środa, 9 lipca 2014

Father Brown [2013-]


Opowiadanka Chestertona czytałem długo zanim na planie padł pierwszy klaps, więc już przed seansem wiedziałem, jaki problem z adaptacją będą mieli twórcy. To fajne teksty, napisane z finezją i poczuciem humoru, pełne nastroju "starej Anglii", który istnieje już chyba tylko w wiekowych książkach. Kilka opowiadań wybija się jeszcze wyżej - Arcyżałobnik Marne czy Złamana szabla to dowód, że kryminał potrafi coś więcej, niż tylko rozbawić miłośnika błyskotliwą intrygą. Niestety Chesterton, człowiek zajmujący się setką rzeczy na raz, nigdy nie pogłębił swojego cyklu, jak chociażby Conan Doyle, który chyba jako pierwszy stworzył swojemu bohaterowi własne uniwersum. Sherlock Holmes to nie tylko postać, to także kanoniczne lokacje, postaci drugoplanowe i wydarzenia z biografii stanowiące punkt oparcia dla naśladowców, prześmiewców i reinterpretatorów. Ksiądz Brown wisi zaś w próżni. Rozwiązuje zagadki i obraca się wśród błyskotliwych paradoksów, czasem tylko mając za towarzysza nawróconego złodzieja Flambeau. To za mało, scenarzyści musieli więc to i owo dopisać.

Pewne grupy zawodowe wydają się szczególnie predysponowane do bycia bohaterami kryminałów. Na pierwszym miejscu to oczywiście wszyscy policjanci i detektywi, ale równie często sprawami zajmują się wścibscy dziennikarze. Nieco mniej świeżym tropem podążają historycy, mniej lub bardziej dosłownymi śledczymi bywają lekarze. Na uboczu zaś głównego nurtu można znaleźć mały a dostojny podgatunek o rozwiązujących zagadki duchownych. W latach 80 Amerykanie mieli swojego Detektywa w sutannie, nieco później we Włoszech Terence Hill jako Don Matteo wyręczał policję z miasteczka Gubbio (polska wersja franczyzy to znany Ojciec Mateusz z Sandomierza). Szczerze mówiąc, nie słyszałem o pastorach-detektywach, ale na pewno była przynajmniej jedna książka o detektywie-rabinie. Imamowie i kapłani szinto prawdopodobnie czekają na kogoś, kto poświęci im odrobinę swojej wyobraźni. Wszyscy ci dzielni ludzie Boga tropiący sprawców grzechu przeciwko (przeważnie) piątemu przykazaniu zawdzięczają swe istnienie Gilbertowi K. Chestertonowi, który stworzył podwaliny (pod)gatunku cyklem 51 opowiadań o księdzu Brownie. Z kolei nie ma sytuacji, żeby jakiś klasyczny brytyjski pisarz nie został w którymś momencie zekranizowany przez BBC. Chestertonowi ten zaszczyt przypadł w zeszłym roku, a ponieważ serial Father Brown dostał przedłużenie na trzeci sezon, na pewno należy zwrócić nań uwagę.

I wyszło im całkiem dobrze. Poczciwy kapłan nie musi się już plątać po świecie - tropi zabójców we własnej parafii. Zresztą z Morderstw w Midsomer wiemy, że nie ma większego zagłębia zbrodniarzy, niż sielska angielska prowincja. Zmieniono też czas akcji z epoki edwardiańskiej na wczesna lata 50. Jedno z drugim nie prowadzi do jakichś drastycznych zmian, a daje miłe widzowi oparcie o konkretne realia. Do tego miła niespodzianka - nieopodal wioski znajduje się osiedle polskich emigrantów po/wojennych, więc możemy być zadowoleni, że w ramach pochylania się nad multikulturalizmem, BBC zauważyła i nas.W każdym razie miło było usłyszeć polszczyznę już w pierwszych dziesięciu minutach pierwszego odcinka.
Udało się też, co przecież nie jest takie oczywiste, samo przerobienie stuletnich bez mała fabuł do formatu czterdziestopięciominutowego odcinka. Może nie na poziomie moffatowskim (ale postać fanki kryminałów z jednego odcinka jest wręcz żywcem wyrwana Moffatowi spod klawiatury – mam nadzieję, że wróci w następnych seriach), ale z oryginałów ocalało sporo. Może nawet więcej, niżbym przypuszczał – polskie wydanie Przygód... w tłumaczeniu Dehnela to ledwie 1/3 całości, sporo więc mogło mi umknąć. Tam, gdzie rozpoznałem historię, poziom wierności wahał się od lekkiego tylko urozmaicenia intrygi po pisanie scenariusza w oparciu o jakiś jeden motyw. A to, co scenarzyści dopisali jest na przyzwoitym poziomie, na sto procent zaznajamiając się z europejską konkurencją: postać niechętnie współpracującego z kapłanem policjanta – w tej roli znany z marnowania się jako pan de Treville Hugo Speer – jest na sto procent podpatrzona u Don Mattea/Mateusza.
Koniec końców Father Browna warto obejrzeć. Solidna rozrywkowa produkcja, klasyczny angielski prowincjonalny kryminał od BBC. Może nie wybitny, ale nieładnie byłoby go zignorować, kiedy ci durni Muszkieterowie zaczynają mieć własny fandom na tumblrze. Brrr

4 komentarze:

  1. co do shinto to coś mi się wydaje że było anime z kapłanem/ką który rozwiązywał rozmaite sprawy ale tytułu sobie za chiny nie przypomnę :) z tych pozostałych i wymienionych tytułów chyba detektyw w sutannie był najlepszy choć pod koniec bywały dziwne odcinki jak ten w którym swoją siostrę zakonną musiał bronić przed piekielnym sądem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Był jeszcze braciszek Cadfael, który rozwiązywał zagadki kryminalne w średniowieczu. A grał go sam Jaklaudiusz!
    (mam nadzieję, że ten wpis nie pójdzie mi dwa razy, bo pierwszy zniknął gdzieś po tym, jak się zalogowałem).

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwsze słyszę o.O Ale jeśli w kontekście tego wspominasz o "Detektywie w sutannie" i "Morderstwach w Midsomer", to bierę.^^ A i rodzinie podetknę.

    No i tak, w zestawieniu brakowało "Kronik braciszka Cadfaela" (ostatnio właśnie dopadłam gratisowo milijon książek z serii, pytanie, kiedy do nich zajrzę), ale z drugiej strony, na tej samej zasadzie mogło brakować "Imienia róży", więc powiedzmy, że średniowiecznych mnichów wstawiamy do oddzielnej kategorii. ;)

    PS. "Zresztą z Morderstw w Midsomer wiemy, że nie ma większego zagłębia zbrodniarzy, niż sielska angielska prowincja." - dokładnie xDDDDD (zresztą, potwierdziło się w "Hot Fuzz" :D )

    OdpowiedzUsuń
  4. " ale na pewno była przynajmniej jedna książka o detektywie-rabinie"
    Kemelmana? Cała seria była i chyba jakiś film albo serial.

    OdpowiedzUsuń