czwartek, 12 lipca 2012

Nie wie lewica, co czyni prawica. I na odwrót.

Obiecywałem, że na moim blogu (raczej) nie będzie polityki. Nadszedł czas, ażeby wykorzystać możliwość zrobienia wyjątku, jaką daje mi "raczej". Zresztą wpis dojrzewał miesiącami.
Główna inspiracja pojawiła się jednak niedawno. Chodzi o artykuł Wyobraźnia po prawej stronie, który ukazał się w weekendowej rzepie. Zbieżność tytułu ze znanym tekstem Dukaja nieprzypadkowa.
Dominacja prawicowców w polskiej fantastyce to temat stary jak świat i trudno wymyślić cokolwiek nowego. Artykuł jest taki sobie, ot średnie stany Rzepy. Ale może posłużyć jako podkładka pod nieco szersze rozważania. W tym celu zalinkuję jeszcze Drugi obieg, gdzie jak zwykle pojawiły się głosy wybijające ponad przeciętny poziom dyskursu w fandomie. Jak chociażby teza agrafka, że prawoskrętność dotyka również wydawnictw (zwłaszcza teraz, kiedy po kolejnej ofensywie kryzysu wydaje się, że przeżyły już tylko Fabryka, Powergraph i NCK). Nie chcę tu oczywiście brutalnie wmawiać ludziom poglądy, z którymi się nie utożsamiają, więc z góry proszę o wybaczenie.
Już spojrzenie na najgłośniejsze nazwiska udowadnia pewien przechył w prawo. Ma on przyczyny historyczne znane chyba większości. Z jednej strony zaczytana w Zajdlu stara gwardia w rodzaju Parowskiego, Oramusa i Wolskiego (tego ostatniego nigdy nie rozumiałem), z drugiej strony młodsza o 10-20 lat ekipa Klubu tfurców, nie lubiąca wszelkiej komuny i zakochana w kapitalizmie.
Z drugiej strony od dłuższego czasu na prawym fandomie nie pojawiło się żadne nowe nazwisko. Ciągle ci sami: Pilipiuk, Grzędowicz, Komuda, Piekara, Ziemkiewicz (honorowo) itd. Był jeszcze Twardoch, on jednak wysiadł z tramwaju prawica na przystanku "śląska melancholia". Wielka szkoda, bo wnosił coś świeżego, a w końcu każde zamknięte towarzystwo zaczyna po pewnym czasie zjadać własny ogon. I to chyba dopadło prawicowych fantastów, którzy od lat nie wymyślili niczego nowego. Powstają kolejne tomy kolejnych książek, ale nie towarzyszy im żadna nowa idea. Świat rodzi nowe wyzwania dla literatury, a Pan lodowego ogrodu pozostaje taki sam, jak w 2005. A już wtedy wyglądał tak, jakby idea w nim tkwiąca istniała już w 1995. Szczęśliwie Jarosław Grzędowicz umie pisać; w przeciwnym razie skończyłoby się jak w opisywanej przed Dukaja książce Kempczyńskiego – repozytorium przeterminowanych pomysłów. Niestety, dobre pióro nie leczy z impregnacji. Wstyd było czytać, gdy Grzędowicz (ja ciągle o nim, bo to chyba najgłośniejszy reprezentant nurtu), konfrontując się z nowym problemem, robi jedno: wyśmiewa.
Drugim felerem fantastycznej prawicy, zamkniętej w niewielkim kręgu podobnych do siebie osób jest pomieszanie akcydensu z atrybutem, czyli spraw przygodnych z jądrem światopoglądu. Po prostu autorzy mimowolnie biorą własne kompletnie aideologiczne upodobania za ich część. Najlepszym przykładem są papierosy. Grzędowicz "uprawicował" je w następujący sposób: władza lewicowych biurokratów chce zmusić ludzi do zdrowego trybu życia, więc zakazuje im palić tytoń. Ergo: fajki są prawicowe.
Tymczasem ja uważam, że odwrót od tytoniu jest zjawiskiem społecznym. Jeszcze sto lat temu w urzędach i miejscach publicznych można było znaleźć spluwaczki (kto czytał Szweja, ten na pewno kojarzy). Spluwanie było czynnością typową dla dorosłych mężczyzn. Kobietom i dzieciom spluwać nie było wolno. Potem jednak spluwaczki zniknęły z życia publicznego. Uznano je za niehigieniczne, gdyż ślina roznosi choroby, oraz nieestetyczne. Obecnie pluje tylko margines społeczny. Identyczny proces zachodzi dzisiaj w przypadku papierosów, a to co fantaści-prawicowcy uważają za próbę wchodzenia władzy w prywatne sprawy obywateli, to po prostu zwykły populizm, sankcjonowanie czegoś, co dzieje się samo przez się.
Czyni mnie taka nieortodoksyjna interpretacja lewicowcem?


Lepszego obrazka nie miałem. Anime, a fe!
W tym miejscu mógłbym zakończyć wpis. Artykuł z Rzeczypospolitej opisywał, jak to prawica rządzi w polskiej fantastyce, ja natomiast spróbowałem pokazać, wcale nie jest tak dobrze, a kolos ma gliniane nogi. Koniec. Na szczęście pozostały jeszcze dwie części eseju Dukaja (2, 3), w których próbował wzmocnić lewą nogę fandomu. Musiał najwyraźniej przeczuwać, że może z tego nic nie wyjść, bo zaproponował też, by z jego koncepcji skorzystała i prawica (absorbując nowe idee, o braku których pisałem wyżej).
Lewicowej fantastyki (jako realnej siły) w Polsce nie ma. Był Pacyński, ale umarł, próbuje się podczepić Sapkowskiego, ale jego przynależność ideowa jest bardziej skomplikowana i zdefiniowanie jej pozostaje poza celami mojego wpisu. Są za to fandomowi lewicowcy, niezdolni (jak mi się na razie wydaje) do stworzenia literatury. Nawet nie takiej, która by coś odkrywała, ale zwykłej odpowiedzi na prawicową dominację.
Zachód przy nas to zupełnie inny świat. Mieville pisze marksistowskie fantasy, Stross przegania ze swojego bloga reakcjonistów – rozumiecie, czytelnicy? Są na świecie miejsca, gdzie słowo "reakcjnista" coś znaczy i nie wywołuje u słuchaczy napadów szyderczego śmiechu. Więcej, każdy może tam dolecieć samolotem!
A u nas nic. Żeby było jeszcze śmieszniej, fandomowi lewicowcy (tutaj disklajmer: piszę o tych, których mogę najłatwiej znaleźć w internecie, żadnych badań nie prowadzę) szczycą się uwielbieniem dla nowoczesnych technologii, ale jednak nie potrafią wykorzystać z Amazon Kindle, aby przetransferować lewoliteraturę nad Wisłę.
Może właśnie o opozycję nowoczeność-tradycjonalizm się rozchodzi. Wyrażanie prawd i intuicji o świecie przy pomocy literackiej fikcji to rzecz dawna, a szczyty osiągnęła w XIX-wiecznej powieści. Dlatego w Polsce literatura fantastyczna jest prawicowa, bo ma korzenie w zanurzonej przeszłości. Zachód natomiast z jego Strossami i Mieville'ami paradoksalnie są na wcześniejszym etapie niż my. Tkwią jeszcze w imperializmie, po nas przeszła już z definicji nieuchronna Rewolucja. Wkrótce Nieuchronna przetoczy się przez syty Londyn i Nowy Jork, a literatura fantastyczna zniknie. Jak ktoś widzi w tym pomysł na futurologiczne opowiadanko, to może pożyczyć – nie zabraniam.

Co robi więc fantasta-lewicowiec, skoro, jak wykazałem, literatura to forma ekspresji przynależąca do prawaków? Żywiołem jego jest teraźniejszość. Przeszłość pomija z powodów już wyjaśnionych wcześniej, przyszłość niebezpiecznie kojarzy się z Wiecznością (albo Chruszczowem zapowiadającym komunizm na za 20 lat). Trollerka, prowokacja, mem (być może za 100 lat będziemy wspominać Dukaja za wprowadzenie tego pojęcia do języka polskiej lewicy internetowej), wielki szyderczy LOL i szybki wjazd na Terlikowskiego.  Czasem przynosi to wspaniałe efekty, w końcu akcję, dzięki której polski satelita będzie nosił imię Lema zainicjował znany w towarzystwie osakana. Niemniej lewica celuje w happeningu i pielęgnowaniu stylu, a literatura do żadnego z obu po zwyczajnie nie pasuje.
Lewicowcy, mimo wszystkich różnic, w niektórych aspektach przypomina prawicę. Dolega im dokładnie takie samo nierozróżnianie atrybutu i akcydensu. Za atrybut uznali brodę. I wąsy. Oraz sandały – koniecznie ze skarpetami. Brodato-sandalasta figura buca, której nienawidzą i której się lękają tak ich opętała, iż nie dostrzegają, że wizerunek zamienił się w swoją karykaturę. Mamy 2012, najbardziej niebezpieczni z prawicowców są na etapie doboru poszetek pod kolor krawata. Jedynym większym skupieniem prawicowców, które hołduje stereotypowi brodacza są zapóźnieni fandomowcy. A i oni do niej nie pasują całkowicie, bo arcywróg Jarosław Grzędowicz goli się gładko. Co więc robię lewicowcy? Zamiast postąpić rozsądnie i porzucić umarłą metaforę, brną w nią dalej.

Fascynująca jest jeszcze u lewicowców-fantastów atencja, jaką darzą Jacka Dukaja. Przed laty na jego tekst zareagował jedynie (negatywnie) Grzędowicz. Powtórzenie jego tez przez dziennikarza Rzeczypospolitej (z podaniem źródła!) od razu wywołuje głosy obruszenia. Że nie, bo Sapkowski, Jabłoński i Pacyński świętej pamięci, że trololo, wybiórcze zestawienie naciąganych faktów, na każdego prawaka znaleźlibyśmy tuzin lewaków, gdyby tylko nam się chciało, a poza tym w zeszłym roku Wojciech Orliński puścił opowiadanie. Dowodzi to, jakiej nietykalności dorobił się Dukaj. Pamiętajmy przecież, że swego czasu Tomasz Piątek zdemaskował go jako neoliberała. Całkiem trafnie, jeżeli pominąć szczegóły oraz styl wrednego donosu. W samej Wyobraźni po prawej stronie można znaleźć kilka kompromitujących autora cytatów: od pochwały Weekendu w Spestreku po stwierdzenie, że obciachowa SF lat 90, strasząca Unią i eutanazją miała silne podstawy w rzeczywistości.
Czyżby więc lewica w fantastyce jest tak słaba, że wspiera neoliba, giełdowego dorobkiewicza, w nadziei, że obroni ich przed Pilipiukiem i Grzędowiczem? Zgroza.
No chyba, że wbrew pozorom z lewakami wszystko okej, a Dukaja lubią za dobrą prozę bez względu na ideologiczne podteksty.

Ale znalazłem! :-* Rainbow Dash!
Wypada kończyć. Co dodać? Prawica powoli wymiera, lewica nigdy się nie rozmnoży. Wygra bezideowość. Polityczne intencje w fantastyce będą niemile widziane, bo "polityka" stanie się przeciwieństwem słowa "normalność", a na nic fandom nie jest tak przeczulony, jak na podkreślaniu swojej normalności.  Odejdą w niepamięć stare spory, nastanie pokój i dobro, a w wypalonych przez wojnę ruinach gniazda uwiją pierwsze jaskółki. Czego wszystkim życzę.


Postscriptum: jeżeli ktoś wybiera się na tegoroczną Avangardę, to będzie miał okazję wysłuchać wystąpienia prawdziwego prawicowca z PiS – Przemysława Wiplera. Nie wiem, czy to będzie osobna prelekcja, panel, czy coś innego, ale myślę, że warto się wybrać. Wipler to nie byle poseł z ostatniego rzędu, dał na wizji kuksańca Hofmanowi. Czyli zrobił coś, na co pozwala sobie tylko Kaczafi. Do tego chyba zna się na fantastyce, w każdym razie głośno złorzeczył na zakończenie trzeciego Mass Efectu.

23 komentarze:

  1. Faktycznie dość często dziełach klasyków krajowej fantastyki można znaleźć odniesienia do poglądów politycznych (czasem aż chce się rzucić książką czytając skrajnie prawicowe teksty). Ale czy nie od tego jest literatura by prowokować i zmuszać do myślenia? Faktycznie, przydałoby się nowe pokolenie lewej nogi.
    Naprawdę fajny artykuł!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest jeszcze coś. Choć ze zdjęcia dołączonego do artykułu na gazeta.pl o zamknięciu lokalu Krytyki politycznej wynika, że lewica też lubi hasła wolnościowe (mieli tam słowo: "wolność" wypisane na ścianie), to jednak gdy bohaterowie Pilipiuka czy Grzędowicza mówią o wolności, ich słowa natychmiast zostają sklasyfikowane jako prawicowe. Bo też przez około pięćdziesiąt lat mówienie o wolności stanowiło bunt przeciw lewicowemu przecież państwu. To idzie dalej. I Pilipiuk i Grzędowicz (I Ziemkiewicz też) chcą dla siebie solidnej suwerenności, chcą by państwo tykało ich jak najmniej, chcą też, by obce instytucje ich jak najmniej tykały. Tymczasem tzw. nowoczesna lewica, czy jej się to podoba, czy nie, musi liczyć na to, by UE wymuszała na Polsce, bądź nakłaniała polski rząd do zasadzania kolejnych przepisów w naszej potwornie splątanej prawnej dżungli. "Wolność i niezależność" - mówią Pilipiuk i spółka, "Równość i sprawiedliwość" - odpowiadają lewicowcy. Teoretycznie te wszystkie pojęcia nie muszą się gryźć ze sobą, a jednak, jeśli przyjrzeć się ideologicznej publicystyce, to okazuje się, że się gryzą. Wędrowycz chciałby, żeby wszyscy się od niego odpieprzyli i nie mówili mu jak żyć, inni bohaterowie Pilipiuka uważają, że nadmiar państwa niszczy państwo. Grzędowicz i jego bohaterowie czują się spętani przepisami, co jest też doświadczeniem sporej części obywateli naszego państwa. A lewica skanduje: "Więcej państwa! Więcej przepisów! Tylko one zapewnią równość i sprawiedliwość!".

    Doświadczeni urokami "realnego socjalizmu" czytelnicy i pisarze nie kochają państwa tulącego ich nazbyt mocno do piersi i w ostatecznym rozrachunku oświadczają: "w nosie mam równość, jeśli narusza wolność". A wolność to mocne hasło, silnie osadzone w naszych mózgach i sercach. Archetypiczny samotny przeciw wszystkim bohater stawiający opór systemowi jest zresztą atrakcyjniejszy od bohatera, który chce, żeby system mu pomógł.

    Wygląda na to, że nie jest łatwo zostać lewicowym fantastą w Polsce:). Ci z głównego nurtu mają lepiej - oni teraz nie zajmują się wielkimi sprawami i hasłami. Kiedy skupiasz się na indywidualnych przeżyciach kolesia, który ma kiepskie relacje z ojcem możesz go ubrać w takie ideologiczne szatki, jakie chcesz i nikt choćby okiem nie mrugnie. Ale fantastyka sięga gwiazd i wielkich spraw. A w nich wszystko wzrasta i przyciąga uwagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja może z innej strony i nie do końca merytorycznie, bo bez przykładów (jakoś strasznie dawno nic nowego i polskiego i fantastycznego nie czytałam). Źle się czuję z podziałami na P i L (tym bardziej, że ten marksizm WO to jest... no właśnie, marksizm WO:) i traktuję je raczej intuicyjnie. Ot, Doktor Who jest bardzo na lewo od Władcy pierścieni, który z kolei jest wybitnie na prawo, itd. Dwa podstawowe pytania są takie: jak zdefiniować lewicowość w fantastyce? I czemu ciągle słyszę, że tej lewicowości nie ma? Fantastyka relatywizuje. Fantastyka może pokawałkować ciało i świadomość, prowadzić narrację z drugiej strony galaktyki, budować na skos i do góry nogami. Narzędzia dostępne w literackim laboratorium zwanym fantastyką pozwalają na wielkie, większe i największe rewolucje. Tymczasem jak już czytam wywiad/flejm z jakimś Polskim Pisarzem Fantastyki, to się dowiaduję, że chłopak i dziewczyna normalna rodzina i własność.jest.święta.
      To jest najbardziej frapujące i chyba właściwie niepokojące.

      Usuń
    2. Cóż, fantastyka rzeczywiście może zrobić to wszystko, o czym pisałaś, ale nie musi. Mnie nawet odpowiada, że fantastyka lubi zajmować się tu i teraz. Ba, jesteśmy w tak dziwnej sytuacji, że nawet historią ostatnich +/- 100 lat zajmują się głównie fantaści (np. Orbitowski, Parowski, Twardoch, Pilipiuk, Przechrzta) a o relacjach Polacy - zaborcy (akurat w kontekście zaboru rosyjskiego) to już chyba wyłącznie fantaści - Lewandowski Pilipiuk. O ile spory polityczne z czasów zaborów trochę przycichły, o tyle, te powojenne wciąż są żywe i wciąż nas antagonizują. I nie jest złe, że chcemy i potrafimy dyskutować. Gorzej jak nie potrafimy, choć to przede wszystkim przypadłość zawodowych polityków.

      Powołałaś się na jakiś wywiad. Znowu - to dla mnie naturalne, że ludzie mają poglądy i je wyrażają, na przykład w wywiadach. Wywiady są między innymi po to, by dowiedzieć się o autorze czegoś więcej. Są jednak pisarze, którzy nie poprzestają na wywiadach i swoje poglądy przemycają w prozie. Cóż, wolno im. Właściwie to metoda znana odkąd pojawiła się literatura. Rozumiem, że to może razić kogoś, kto się z danymi poglądami nie zgadza. Z drugiej strony można to potraktować także jako pewną wartość utworu, pod warunkiem, że nie stanie się nadto publicystyczny.

      Nie zgadzam się natomiast z tezą, że "fantastyka relatywizuje". Dlaczego?

      @anonimowy - no, ale "Solidarność" była ruchem robotniczym, formalnie związkiem zawodowym. Jej siła na tym polegała. W socjalistycznym państwie władza nie przejmowała się buntami innymi niż socjalistyczne, bo tylko one odbierały jej ten pozór legitymizacji władzy, na jakim się opierała. Kłopoty socjalizmu zaczęły się, gdy skończyła się podtrzymywana odgórnie "walka klas" i robotnicy zamiast bić inteligentów zaczęli się z nimi dogadywać. A inteligenci zamiast parskać pogardliwie też wyciągnęli rękę. Wtedy socjalizmowi pozostał już tylko argument armatni.

      Usuń
    3. Chyba chodziło mi o coś trochę innego; nie uciekanie od "tu i teraz" (mam wrażenie, że sama czytam bardzo politycznie), tylko próby zdystansowania się od własnej tradycji, własnej sytuacji historyczno-politycznej i wplatanie ich w szerszy kontekst. (Znowu: muszę trochę pl fantastyki nadrobić. Polecanki Czereśni skłoniły mnie do zakupienia Wiecznego Grunwaldu Twardocha, ale język trochę odrzuca, muszę się przebić. W efekcie książka się kurzy. No ale kurde, musi być gdzieś w tej fantastyce jakiś postmodernizm, wykraczający poza misz-masze gatunkowe o w gruncie rzeczy tradycyjnej strukturze i cytaty z Rimbauda w Hotelu Wieczność Szydy :D).

      Fantastyka relatywizuje, bo w epicki sposób może uczynić oczywiste nieoczywistym.

      "Powołałaś się na jakiś wywiad. Znowu - to dla mnie naturalne, że ludzie mają poglądy i je wyrażają, na przykład w wywiadach. Wywiady są między innymi po to, by dowiedzieć się o autorze czegoś więcej. Są jednak pisarze, którzy nie poprzestają na wywiadach i swoje poglądy przemycają w prozie. Cóż, wolno im. Właściwie to metoda znana odkąd pojawiła się literatura. Rozumiem, że to może razić kogoś, kto się z danymi poglądami nie zgadza"

      Nie chodzi o to, że mnie to razi (okej, flejmy Pilipiuka - :D), tylko... No właśnie. Generalna tendencja vs. Możliwości (a w każdym razie możliwość różnorodności spojrzeń). Tak mi się to jakoś gryzie.

      Usuń
    4. No ale ten relatywizm, o którym piszesz to możliwość, nie konieczność. Tym bardziej, że to tylko jedna ze ścieżek. Bo fantastyka lubi także tłumaczyć rzeczywistość, a nie tylko ją wzbogacać, czy rozszerzać definicje. Wraca mi tu stara dyskusja, w której zauważyliśmy, chyba z Ziuta i Cetnarem, że fantastyka uwielbia szczegół i to szczegół tak realistyczny, jak tylko się da. Pomyślałem, że to może m.in. dlatego, że osadzona w zmyślonych rzeczywistościach właśnie ona potrzebuje realizmu w detalu. W przypadku, o którym rozmawiamy, może być podobnie. Główny nurt może pozwolić sobie na artyzm, alegorie i przekraczanie rzeczywistości, natomiast fantastyka stara się tej rzeczywistości kurczowo trzymać i albo o nią pyta, albo ją komentuje. Oczywiście, nie cała fantastyka, bo jest i taka, o której piszesz i której Ci chyba u nas brakuje. Powiedziałbym, że polska fantastyka stara się najczęściej urealistyczniać nieoczywiste. Choć to akurat to zdanie nie dotyczy "Wiecznego Grunwaldu". Ale ta powieść przekracza tak polską fantastykę, jak i w ogóle znaną mi polską prozę.

      Myślę, że ta część polskich fantastów, o których mówimy, że są prawicowi nie czuje potrzeby "dystansowania się od własnej tradycji, własnej sytuacji historyczno-politycznej", bo z racji wieku przerabiała takie "dystansowanie się" w szkole. Mówiąc o kontekście historycznym powieści nie powinniśmy zapominać o kontekście historycznym autorów. Oni doświadczyli czegoś, czego młodsze pokolenie nie doświadczyło, nie bierze więc tego pod uwagę. Doświadczyli mianowicie zakazu zadawania pytań o historię i o rzeczywistość społeczną. W pewnym stopniu teraz odreagowują.

      Usuń
    5. Mi nie chodzi o "wzbogacanie" rzeczywistości, co jej analizowanie "fantastycznymi" narzędziami. "Szczegół" - to przesunięcie, uwypuklenie, gdybanie. "Fantastyczny detal" robi za soczewkę, zmienia punkt widzenia. To jest otwierające.


      @ agrafek
      "Myślę, że ta część polskich fantastów, o których mówimy, że są prawicowi nie czuje potrzeby "dystansowania się od własnej tradycji, własnej sytuacji historyczno-politycznej", bo z racji wieku przerabiała takie "dystansowanie się" w szkole."

      No ale to jest utwierdzanie się w jakimś strasznie sztucznym podziale na Komuchów i Naszych; spojrzenie krytyczne =/= "bycie komuchem"; co więcej, takie a nie inne doświadczenie XX wieku powinno właśnie skłaniać ku najbardziej elementarnym pytaniom o ludzką podmiotowość, świadomość itd.; fantastyka ma ku temu idealne narzędzia, na półkach wzorców nie braknie.
      Inna sprawa, że chyba rynek się już tzw. "fantastyki czysto rozrywkowej" (nie cierpię takich określeń, ale wiesz, jakie wydawnictwa i prądy mam na myśli:) nachapał.
      A mi przydałoby się powtórzyć Dukaja, bo od licealnych zachwytów dzieli mnie trochę lektur i czasu :)

      Usuń
  3. A czy nie najśmieszniejszym jest, że hasło "Solidarność" jest jak najbardziej lewicowe :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo misie wydaje, że prosta odpowiedź mogłaby brzmieć: nie ma polskiej lewicującej fantastyki, bo piszący zwyczajnie nie wiedzą, że można inaczej - ta "prawicowość" jest wpisana w samą stylistykę, czyli że jak piszę o rycerzu, to z całym dobrodziejstwem inwentarza, jak piszę o bohaterskich pilotach statków kosmicznych, to także, bo przecież konserwa idzie wewnątrz samej konwencji, co to się u nas przez dziesięciolecia utarła.

    Ale to by było w sumie za łatwe. To może ugryzę tak: fantastyka jest "prawicowa", kiedy opowiada o jednostce; siła sprawcza koncentruje się w rękach jednego lub kilku bohaterów (najczęściej bohatera, a nie bohaterki), którzy nawet jeśli działają w grupie, to nadal jest to zespół jednostek. Ich wybory i działania przekształcają świat. I to się ładnie plecie z korwinistyczną narracją o wolności, braku ograniczeń (np. ze strony państwa), o jednostce, która wie najlepiej, co jest dobre, a co złe. (Element wrogi czy zły też jest w sumie powiązany z jednostką, czyli jakimś bardzo konkretnym evil bossem). Fantastyka byłaby za to "lewicowa", kiedy zamiast opowieści o jednostkach przedstawiałaby opowieść o społecznościach, o grupach, plemionach, granfalonach i karassach (nawet jeśli opowieść prowadzona byłaby _poprzez_ jednostkę). I tak lewicowy jest Melville, pokazujący relacje między rasami i mechanizmy nienawiści (może też dlatego nie mamy "polskiego Melville'a", bo polscy fantaści nie tyle piszą inaczej, co widzą świat dookoła inaczej); byłby też Zajdel, choć tu można by dyskutować, w końcu u niego też zwykle jest jednostka przełamująca czy przekraczająca system - ale mimo wszystko mam wrażenie, że jest to innego typu opowieść niż "dzielny kolo zabija złego iwil króla"; byłaby taka i Brzezińska w "Wodach głębokich jak niebo".

    Czy to ma sens, to co powyżej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przekonaniu ma, z jednym (acz znaczącym) zastrzeżeniem. Samotny bohater zmieniający rzeczywistość to archetyp, który nie jest ani prawicowy, ani lewicowy. Inaczej prawicowi byliby Lenin i Che - nie ci prawdziwi (choć tu można podyskutować), ale ci z lewicowych mitów. Ba, u nas prawicowy byłby Jaruzel, bo według mitu konstruowanego przez GW jest one herosem, który sam stawił czoło wszechświatowi i uratował nas przed inwazją.

      Herosi stawiają czoło chaosowi odkąd pojawiły się opowieści. Nawet u Mieville'a decydującą rolę grają, koniec końców, jednostki. Właśnie dlatego, że takie są zasady opowieści. Różnica polega na tym, że Mieville wskazuje swoim herosom iż zły system to kapitalizm, a w Polsce autorzy opierając się na własnych biografiach wskazują dokładnie w przeciwnym kierunku, choć piszą o tym samym - o walce ze złym systemem. Ponieważ bliżej mi do prawej strony pozwolę sobie na złośliwość - piszą o tym, co się dzieje niedługo po tym jak bohaterowie Mieville'a odnoszą sukces. Możliwe jednak, że działa to i w drugą stronę, bo każdy system jest podatny na korozję.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Bo misie jeszcze wydaje, że przystawianie komunizmu do polskiej fantastyki robi dla interpretacji więcej złego niż dobrego. Komunizm to twór zdegenerowany, a nie lewica czy prawica.

      Also, widzę, że odcięcie od literatury źle mi robi, zaczęłam mylić nazwiska pisarzy :D

      Usuń
    4. Agrafku, wszak Jaruzela ceni Wielomski, a nie ma nikogo bardziej prawicowego niż Wielomski, jest tylko trochę inaczej, ale równie, przepraszam za słowo "równie", prawicowy Bartyzel, ergo: Jaruzel był prawicowy.

      Zajdel IMO pisał mocno jednostka-górą-a-przynajmnniej-powinna-próbować, tyle że zarazem był zbyt dobry, by nie dostrzegać racyj drugiej strony. Ale gdzie go umieścić w podziale prawica--lewica, to nie wiem.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. A WIĘC SIĘ NIE SKASOWAŁ, ZIUTA RATUNKU

    OdpowiedzUsuń
  7. Usunąć nadprogramowy?

    Wg mnie ważna granica przebiega między fantasy i SF. SF jest, lub przynajmniej ma pretensje do naukowości. Akcja toczy się w naszym świecie, wszelkie zmiany są zaś ekstrapolacjami opartymi o zjawiska teoretycznie możliwe. Tu jest miejsce na politykę. Fantasy ma gorzej. Ja nie za bardzo kupuję Mieville'a (chociaż lubię): w jego prozie jest tyle przegiętych fantazji, że stosunki społeczne w Bas-Lag (zresztą mocno karykaturalne) mogą po prostu być jeszcze jedną.

    Z indywidualizmem też jest różnie. Chyba po prostu wliczasz liberalizm do prawicy. Tak samo jak Korwina - który, tak jak krytyka polityczna, jest bękartem rewolucji (anty)francuskiej. Ale mniejsza o to. "Zagubiona przyszłość" Borunia i Trepki opowiada o rewolucji przeciwko kapitalistycznym, rasistowskim i patriarchalnym władcom habitatu. Rewolucji przeprowadzonej przez jednostki (na palcach jednej ręki można ich policzyć). Ich czyny zmieniają świat.

    "Kolektywnej" fantastyki nie kojarzę (może Asimov), więc powołam się na "Wojnę i pokój". To jest powieść o zbiorowości, świętej prawosławnej, konserwatywnej Rusi, która pokonuje jednostkę w osobie rewolucjonisty Bonapartego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie wyrwiemy się z labiryntu uwarunkowań. I my i nasi autorzy siedzimy w lokalnej historii po same uszy. Pisarze czterdziestoletni i starsi odreagowują komunę i buntują się przeciw temu, co uważają dziś za jej przejawy. Jak widzę dwudziestoletni (około) czytelnicy buntują się przeciw temu buntowaniu, bo chcieliby być wolni od podobnych uwarunkowań (w efekcie nie są, bo - jak mi się zdaje - być nie mogą). W efekcie typowy lewicowy bohater (Wędrowycz) staje się bohaterem prawicowym, a tym samym pokręconym symbolem najpoważniejszej obecnie prawicowej partii. A wszystko to dlatego, że piszemy i czytamy tu i teraz.

    Żeby było śmieszniej dysponujemy całymi tomami literatury fantastycznej o świecie, w którym zatriumfowała "sprawiedliwość społeczna", czy będzie to Sniegow, czy Trepka i Boruń, czy Petecki a nawet Lem, który jest w np. w "Edenie" ultrakomunistyczny, bo jego bohaterowie tracą takie przejawy zbrodniczego indywidualizmu jak imiona, pozostają im wyłącznie funkcje. Tylko nikt tego nie nazwie dziś literatura lewicową. Może dlatego, że widać w niej aż nazbyt wyraźnie socjalistyczny imperializm i zapędy kolonizacyjne.

    Zachód ma, być może, prościej. Nie jest uwikłany w nasze zaszłości. Dlatego Mieville może głosić konieczność rewolucji w świecie fantasy i zachowywać przy tym niewinność, choć sam zdaje sobie sprawę z tego, że posługuje się przede wszystkim metaforą (także stąd bierze się to, co Ziuta nazwał karykaturalnym obrazem społeczeństwa, choć nie przeczę, że metafory Mieville'a naznaczone są sporą dozą ideologicznej naiwności). Ale Zachód ma najpewniej własne zaszłości, których nie jestem świadom. Może ciągle leczy kaca kolonializmu (ślady tego widać i u Mieville'a - kto wie, czy to nie jeden z istotniejszych tropów u niego dla nas, gdybyśmy chcieli przez Mieville'a odkrywać inny, zachodni świat).

    @Mówił do siebie.... - w porządku. Nie czyniłbym z stosunku do Jaruzela czynnika decydującego o tym czy jesteś po lewicy czy po prawicy marszałka sejmu. Odnosiłem się tylko do konsekwentnie konstruowanego mitu lewicy opartej o Michnika. Że akurat mit ten zaprzecza temu, co pisała Czereśnia, to mi pasował. A przy ty, teza Czereśni jest programowo słuszna - rzeczywiście to niezły pomysł na fantastykę lewicową. Tyle, że jakoś nie przychodzi mi do głowy żaden utwór realizujący ten postulat.

    Ziuta - za Tołstoja 1000 punktów. Bardzo dobra uwaga. Aczkolwiek Tołstoj poniekąd dał podwaliny pod mistycyzm rosyjskiego komunizmu. Fakt, że "naród" u Sowietów (czyli u Stalina) pojawił się dopiero gdy zaatakowali się Niemcy i okazało się, że nie można budować oporu w oparciu o hasła komunizmu, jest więc to może dowód na klęskę utopijnej idei?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że trudno wyjść poza skojarzenia "tu i teraz", no ale przecież.
      Przepychanki "kto prawica, kto lewica" uważam za raczej jałowe - GW jest dla niektórych lewicowa, dla innych "rozsądna", jeszcze innych "czerwona", "żydowska"... albo neoliberalna, lizidupska (przepraszam Ziutę za brzydkie słowo:). Temat na inną dyskusję.
      Jak myślę o "prawicowości" w literaturze fantastycznej i przyległych (od publicystyki po flejmy na forach - kogo ani przez moment nie intrygowała obsesyjna homofobia pewnych panów, niech pierwszy rzuci kamieniem), mam na myśli Rozsądek. Wiarę w totalną wolność jednostki i jej całkowitą autonomiczność. Spójność. Pewność. (Dlatego wszystkimi kończynami podpisuję się pod postulatami Czereśni).
      No i tu się pojawia problem, bo ja bym chciała, aby fantastyka robiła podmiotowi kuku. Fantastyka nie musi być barwną scenografią dla ugruntowania swojego "ja", skoro posiada narzędzia mogące zachwiać podstawami tożsamości. Co oczywiście nie musi być jakieś bardzo smutne i nakręcone z ciemnymi filtrami.
      Hm, hm, LoTR vs. Doktor Who :)))

      Usuń
    2. Tak na gorąco - rozsądek nie istnieje. Nie w kategorii dyskusji politycznej. W niej każda strona chętnie powołuje się na "zdrowy rozsądek" i każda rozumie go po swojemu, wszystkich oponentów uważając za nierozsądnych.
      No cóż, mnie cieszy fantastyka, która mówi o mojej tożsamości, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że każda forma sztuki o niej mówi. Rozumiem, chyba, czego Ty oczekujesz, ale nie mam tego za warunek konieczny, by obcować z dobrą fantastyką.

      Usuń
    3. To nie jest warunek konieczny - ja w ogóle nie uważam, że są jakieś "warunki konieczne". To tylko kolejny punkt na liście "potencjał narzędzi".
      Also: czego spróbować najpierw, Dworca Perdido czy Blizny? Przymierzam się do Chiny M. od kilku lat, ale póki co przeczytałam tylko połowę Miasta i Miasta (chyba nudne było) i kupiłam w taniej książce bardzo ładnie wydane to dla dzieci z fruwającym kubełkiem na śmieci na okładce (bodajże 14 zło, polecam)

      Usuń
    4. Zostawiwszy żarty i Jaruzele: kłopot z prawicowością lub lewicowością Wędrowycza -- nie upieram się, bo prawie nie czytałem, a na więcej się nie zapowiada -- leży w ustaleniu, czy libertarianizm jest prawicowy, czy lewicowy; kiedyś w Stanach uznawano go raczej za lewą stronę, ale czy słusznie? IMO najrozsądniej traktować go jako pewną metafilozofię, w ramach której da się lepiej gorzej wyznawać różne wartości. I tak np. Hoppe będzie skrajnie prawicowy (mimo flirtów z marksizmem!), a np. Samuel Konkin -- skrajnie lewicowy. I z lewa, i z prawa można anarchizować (do pewnych granic, innych z każdej strony), a także ujrzeć nieprzykładalność owego anarchizowania do podziału prawo--lewo, patrz Jünger. Zauważcie zresztą, że np. to, co agrafek pisał na DOF-ie o Wędrowyczu ("z kościołem się jakoś bardzo nie lubi, a ze służbami mundurowymi wcale"), w sumie znakomicie pasuje do amerykańskiej Old Right z okresu międzywojnia. Tak więc pomieszanie z poplątaniem, jak zawsze, I m.in. dlatego niczym artemis (dobrze identyfikuję?) "przepychanki >>kto prawica, kto lewica<< uważam za raczej jałowe". Jeśli jednak miałbym zaproponować jakiś wyznacznik, to najlepszym, choć wadliwym, byłby stosunek do tradycji i postępu. Patrzę na postęp podejrzliwie, niechętnie wręcz, przeto jestem prawakiem (nawet jeśli tradycję traktuję wybiórczo, ale jednak z większa sympatią). Tylko trzeba zastrzec: jeśli na ten postęp, co jest, patrzę niechętnie, ale mam swój inny postęp, wymarzony i szybki jak błyskawica -- to lewak ze mnie bezsprzecznie. Bo przecież jeżeli mierzyć będziemy indywidualizmem a kolektywizmem i etatyzmem a antyetatyzmem, to uczynimy komunistę z de Maistre'a. I tutaj dochodzimy do robienia podmiotowi kuku -- chyba lewa strona daje więcej możliwości? Ale nie wiem, jeszcze tego nie przemyślałem.

      @VN -- mogę z ręką na sercu powiedzieć, że obsesyjna homofobia (*) pewnych panów nie intrygowała mnie ani przez moment, ale akurat kamieniami nie lubię rzucać, a poza tym nie bardzo wiem, w kogo miałbym :P

      (*) już mi prawem skojarzenia ręka drętwiała przed użyciem tego słowa, bynajmniej nie ze względów ideologicznych, choć jest nadużywane, ale szczęśliwie w porę zauważyłem, że w odróżnieniu od "homo-" i "heteroseksualizmu" nie stanowi obrzydliwej zbitki grecko-łacińskiej. Tak więc "homofobia" jest ok.

      Usuń
  9. Przypomnieliście mi "Podróż XIII" z Dzienników gwiazdowych. Tam przecież zlikwidowanie podmiotu ma być klucze do społeczeństwa idealnego. Lem staromodnie pisze o stosunkach zawodowo-finansowych, sprawy seksualne i płciowe zostawiając na boku – dziś proporcje byłyby odwrotne. Ale, jak pisał Junger, "może to być ideałem Hindusa, ale nie naszym." :) A to nawet pasuje jeszcze bardziej: "naszym jest ideał potężnej wewnętrznej siły, która w świetle widzialnym tworzy swoje pomniki i podobizny, tak jak głębia człowieka gotyku tworzy strzeliste dachy katedr na swoje podobieństwo".

    Prawicowa fantastyka ma jeszcze jedną słabość, o której zapomniałem. a która być może jest najistotniejsza: kompletny brak rodziny. No nie ma czegoś takiego u naszych mistrzów pióra. Wędrowycz w większości tekstów jest samotnikiem, wnuczek i syn mają może z dwa epizody (na kilka zbiorów opowiadań!), żona wspomniana jest bodaj raz. U Grzędowicza nie lepiej – Drakkainen to patologiczny samotnik, koleś z Weekendu w Spestreku (chyba najbardziej znienawidzone przez fandomowych lewaków opowiadanie Jeremiasza) robi za wujka z Ameryki i nawet w obyczajowej Księdze jesiennych demonów rodzina jest gdzieś w tle. To niesamowite, zwłaszcza że rodzina ma być jednym z fundamentów konserwatywnej wizji świata. Mógłbym teraz wystosować apel do lewicowców: zawłaszczcie rodzinę, a pobijecie prawaków na ich własnym terytorium!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm. Ja tylko na chwilkę, bo w temacie rodziny mi się przypomniało - jak zakwalifikuje się Eugeniusza Dębskiego? U niego rodzina jest, z tego, co pamiętam ratowanie Pymy i potomka (chyba) z opałów stało się w drugim czy trzecim tomie głównym zajęciem Owena Yeatesa.
    O ile nie mam większych problemów z ustawieniem autorów na skali ideolo, to z książkami tych autorów jednak mam problem. A raczej nie mam problemu, bo właściwie wog'le o tym tak nie myślę. LotR prawicowy? No, jest konserwatywny, ma podłoże religijne, ale żeby prawicowy? Nie pomyślałbym tak o LotR, mimo że fragmentaryczne przesłanki w sumie pasują. Albo Goodkind - podobno ultrarandystowski, ale to po prostu kiepska literatura, ideolo już jest co najwyżej wisienką na zsiadłej śmietance. Jedyny w sumie przykład ideolo, które jest niby nie do pominięcia, to Iain M. Banks i jego Kultura, będąca komunizmem (i jednocześnie libertarianizmem) spełnionym. Ale i tak można świat przedstawiony potraktować jako Najwyższe Stadium Rozwoju po prostu, niezależnie od ścieżki, która doń doprowadziła. Albo taka McMaster-Bujold - z jednej strony rodzina, tradycja, wojsko to to, czym stoją Vorkosiganowie. Ale przecież ta sama pani w tym samym uniwersum napisała (raczej na serio) "Ethana z Athos", czyli powieść o nieco niezgułowatym homoseksualiście, który poszukuje nowej partii jajników dla jego czysto gejowskiej planety.
    A co do polskich autorów... Jeremiasz uprawia jeremiady, taką ma stylówkę publicystyczną i literacką. Pilipiuk jest zanurzony w przeszłości, Kołodziejczak teraz to nie wiem w sumie, ale "Wstań i idź" z pewnością lewicowe nie było. Komuda nie wiem, czy może być umiejscowiony prawicowo-lewicowo, skoro ideałem jest dla niego warcholstwo i szlachecka anarchia. Piekara - nie mam pojęcia, nic jego od lat nie czytałem, w jakichś starych Arivaldach ideolo chyba nie było. Romek Pawlak - nie mam pojęcia, czy ma ideolo w tekstach. Zresztą u Pacyńskiego też to ideolo wog'le nie zauważałem - może to kwestia mojej wspomnianej wcześniej ślepoty na ten aspekt twórczości. Ania Kańtoch? Jest tam jakieś ideolo? Chyba nie. U Dariusza Domagalskiego jest, w postaci deklarowanego i wprowadzanego w tekst ścisłego podziału na złych i dobrych - ale z kolei ten podział jest raczej narodowościowy (Polak dobry, Krzyżak zły) niż polityczny. Wegner? Jeśli wojsko, honor, pamięć o towarzyszach to cechy prawicowe, to prawicowy pisarz pełną gębą. Dukaj, Protasiuk, Guzek, Piskorski... nie wiem.
    Myślę, że to, że obecnie najlepiej się sprzedający pisarze F to prawicowcy to wychył, wynikający z historii. Ci, co pisali opowiastki o Inżynierach, zawieszających sztuczne słońca nad Arktyką na chwałę Komunizmu umilkli po '89 (albo byli Lemem, czyli prawie na jedno wychodzi w działce prozy), zostali ci, co w fantastyce próbowali kopnąć reżim w łydkę. Po '89 mogli to robić otwarcie, co części zostało i kopią dalej, mimo że reżim zdechł (tzn. wg nich wcale nie, bo ZSRE czyha).

    nosiwoda

    OdpowiedzUsuń