Obiecywałem, że na moim blogu (raczej) nie będzie polityki. Nadszedł czas, ażeby wykorzystać możliwość zrobienia wyjątku, jaką daje mi "raczej". Zresztą wpis dojrzewał miesiącami.
Główna inspiracja pojawiła się jednak niedawno. Chodzi o artykuł
Wyobraźnia po prawej stronie, który ukazał się w weekendowej rzepie. Zbieżność tytułu ze
znanym tekstem Dukaja nieprzypadkowa.
Dominacja prawicowców w polskiej fantastyce to temat stary jak świat i trudno wymyślić cokolwiek nowego. Artykuł jest taki sobie, ot średnie stany Rzepy. Ale może posłużyć jako podkładka pod nieco szersze rozważania. W tym celu zalinkuję jeszcze
Drugi obieg, gdzie jak zwykle pojawiły się głosy wybijające ponad przeciętny poziom dyskursu w fandomie. Jak chociażby teza
agrafka, że prawoskrętność dotyka również wydawnictw (zwłaszcza teraz, kiedy po kolejnej ofensywie kryzysu wydaje się, że przeżyły już tylko Fabryka, Powergraph i NCK). Nie chcę tu oczywiście brutalnie wmawiać ludziom poglądy, z którymi się nie utożsamiają, więc z góry proszę o wybaczenie.
Już spojrzenie na najgłośniejsze nazwiska udowadnia pewien przechył w prawo. Ma on przyczyny historyczne znane chyba większości. Z jednej strony zaczytana w Zajdlu stara gwardia w rodzaju Parowskiego, Oramusa i Wolskiego (tego ostatniego nigdy nie rozumiałem), z drugiej strony młodsza o 10-20 lat ekipa
Klubu tfurców, nie lubiąca wszelkiej komuny i zakochana w kapitalizmie.
Z drugiej strony od dłuższego czasu na prawym fandomie nie pojawiło się żadne nowe nazwisko. Ciągle ci sami: Pilipiuk, Grzędowicz, Komuda, Piekara, Ziemkiewicz (honorowo) itd. Był jeszcze Twardoch, on jednak wysiadł z tramwaju prawica na przystanku "śląska melancholia". Wielka szkoda, bo wnosił coś świeżego, a w końcu każde zamknięte towarzystwo zaczyna po pewnym czasie zjadać własny ogon. I to chyba dopadło prawicowych fantastów, którzy od lat nie wymyślili niczego nowego. Powstają kolejne tomy kolejnych książek, ale nie towarzyszy im żadna nowa idea. Świat rodzi nowe wyzwania dla literatury, a
Pan lodowego ogrodu pozostaje taki sam, jak w 2005. A już wtedy wyglądał tak, jakby idea w nim tkwiąca istniała już w 1995. Szczęśliwie Jarosław Grzędowicz umie pisać; w przeciwnym razie skończyłoby się jak w opisywanej przed Dukaja książce Kempczyńskiego – repozytorium przeterminowanych pomysłów. Niestety, dobre pióro nie leczy z impregnacji. Wstyd było czytać, gdy Grzędowicz (ja ciągle o nim, bo to chyba najgłośniejszy reprezentant nurtu), konfrontując się z nowym problemem, robi jedno: wyśmiewa.
Drugim felerem fantastycznej prawicy, zamkniętej w niewielkim kręgu podobnych do siebie osób jest pomieszanie akcydensu z atrybutem, czyli spraw przygodnych z jądrem światopoglądu. Po prostu autorzy mimowolnie biorą własne kompletnie aideologiczne upodobania za ich część. Najlepszym przykładem są papierosy. Grzędowicz "uprawicował" je w następujący sposób:
władza lewicowych biurokratów chce zmusić ludzi do zdrowego trybu życia, więc zakazuje im palić tytoń. Ergo: fajki są prawicowe.
Tymczasem ja uważam, że odwrót od tytoniu jest zjawiskiem społecznym. Jeszcze sto lat temu w urzędach i miejscach publicznych można było znaleźć spluwaczki (kto czytał Szweja, ten na pewno kojarzy). Spluwanie było czynnością typową dla dorosłych mężczyzn. Kobietom i dzieciom spluwać nie było wolno. Potem jednak spluwaczki zniknęły z życia publicznego. Uznano je za niehigieniczne, gdyż ślina roznosi choroby, oraz nieestetyczne. Obecnie pluje tylko margines społeczny. Identyczny proces zachodzi dzisiaj w przypadku papierosów, a to co fantaści-prawicowcy uważają za próbę wchodzenia władzy w prywatne sprawy obywateli, to po prostu zwykły populizm, sankcjonowanie czegoś, co dzieje się samo przez się.
Czyni mnie taka nieortodoksyjna interpretacja lewicowcem?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhK2ytmHdJtfd6TlDn85dgs4T89AF3gaUPbwvIpVxn5wIkoNfeXEQ-oZepiHMUT-bREy_WBRpGx6Y3RAeGYAaT5_m2i3RW0Y8ddCaDQYwz9d22AsGhCQsaqvqJpEC4dQWQwds8ZYPzcLww2/s320/communism-never-looked-so-cute.jpg) |
Lepszego obrazka nie miałem. Anime, a fe! |
W tym miejscu mógłbym zakończyć wpis. Artykuł z Rzeczypospolitej opisywał, jak to prawica rządzi w polskiej fantastyce, ja natomiast spróbowałem pokazać, wcale nie jest tak dobrze, a kolos ma gliniane nogi. Koniec. Na szczęście pozostały jeszcze dwie części eseju Dukaja (
2,
3), w których próbował wzmocnić lewą nogę fandomu. Musiał najwyraźniej przeczuwać, że może z tego nic nie wyjść, bo zaproponował też, by z jego koncepcji skorzystała i prawica (absorbując nowe idee, o braku których pisałem wyżej).
Lewicowej fantastyki (jako realnej siły) w Polsce nie ma. Był Pacyński, ale umarł, próbuje się podczepić Sapkowskiego, ale jego przynależność ideowa jest bardziej skomplikowana i zdefiniowanie jej pozostaje poza celami mojego wpisu. Są za to fandomowi lewicowcy, niezdolni (jak mi się na razie wydaje) do stworzenia literatury. Nawet nie takiej, która by coś odkrywała, ale zwykłej odpowiedzi na prawicową dominację.
Zachód przy nas to zupełnie inny świat. Mieville pisze marksistowskie fantasy, Stross przegania ze swojego bloga reakcjonistów – rozumiecie, czytelnicy? Są na świecie miejsca, gdzie słowo "reakcjnista" coś znaczy i nie wywołuje u słuchaczy napadów szyderczego śmiechu. Więcej, każdy może tam dolecieć samolotem!
A u nas nic. Żeby było jeszcze śmieszniej, fandomowi lewicowcy (tutaj disklajmer: piszę o tych, których mogę najłatwiej znaleźć w internecie, żadnych badań nie prowadzę) szczycą się uwielbieniem dla nowoczesnych technologii, ale jednak nie potrafią wykorzystać z
Amazon Kindle, aby przetransferować lewoliteraturę nad Wisłę.
Może właśnie o opozycję nowoczeność-tradycjonalizm się rozchodzi. Wyrażanie prawd i intuicji o świecie przy pomocy literackiej fikcji to rzecz dawna, a szczyty osiągnęła w XIX-wiecznej powieści. Dlatego w Polsce literatura fantastyczna jest prawicowa, bo ma korzenie w zanurzonej przeszłości. Zachód natomiast z jego Strossami i Mieville'ami paradoksalnie są na wcześniejszym etapie niż my. Tkwią jeszcze w imperializmie, po nas przeszła już z definicji nieuchronna Rewolucja. Wkrótce Nieuchronna przetoczy się przez syty Londyn i Nowy Jork, a literatura fantastyczna zniknie. Jak ktoś widzi w tym pomysł na futurologiczne opowiadanko, to może pożyczyć – nie zabraniam.
Co robi więc fantasta-lewicowiec, skoro, jak wykazałem, literatura to forma ekspresji przynależąca do prawaków? Żywiołem jego jest teraźniejszość. Przeszłość pomija z powodów już wyjaśnionych wcześniej, przyszłość niebezpiecznie kojarzy się z Wiecznością (albo Chruszczowem zapowiadającym komunizm na za 20 lat). Trollerka, prowokacja, mem (być może za 100 lat będziemy wspominać Dukaja za wprowadzenie tego pojęcia do języka polskiej lewicy internetowej), wielki szyderczy LOL i szybki wjazd na Terlikowskiego. Czasem przynosi to wspaniałe efekty, w końcu akcję, dzięki której polski satelita będzie nosił imię Lema zainicjował znany w towarzystwie osakana. Niemniej lewica celuje w happeningu i pielęgnowaniu stylu, a literatura do żadnego z obu po zwyczajnie nie pasuje.
Lewicowcy, mimo wszystkich różnic, w niektórych aspektach przypomina prawicę. Dolega im dokładnie takie samo nierozróżnianie atrybutu i akcydensu. Za atrybut uznali brodę. I wąsy. Oraz sandały – koniecznie ze skarpetami. Brodato-sandalasta figura buca, której nienawidzą i której się lękają tak ich opętała, iż nie dostrzegają, że wizerunek zamienił się w swoją karykaturę. Mamy 2012, najbardziej niebezpieczni z prawicowców są na etapie doboru poszetek pod kolor krawata. Jedynym większym skupieniem prawicowców, które hołduje stereotypowi brodacza są zapóźnieni fandomowcy. A i oni do niej nie pasują całkowicie, bo arcywróg Jarosław Grzędowicz goli się gładko. Co więc robię lewicowcy? Zamiast postąpić rozsądnie i porzucić umarłą metaforę, brną w nią dalej.
Fascynująca jest jeszcze u lewicowców-fantastów atencja, jaką darzą Jacka Dukaja. Przed laty na jego tekst zareagował jedynie (negatywnie) Grzędowicz. Powtórzenie jego tez przez dziennikarza Rzeczypospolitej (z podaniem źródła!) od razu wywołuje głosy obruszenia. Że nie, bo Sapkowski, Jabłoński i Pacyński świętej pamięci, że trololo, wybiórcze zestawienie naciąganych faktów, na każdego prawaka znaleźlibyśmy tuzin lewaków, gdyby tylko nam się chciało, a poza tym w zeszłym roku Wojciech Orliński puścił opowiadanie. Dowodzi to, jakiej nietykalności dorobił się Dukaj. Pamiętajmy przecież, że swego czasu Tomasz Piątek
zdemaskował go jako neoliberała. Całkiem trafnie, jeżeli pominąć szczegóły oraz styl wrednego donosu. W samej Wyobraźni po prawej stronie można znaleźć kilka kompromitujących autora cytatów: od pochwały Weekendu w Spestreku po stwierdzenie, że obciachowa SF lat 90, strasząca Unią i eutanazją miała silne podstawy w rzeczywistości.
Czyżby więc lewica w fantastyce jest tak słaba, że wspiera neoliba, giełdowego dorobkiewicza, w nadziei, że obroni ich przed Pilipiukiem i Grzędowiczem? Zgroza.
No chyba, że wbrew pozorom z lewakami wszystko okej, a Dukaja lubią za dobrą prozę bez względu na ideologiczne podteksty.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjV3tZ1YEs3PJuVixVX9qXWpPaZzdX_byVOI1FAgUkDn9cG1g64NrGlkPuHEgy7BQJmKvIRWrWdixIAiN6fYTvX_mVwIMQJ5enDyzhrG2bFTUkSDRCIXHhAftjiaiPnvJpvlVDSOP7tZEFD/s280/rainbow_dash.jpg) |
Ale znalazłem! :-* Rainbow Dash! |
Wypada kończyć. Co dodać? Prawica powoli wymiera, lewica nigdy się nie rozmnoży. Wygra bezideowość. Polityczne intencje w fantastyce będą niemile widziane, bo "polityka" stanie się przeciwieństwem słowa "normalność", a na nic fandom nie jest tak przeczulony, jak na podkreślaniu swojej normalności. Odejdą w niepamięć stare spory, nastanie pokój i dobro, a w wypalonych przez wojnę ruinach gniazda uwiją pierwsze jaskółki. Czego wszystkim życzę.
Postscriptum: jeżeli ktoś wybiera się na tegoroczną Avangardę, to będzie miał okazję wysłuchać wystąpienia prawdziwego prawicowca z PiS – Przemysława Wiplera. Nie wiem, czy to będzie osobna prelekcja, panel, czy coś innego, ale myślę, że warto się wybrać. Wipler to nie byle poseł z ostatniego rzędu,
dał na wizji kuksańca Hofmanowi. Czyli zrobił coś, na co pozwala sobie tylko Kaczafi. Do tego chyba zna się na fantastyce, w każdym razie głośno złorzeczył na zakończenie trzeciego Mass Efectu.