Mój pierwszy Polcon dobiegł końca przedwczoraj, a ja cały czas przygnieciony nawałą wrażeń nie jestem w stanie ułożyć ich w sensownym porządku. Trochę pomagają zdjęcia i relacje znajomych. Ale nie będę pisał relacji. Skupię się na jednym elemencie i jeżeli trafi się coś innego, to dlatego że z tego elementu wyrastało. A więc: ludzie polconu.
Mamy forowiczów. I niesamowitą myśl, że "fantasta" to znamię wypisane na czole. Bo i ja (koleżankę) Czereśnię i (koleżanka) Czereśnia mnie poznała na dworcu, chociaż żeśmy się nigdy nie widzieli. Podobną intuicję wykazał berbelek. Straszne to tak samo jak niesamowite.
Przyjechali i inni, z Drugiego Obiegu, SFFiH, Fahrenheita. Nosiwoda, draken, flameno, Bakałarz, Chiisaineko z Maruchinem, Zgaga, Czarny, Raven z AZoKo, Tsiar, oraz wielu innych, których strach wymieniać, bo jeszcze kogo pominę – i będzie wstyd. A szwarcbrygada obije.
Kolejną refleksją jest to, jacy różni mogą być ludzie. Idziemy w piątek nocą na kampus, a tu wyrasta przed nami Wit Szostak z połowicą. I tenże Szostak, łeb jak Cray (Oberki zachwycają, Chochoły zakupione) rozmawia z nami gdzie kto pije. Jak jaki człowiek, a nie pisarz-filozof. Rewelacyjna sprawa, życzę mu wszystkiego najlepszego i coś z tych życzeń się już spełnia, bo przedpremierowe Chochoły schodziły na pniu w konwentowym sklepiku, a na prelekcję "Czy fantasy potrzebuje realizmu?" (po której zupełnie inaczej patrzę na narrację i ontologię utworu literackiego) waliły dzikie tłumy. Wbiłem się tylko po znajomości. A przecież Wit Szostak to nie Sapkowski, a jego książki są zbyt nietypowe by zostać bestsellerami.
Skoro już o Sapkowskim. Dwa punkty z nim ominąłem, na trzeci – nieoficjalny, polegający na podglądaniu kompromitacji Mistrza – nie dobiegłem. Może to i dobrze. Spuśćmy łaskawie zasłonę milczenia. Smutne to.
Od pisarza Andrzeja Sapkowskiego przechodzimy do pisarza Pawła Majki. Gratulacje, ukończył nareszcie powieść (a miał ich rozgrzebanych ze sześć). Z drugiej strony czuję się dziwnie, bo chyba go nie doceniam. Z mojego bliskiego, krakowskiego punktu widzenia Paweł to agrafek – inteligentny człowiek, czytelnik dobrych książek, znakomity gawędziarz. I przez tę bliskość gubi mi się pisarz Paweł Majka. Nocna dysputa z Michałem Cetnarowskim o Trzecim Świecie sięgała pułapu niebieskiego. Wiem dobrze, co mówię, bo siedziałem między nimi i omal nie poleciałem na plecy, trafiony nisko przelatującym argumentem. Mój fałszywy obraz zburzyła do reszty (koleżanka) Czereśnia, malując swój portret agrafka. Wyszedł drugi Dukaj, z dorobkiem mniejszym od pierwszego, bo kiedy tamten siedzi w ciepełku i pisze, nasz musi niczym śmiertelnik łazić co rano do roboty.
Padło nazwisko mc, czyli Michała Cetnarowskiego. Jego sytuacja jest odwrotna od agrafkowej. Mc to chodząca inteligencja i wiedza literacka. Gdyby żył pół wieku wcześniej i trafił na Wisławę Szymborską, noblistka albo by na starcie zaczęła pisać lepiej, albo rzuciła poezję na rzecz krawiectwa. Tertium non datur. Kontakt z Cetnarowskim odmienia. Z drugiej strony, jest jeszcze inny Michał Cetnarowski, który stwierdza, że wypił za mało piwa, żeby wdawać się w dyskusje o polityce i religii (ja sobie założyłem, że u mnie dawka zbliżona jest do śmiertelnej; przeważnie trzymam się założenia).
Jeżeli mc i agrafek, to muszę wspomnieć o reszcie Nowych Idących. Było ich na Polconie pięciu (Majka, Małecki, Miszczak, Wegner, Zbierzchowski) z supportem w postaci Jakuba Nowaka, który do Nowe Idzie nie trafił, bo się żenił. Gdy są razem, moc się kumuluje i zwala z nóg. Słyszałem o przypadkach, gdy wannabe autor zrezygnował z marzeń po lekturze Steibecka, ale Nowi Idący nie są gorsi. Gaszą jak świeczkę. Strach pomyśleć, co powypisywali do antologii hard SF.
Cezary Zbierzchowski z kolei fajnie wpasował się w mój stary wpis o tym, co czytają polscy pisarze fantastyki. Przyznał się bowiem do zachwytu Ślepowidzeniem oraz tego, że przez długi czas był głodny SF i dopiero od niedawna może wreszcie ten głód zaspokoić. W ogóle ludzi, którymi Ślepowidzenie wstrząsnęło jest więcej. Chociażby Andrzej Zimniak.
A przy Zimniaku zataczamy pętlę, wracając do (koleżanki) Czereśni, bowiem to on nazwał Czereśnię koleżanką. I chociaż jej nie zna, zapowiedział piękną karierę naukową. Tylko się cieszyć.
było jeszcze wiele więcej. Prelekcja o brytyjskiej telewizyjnej SF (rewelacja), prelekcja o analitycznej predykcji zachowań (spodziewam się wysypu prozy, był tam Andrzej Zimniak, andre, mc i bodaj byszbysz; mc ostro notował), prawda o wydawnictwach (pod postacią trzech spotkań: Maga, panelu wydawców i jak wydać książkę w Polsce; dowiedziałem się dużo, cieszy że Uczta Wyobraźni żyje i że Zysk idzie ostro z Mievillem) dwa świetne panele (o ofensywie SF i o cyberpunku, w którym żyjemy; podczas tego drugiego mc prawdopodobnie sypnął, o czym będzie pierwsze polskie opowiadanie w F&SF) oraz trzy panele gorsze. Dwa z tych gorszych pokazały, jak daleko odeszli młodzi autorzy od pokolenia Klubu Tfurców (przykładem byl Grzędowicz). Zresztą porónajcie sobie, czytelnicy, wieczny Grunwald, z Panem Lodowego Ogrodu. Dajecie wiary, że oba teksty wywodzą się z podobnych okolic, czyli starej dobrej polskiej prawicowej fantastyki? Gdzieś jest pęknięcie, a przyczyną jego jest coś więcej, niż zaczytanie młodzieży Mievillem i Masłowską.
Powoli zbliżamy się do końca. Ktoś powiedział, że długość moich wpisów jest nieproporcjonalnie długa w stosunku do ilości czytelników. Dotyczy to nawet wpisu, w którym tylko wkleiłem obrazek. Może warto uderzyć w szersze kręgi, ale nie wiem, czy są jakieś kręgi, które chciałyby mnie wysłuchać.
A o Zajdlach nie powiem nic ponad to, co wisi już na portalach i forach. Fajnie byłoby krytykować wyniki, gdyby Anna Kańtoch była zblazowana, zepsutą do szpiku kości kobietą. Ale ona potem siedziała na murku. Czy ktoś kto siedzi na murku może być zły?
Świetna relacja. Ugryzłeś ją z naprawdę fajnej strony, bo właściwie czym jest konwent jak nie ludźmi, którzy na niego jeżdżą. Za takie spotkanie w drodze na piwko Wegnera (jak ty spotkałeś Wita) dużo bym dała :) i jeszcze jakby na to piwko poszedł razem z nami i rozprawiał tak swobodnie jak agrafek! Toby było moje prywatne wow.
OdpowiedzUsuńWegner przywiózł ze sobą dzieci, więc pewnie by nie mógł. Musimy zadowolić się wschodem-zachodem :-)
OdpowiedzUsuńNo, no, ale, ale.
OdpowiedzUsuńTo nie Zimniak zaczął od "Kol. Czereśni, której nie znam", tylko Maciej Parowski. Zimniak za to potem powiedział "kol. Czereśnia, którą znam z internetu". A dokończył Cetnar, który powiedział coś w stylu: "no, to co mówi tutaj Teresa...".
A to wszystko i tak moja zasługa , bo gdybym nie przywołał komentującej po cichu z drugiego rzędu Czereśni w mojej wypowiedzi, to może wcale by się nie zdecydowała na głośną kontrę. O!
oooo w sumie racja... siedziałam obok to wiem.... ;)
OdpowiedzUsuń@nosiwoda
OdpowiedzUsuńI tak właśnie było, tako rzekę ja :D
ZIUTA ZAKŁAMUJE HISTORIĘ!, że użyję języka polskiej debaty publicznej :-P
OdpowiedzUsuńDlatego czas najwyższy PRZERWAĆ MILCZENIE !1!!
OdpowiedzUsuń