niedziela, 6 kwietnia 2014

Polska jako Breaking Bad

Rewizjonistyczne książki Piotra Zychowicza o polskiej historii (Pakt Ribberntrop-Beck oraz Obłęd '44) wywołały spore poruszenie. Nie chcę ich tu recenzować ani omawiać. Napisałbym pewnie, że to bardziej pamflet (czy wręcz paszkwil) niż publicystyka historyczna, oraz że krytyczne i jednocześnie nie-lewicowe podejście do lat 1938-45 nie jest niczym nowym.  Pisali o tym chociażby Cat-Mackiewicz (świadek uczestnik tamtych wydarzeń), Paweł Wieczorkiewicz, czy Bocheńscy. Zychowicz nie jest tu oryginalny. Ale, jak uprzedzałem – nie zamierzam rozwijać tematu od innej strony.
Za to chciałem napisać, że po raz kolejny popkultura znalazła klucz do tamtych wydarzeń. Oczywiście nie polska. Polska do tej pory nie potrafi przyjąć do wiadomości, jakie są obowiązki dojrzałego popu (no może poza literaturą fantastyczną, ale to temat na inny wpis). Zychowiczem zaczęła myśleć popkultura amerykańska.
Chodzi o najwybitniejszy serial ostatnich lat, czyli Breaking Bad Vince'a Gilligana. Da się go z grubsza interpretować jako wielką metaforę naszej historii.



Główny bohater, Walter White, to oczywiście Polska. Miał wielkie osiągnięcia w młodości, ale rzucił karierę, zadowalając się domkiem na przedmieściu, pracą w szkole i obciążoną hipoteką. Szaraczek z trudem utrzymujący się w klasie średniej. Kiedy jednak przychodzi zagrożenie życia, White zaczyna działać. To dokładnie to, co proponuje w książkach Zychowicz. White, gdyby zdał się na legalną amerykańską służbę zdrowia, umarłby przed końcem pierwszego sezonu. Taki los spotkał Polskę, gdy zdała się na sojusze z cywilizowanymi krajami zachodnimi. Zychowicz proponuje, żeby postąpić jak bohater BB i wejść w konszachty z bandytami.
W Breaking Bad, jak w geopolityce przełomu lat 30 i 40, jest dwóch głównych bossów półświatka: Tuco Salamanca i Gus Fring. Salamanca, członek meksykańskiego kartelu, jest dosłownie niepoczytalny. Teraz bierze cię w ramiona i nazywa "amigo", by za pięć minut zatłuc kijem bejsbolowym w jakimś zaułku. Dodam, że w międzyczasie nie zrobiłeś nic, co by uzasadniało przejście od wylewnej miłości do agresji. Z Salamanką nie da się robić interesów, chyba że jesteś silnym graczem, a i wtedy zawsze jest ryzyko, że mu odbije. Kto zechce prześledzić niemiecką politykę wschodnią lat 1941-45, jak się zmieniała, jak ścierały się konkurencyjne koncepcje Ribbentropa i Rosenberga, Wehrmachtu i SS, Abwehry i Gestapo, a ostateczna decyzja zależałą od aktualnego nastroju zdziwaczałego i niedouczonego czeskiego kaprala, szybko zorientuje się, że klan Latynosów to metafora Trzeciej Rzeszy.
Gus Fring to natomiast stuprocentowy ZSRS. Z pozoru objawiający ludzkie uczucia i zachowania, ale w istocie zimny, wyrachowany, bezlitosny i planujący na pięć tur do przodu. Do tego Fring przeżył swojego szalonego taktycznego sojusznika, więc metafora pasuje i w tym miejscu.
Vince Gilligan  pozostał sceptyczny, co do szans Polski na zwycięstwo. Trudno jednak go porównywać z Zychowiczem, gdyż ten przerwał narrację zaraz po (SPOJLER!) śmierci Fringa. Wielu widzom podobał się zresztą pomysł zakończenia Breaking Bad po czwartym sezonie. Przynajmniej do czasu premiery piątego.
Jednego jednak nie przewidzieli ani Zychowicz, ani Gilligan: kto byłby środkowoeuropejskim Pinkmanem?

3 komentarze:

  1. Pinkman to moim zdaniem Litwa. Były uczeń, dziś rozgrywający własną grę, co wychodzi mu jako tako, ale głównie śmiesznie, bo to taki mały pętak, nie prawdziwy bandyta - w gruncie rzeczy dobry chłopak, który zszedł na złą drogę, bez kręgosłupa, pomieszany bardziej niż zły. Polska, zamiast kopać się z Litwą, powinna była rozgrywać ją jako współpracownika. Po cichu podporządkować, ale tak, żeby się Litwini specjalnie tym nie przejęli - razem interesy wychodziłyby im znacznie sprawniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. W Polsce to, co najwyżej, Baking Bread.

    OdpowiedzUsuń
  3. E, ostatnio jakiś nauczyciel chemii został przyłapany na produkcji dragów. Nasi potrafią.

    OdpowiedzUsuń