństwo swoje, aby władzy państwowej, z jego łaski ustanowionej, posłuszni byli i szczęśliwie żyli w Celestii. Aby im ulżyć w pracy, darował im Murzynów w niewolę po wsze czasy).
Po 1956 autorzy złagodzili wiele opisów, zmodyfikowali zakończenie oraz usunęli pochwały łysenkizmu, ale główna oś powieści pozostała niezmienna. Jedna najważniejszych polskich książek SF, prekursorska wobec Non-stop Aldissa i całego nurtu fantastyki socjologicznej lat 80., opowiada o społecznej rewolucji w enklawie amerykańskiego imperializmu. O ludziach cierpiących pod tyranią kapitału (nazwiska celestiańskich potentatów zapożyczono od autentycznych milionerów z przełomu XIX i XX wieku — ale miałem ubaw odnajdując ich na kartach Ludowej historii Stanów Zjednoczonych Zinna). Jest przy tym pod wieloma względami lepsza (mimo pewnych naiwności) od czegokolwiek, co napisał w tym temacie Mieville, a to, co się w niej zestarzało, nabrało klimatu retro. Nic tylko czytać.

P.S.: W międzyczasie swój kamyk do stosiku wrzucił dr Napiórkowski, znany szerzej jako twórca bloga Mitologia współczesna. Dopiszcie go sobie do listy, którą podałem w pierwszym wpisie.

3 komentarze:

  1. chruszczewskiego mam nawet dwie czy trzy książki w domu mocno specyficzny styl pisania wyglądający bardziej jak skrypty filmowe albo słuchowiska radiowe (aż jestem ciekaw czy zrobiono z tego słuchowiska ) ale pomysły niektóre całkiem niezłe hollanka czytałem kilka tytułów w l80 miał je wydawane chyba w serii KAW??peteckiego też kojarzę ale to w sumie nie dziwne czytało się w l80 i 90 co było w bibliotece a tych autorów było tam najłatwiej spotkać obok radzieckich twórców jak sniegow jeffremow??strugackich czy bułyczowa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym, że Chruszczewski pisał "dziwnie" mówiło mi wiele osób — tacy czytający go w latach 70, jak i ci, którzy całkiem niedawno sięgnęli po niego z ciekawości. Ale nie wolno mi go pomijać, skoro tak bardzo pasuje do tematu :)
      Co do Rosjan — skupiam się teraz na sprawach polskich, ale nie omieszkam przy okazji zacytować paru soczystych, a trafnych obserwacji Jefremowa :)

      Usuń
    2. można też powiedzieć oryginalnie i nie sposób go pomylić z innym autorem jeśli nie czytałeś to zobacz sobie bo to jednak trzeba samemu doświadczyć :)

      Usuń