poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Skąd oni biorą fabuły?

Kolejne Wielkie Pytanie, to akurat zrodzone z lektury wiosennego F&SF.
Były tam dwa opowiadania. UWAGA SPOILERY!
W opowiadaniu A bohater spotkał gościa, którego wiedza może zmienić świat na lepsze. Na wiedzę tę dybali hitmani złej evil korporacji. Hitmani oczywiście pojawili się i zrobili rozpierduchę. Gość z wiedzą zginął, ale wiedza przetrwała. Z pewnością zmieni świat.
W opowiadaniu B ze światem działo się naprawdę źle. Na szczęście bohater spotkał kolesia, którego wiedza wszystkich uratuje. Na kolesia dybali hitmani złej evil korporacji. Zabili go, ale wiedza przetrwała, by zmienić świat.
Frapujące jest to, że oba teksty popełniły dwie wschodzące gwiazdki SF: Ted Kosmatka (Śmiercionauci) i Paolo Bacigalupi (debiutancka The Windup Girl kosi wszystkie nagrody). Na szczęście nie jest źle. Kosmatka broni się faktem, że jego złą evil korporację znam osobiście (pozdrowienia dla beżowego człowieka z Londynu), Bacigalupi robi wielką chętkę na powieść (MAG ma ją wydać na początku przyszłego roku; nie mogę się doczekać).

Niemniej od razu człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego fantastyka tak kuleje pod względem fabuł. Męczy się taki pisarz, tworzy świat, albo przebija się przez roczniki Świata Nauki, a potem swój twór pakuje w ramy powieści sensacyjnej a la Dan Brown, albo czarnego kryminału (czarnego, bo nie trzeba się aż tak wysilać z konstruowaniem intrygi jak w klasycznym, wystarczy detektyw pijak i famme fatale składająca zlecenie – myśli nasz pisarz).
Oprócz tego zostają 3 fabuły podstawowe, rodem z czasów papy HG Wellsa: powieść o odkryciu naukowym (SF), quest (fantasy doprowadziło temat do mistrzostwa) oraz upiór przybywa do spokojnego miasta i trzeba go ukatrupić (horror).
Są też autorzy przekraczające granice. Nie bojący się czegoś więcej. Innej fabuły. Paru takich można znaleźć i u nas (chociażby Szostak, którego teraz czytam). Dziwnym trafem są to ludzie z dużą znajomością tak nielubianego głównego nurtu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz